Kłodzińska Anna – Za progiem mroku 169/2009

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Za progiem mroku
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 240000
  • Recenzent: Jan Bielicki

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
LINK Recenzja Adama Sykuły
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Spektrograf, nolakson i intuicja w służbie walki z narkomanią

A pani była dziś na konsultacji u naszego lekarza. Dał pani tyle, ile trzeba, aby nie dostał głodu narkotycznego.

Takimi słowami porucznik Zabielski (młody, z ciemnym wąsem) zbywa pretensje narkomanki przetrzymywanej przez milicję. Jak więc widać, w powieści Anny Kłodzińskiej „Za progiem mroku” zgubny nałóg zagraża wszystkim. Ale po kolei…

Akcja powieści rozgrywa się w czerwcu 1986 roku. Tłem jest oczywiście mundial w Meksyku; okrzyki telewidzów uradowanych golem w trakcie meczu Polska-Portugalia (biało-czerwoni wygrali 1:0) wyrwały późną nocą Szczęsnego ze snu. Tematem powieści jest narkomania, zataczająca coraz szersze kręgi w Warszawie drugiej połowy lat 80. Milicja tropi gang, który zatrudnia przy produkcji „kompotu” narkomanów. Zdumiewa bogactwo wątków: mamy więc wnikliwą analizę społeczną, ostrzeżenie przed zażywaniem narkotyków, ciekawy obraz stolicy i oczywiście intrygę kryminalną. A wszystko to w wyjątkowo grafomańskim, jak na Kłodzińską, stylu.

Ludzie uzależnieni są pokrzywdzeni przez społeczeństwo, które nie dało im szans na wybicie się i nie powstrzymało ich od wpadnięcia w szpony nałogu. Jednak w powieści część z nich to ludzie, którzy zostali narkomanami chyba przez przypadek. Pojawia się między innymi postać młodego narkomana, który był kochany przez rodziców, nigdy nie narzekał na niedostatek czy nudę, zaś pierwszy raz wstrzyknął sobie heroinę, bo nie chciał być „gorszy” od kolegi… Kłodzińska sugeruje, że uzależnić może się jednostka silna, żyjąca w zdrowej rodzinie. Nieodżałowany Marek Kotański w swojej książce „Sprzedałem się ludziom” stwierdza natomiast, że człowiek z a w s z e wpędzany jest w narkomanię przez nieprzychylne otoczenie. Autorka powieści wyraża ustami Szczęsnego osobliwy pogląd, jakoby można było skutecznie walczyć z narkomanią działając na szczeblu centralnym…

Handlarzy „kompotu” Kłodzińska słusznie przedstawia jako ludzi złych i pozbawionych skrupułów. Ponadto wyróżniają się oni makabrycznym wyglądem (wielki, niezdarny, z łapami tak długimi, że sięgały do pół łydek) a ich zwierzchnik mimo upałów chodzi w płaszczu i kapeluszu, nawet w egipskich ciemnościach nie zdejmuje przyciemnianych okularów. Herszt gangu szybko zdaje sobie sprawę z przewagi milicji, w związku z tym w dość niezwykły sposób usiłuje ją zmylić…

Milicjanci zaś nie próżnują; początkowo Szczęsny próbuje zlokalizować fabrykę telepatycznie: Na peryferiach miasta? Ale i niezbyt daleko, ze względu na transport. Mokotów i Żoliborz chyba odpadają. Raczej Praga, Wola albo jakieś Włochy, Ursus. Nie, Ursus nie. Najprędzej Praga. Otrzymawszy z pozoru niewiele znaczącą informację wykorzystuje swą intuicję. Potrzebę przydzielenia do pomocy kilku funkcjonariuszy „z rejonu” ambitny major tak tłumaczy szefowi: Po prostu muszę przy ich pomocy przelecieć klikadziesiąt mieszkań, a raczej mieszkańców. Żebym później wiedział dokładnie, kim są ci ludzie. Powiedzmy, w promieniu pół kilometra. Może trochę mniej.

Autorka, znana z dobrej znajomości topografii miasta popełniła charakterystyczny błąd: umieściła mianowicie fabrykę „kompotu” przy ulicy Bocznej 11 na dalekich peryferiach północnej Pragi. Rzut oka na mapę Warszawy pokazuje, że ulica Boczna znajduje się… na Podzamczu. Przez peryferia Warszawy biegła jednak w latach 60., zanim wzniesiono na Bródnie bloki z wielkiej płyty. Sympatyk Jacek Pokrzywnicki, mieszkaniec tej dzielnicy (zamieszkały w bloku wybudowanym w roku, uwaga, 1975.), z którym się w tej sprawie skonsultowałem, stwierdził bezczelnie: „pewnie pani Kłodzińska korzystała z mapy z czasów swojej młodości”.

Tradycyjnie, przez powieść przewijają się wynalazki godne agenta Bonda: nolakson, którym lekarze szybko przywracają do stanu względnej używalności poważnie zatrutych narkomanów, Te-6 – medykament powodujący euforię i natychmiastową poprawę samopoczucia na 20 minut, po których dochodzi do zgonu, aparat z teleobiektywem z zakładu kryminalistyki (Myśmy stali od […] kilometr, dwa i w żaden sposób nie mógł nas zauważyć. No, na przykład od tej piwnicy – wskazał na zdjęcie – byliśmy na pewno co najmniej o dwa kilometry), spektrograf masowy używany do analizy próbek „kompotu” (!) i inne.

Reasumując, powieść „Za progiem mroku” zalicza się do najlepszych w dorobku literackim autorki. Jak na Kłodzińską przystało, dobro jest pokazane pobieżnie, z daleka i wyłącznie jako kontrast dla wszechobecnego zła. Natomiast od szablonów odbiega ostatnia scena. Myślę, że głównie dla niej warto przeczytać tę książkę.

PS. Wzorem Koleżanek i Kolegów Recenzentów postanowiłem wymienić  w ANEKSIE cytaty, które trudno byłoby umieścić w samej recenzji:

Paru fanów spojrzało, któryś wrzasnął z pretensją w głosie:
-Nie podoba ci się nasza muzyka?
-A to jest muzyka? – zdziwił się i uciekł, zanim zdążyli go rozszarpać.

Traf zdarzył, że kolega chirurg zjawił się w pracy po kilku głębszych […] i zamiast zgrabnej blizny została na twarzy pacjenta wielka, brzydka szrama. […] Wyobraźcie sobie, że po iluś tam tygodniach zjawił się u niego w szpitalu ów fatalnie zoperowany pacjent. […] \”Panie doktorze – mówił – jaki ja jestem panu wdzięczny! Nikt z moich kumpli na Pradze nie ma takiej wspaniałej szramy. Teraz to mnie się boją za sam wygląd!\”

Jak to o nim powiedział Żarewicz? „Moralnie zużyta rura”.

Morwa czekał na swoją dziewczynę. Aktualnie była to nieduża, pulchna blondynka z niebieskimi oczami, podobna do tej, jaką kiedyś widział na pudełku czekoladek, kiedy jeszcze czekoladki można było bez trudu kupić w sklepach.