- Autor: Kłodzińska Anna
- Tytuł: W pogardzie prawa
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 150000
- Recenzent: Iza Desperak
- Broń tej serii: Druga seta
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Stan wojenny i „Trybuna Ludu”
Aż nie chce się wierzyć, że uwadze recenzentów umknął utwór Anny Kłodzińskiej zatytułowany „ W pogardzie prawa”. Nie jest to najwybitniejsza może fabuła ze Szczęsnym w roli głównej, kudy jej (cytując Fidybusa) do „A potem przychodzi ktoś inny”, gdzie Szczęsny przechodzi sam siebie i wciela się nieboszczyka.
Jednak utwór ten ma inne walory. Jest to przykład wyjątkowo bezwstydnej i grubymi nićmi szytej propagandy peerelowskiej, w tym przypadku: apologia stanu wojennego i Jaruzelskiego. Toteż pozwolę sobie zrezygnować z recenzowania głównego wątku (dość wtórnego zresztą) i przejdę do wątku bardziej smakowitego.
Zdaje się, że akcja rozgrywa się pod koniec 1981 roku. Z okien budynku uniwersytetu łopoczą flagi i transparenty, „płachty z napisami o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, o sprzedaży literatury »poza cenzurą« i o czymś tam jeszcze” [s. 29/30]. Nie zwracają na to uwagi przechodzący mimo oficerowie MO. Połoński chciałby zaprosić Szczęsnego na kolację, ale ma w domu tylko serek topiony. Głowy zaprząta im zresztą co innego – zapowiedziany na dzień następny strajk ostrzegawczy.
Milicjant, który przyjechał z Krakowa, opowiada o tym, jak niebezpiecznie tam jest ostatnio. „Tak wielu rozbojów, napadów, włamań nie mieliśmy od lat. Mało tego: napastnicy zrobili się nieprawdopodobnie okrutni, znęcają się bestialsko, zwłaszcza nad ludźmi starymi, kobietami czy kalekami. (…) Ludzie odmawiają pomocy. Boja się, są zastraszenie, No, a niektórzy stają po stronie przestępców, przeciwko władzy” [s. 32]. Sytuację tę Szczęsny diagnozuje jako ową tytułową „pogardę prawa”. Mimo tego, że naród nie kocha milicji, oficerowie przyrzekają i tak robić swoje, choćby kosztem własnego życia, bowiem „ślubowali przestrzegać praworządności socjalistycznej, chronić życie, zdrowie i mienie obywateli” [s.33]. Burzliwe zmiany wokół siebie funkcjonariusze postrzegają jako anarchię, bandytyzm i walenie się kraju w gruzy. Krew w żyłach mrożące obrazy całonocnych kolejek, wizje nieogrzewanych mieszkań i pustych lodówek tylko wyrobiony na „Trybunie Ludu” i „Żołnierzu Wolności” czytelnik odczyta jako krytykę Solidarności – która to nazwa nie pada peerelowskim zwyczajem ani razu.
Ta diagnoza chaosu i anarchii nie wydaje się być przesadzona w świetle rozwijania się fabuły. Jeden z bohaterów jest świadkiem sceny linczu na Bogu ducha winnym sierżancie MO, próbującym ratować ofiarę wypadku drogowego. Rozszalały, pijany tłum szturmuje radiowóz, sierżant zostawia kolegę i salwuje się ucieczką. Radiowóz płonie. Były powstaniec czy partyzant rzuca się na pomoc katowanemu milicjantowi i obrywa kamieniem prosto w skroń. Umierając, widzi twarz swojego byłego dowódcy: „ – Nie o taka Polskę walczyłem” – szepcze [s. 79]. Obserwujący tę scenę złoczyńca jest zadowolony, bezsilność milicji ułatwia mu i jemu podobnym życie.
Czytelnik jest też świadkiem milicyjnej narady, na której omawia się rosnące zagrożenie. W Zakopanem wiszą podobno ulotki nawołujące do nieobsługiwania milicjantów [s. 117]. Wzrasta niepokojąco liczba przestępstw, zwłaszcza zabójstw na tle seksualnym. O 37% wzrasta liczba rozbojów i aż o 90% liczba włamań do obiektów prywatnych! Choć uczestnicy narady to „oficerowie z długoletnim stażem w służbie doświadczeni, znający zarówno technikę kryminalistyczną, jak i psychologiczne motywy działania sprawców”, choć „każdy miał za sobą wyższe studia, niektórzy ukończyli też akademię Spraw Wewnętrznych” [s. 117] – czują się bezradni. Na szczęście jest ktoś, kto czuwa nad krajem.
On się nie przygląda – mówi Szczęsny. – On pracuje po osiemnaście godzin, świątek-piątek bez wytchnienia. Jeszcze próbuje, przecież na sejmie zaproponował powołanie Rady Porozumienia Narodowego. Jeszcze czeka. Myślę, że wie, co robi. Zresztą… sądzisz, że to łatwo podjąć taką decyzję? Jaka straszliwa odpowiedzialność! Przed historią. Przed całym narodem, a nawet światem. Żeby to wszystko rozumieć i właściwe oceniać, żeby zdecydować, na to trzeba być właśnie takim, jak mówił Sobieski: „prawdziwie tę ojczyznę miłującym” [s. 218].
Przestępca jak zwykle ponosi zasłużoną karę, tym razem milicji pomagają siły natury – zwalone przez burzę drzewo grzebie go w jego kryjówce. Szczęsny parzy kolegom ostatnią porcję kawy, czyta na głos wiersz wydrukowany w „W Służbie Narodu”. Zbliża się północ. Z daleka narasta, wolno zbliża się, potężnieje ogromny warkot bojowych wozów pancernych. Zaczyna się niedziela 13 grudnia.