- Autor: Krzysztoń Barbara
- Tytuł: Karolino nie przeszkadzaj
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1976
- Recenzent: Ewa Helleńska
LINK Recenzja Wiesława Kota
PECHOWY MALARZ, FAŁSZOWANE IKONY I UPIORNA BABCIA KAROLINA
Barbara Krzysztoń jest autorką trzech kryminałów – są to „Agata”, „Człowiek w czarnym kapeluszu” i „Karolino nie przeszkadzaj”. Ten trzeci lubię najbardziej.
Kraków, upalny czerwiec we wczesnych latach siedemdziesiątych. Już na pierwszych stronach mamy do czynienia z morderstwem – zamordowany został w swej pracowni niejaki Grzegorz Janota, malarz, pedagog z Akademii Sztuk Pięknych. W dniu zabójstwa artystę odwiedziło parę osób, również przez dom, w którym mieszkał denat, przewinęło się sporo ludzi. Milicja nie ma łatwego zadania. Okazuje się, że Janota nie był osobą kryształową, wręcz przeciwnie – był zaangażowany w machlojki związane z przemytem cennych ikon, fatalnie zakończył się jego dawny romans ze znaną pianistką, gdzieś obok niego grupa chłopaków handluje narkotykami. Co najmniej kilka osób ma powód, by pozbyć się Janoty. W dodatku wszyscy podejrzani kłamią w żywe oczy, co znacznie komplikuje śledztwo. A śledztwo prowadzą kapitan Derko, porucznik Bartkowski oraz podporucznik Marcin Zieja, nadzieja MO, młody oficer stojący u progu wielkiej kariery, którego talentów nikt na razie nie dostrzega.
Zaletą książki jest wartka i wielowątkowa akcja, do końca nie wiemy – a w każdym razie nie jesteśmy pewni – kto i dlaczego zamordował Grzegorza Janotę. W trakcie czytania okazuje się, że tylko nieliczni bohaterowie mają czyste sumienie, większość z nich jest wmieszana w jakieś niezbyt uczciwe i zgodne z prawem działania. No i jest tu tytułowa Karolina – babcia porucznika Ziei. Starsza pani umiejętnie wyciąga od wnuka wiadomości dotyczące przebiegu śledztwa, ciągle poucza Marcina i krytykuje działania milicji, w końcu zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę. Trzeba przyznać, że przeszkadza, ale też pomaga wnukowi i jego starszym kolegom – jej zasługi w wykryciu winowajców są niezaprzeczalne. Marcina działania babci i jej wścibstwo doprowadzają do szału.
„- No dobrze – odezwała się wreszcie. – Przypuszczam, że już macie jakiś pogląd na sprawę?
– Oj, babciu. Stanowczo jest na to za wcześnie. Naprawdę masz za duże wymagania. Cała maszyna poszła dopiero w ruch. Przesłuchania, ekspertyzy…
Babka wpadła mu w pół zdania.
– Analizy, elektrolizy…
– O czym ty mówisz?!
– Fotokomórki i komputery. Wiem! Wiem! Ale żeby maszyna poszła w ruch, ktoś musi mieć jakiś pomysł. Ktoś musi ją zaprogramować.
– Jeżeli już używasz tego porównania, to zwracam ci uwagę, że do zaprogramowania niezbędny jest pewien zasób informacji. W przeciwnym wypadku maszyna da błędną odpowiedź.
Karolina z furią szydełkowała.
– Zresztą może Derko ma już jakąś koncepcję – dodał jak zwykle ugodowo.
– A ty?
– Ja? – Marcina aż zatkało. – Tak, mam koncepcję. Janotę zamordował doktor. Wyszedł z gabinetu przez okno. Pacjenci w poczekalni stanowią jego alibi. Zatłukł Janotę, ponieważ „mistrz” romansował z jego żoną! Idę wyprowadzić psa.
Kika już tańczyła koło niego na dwóch łapach.
– Serczyńska była kochanką Janoty?
– Nie wiem! – krzyknął i strzelił drzwiami.”
Mam sentyment do tej właśnie książki Barbary Krzysztoń jeszcze z innych względów – pamiętam bowiem, że czytałam ten kryminał po raz pierwszy w dość szczególnych okolicznościach. Wiele lat temu dość nagle trafiłam do szpitala z nietypowym złamaniem nogi. Następnego dnia miałam przejść zabieg chirurgiczny. Ojciec przyniósł mi do szpitala właśnie „Karolinę”. Wszyscy (zarówno personel medyczny, jak i leżące na tej samej sali pacjentki) patrzyli na mnie ze zdziwieniem i chyba lekkim obrzydzeniem. Zamiast bać się operacji, czytałam; poza tym przeszkadzało mi wszystko, co zmuszało mnie do przerwania lektury. A to robiono mi jakieś badania, a to przychodził na rozmowę anestezjolog, w końcu zawieziono mnie na blok operacyjny. A ja koniecznie chciałam dowiedzieć się w końcu, kto zabił Grzegorza Janotę. Wynika stąd, że książka jest chyba dobrze napisana.