Kłodzińska Anna – W pogardzie prawa 218/2022

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: W pogardzie prawa
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 150000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Recenzja Izy Desperak
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Ciszej nad tą… książką!

Książki Anny Kłodzińskiej (poza jedną tj. „Skradzioną biżuterią” – może wreszcie ktoś się nad nią zlituje i ją zrecenzuje) mają już swoje recenzje w naszym Klubie. Kryminał „W pogardzie prawa” opisany był przez Klubowiczkę Izę Desperak, a znając życie, wkrótce też znajdzie się na rozkładzie Klubowicza Mariusza Młyńskiego, który wytrwale i skutecznie penetruje ścieżki „Labiryntu”. O autorce wiele już napisano, może więc warto jedynie przypomnieć, że na kanwie jej książek: „Złocisty” i „Morderca działa nocą” powstały scenariusze do dwóch odcinków serialu „07 zgłoś się”.

Książka liczy 247 stron, a cena okładkowa to 35 zł. Jej tytuł jest cytatem z niej. Obrazek na okładce przedstawia kobrę zwiniętą na kształt okularów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego.

Akcja toczy się w Warszawie i okolicach, w 1981 roku. Kazimierz Pasowski, którego żona prowadziła „mały prywatny bar, trochę była to kawiarenka, a trochę restauracja” (ależ hybryda !!!), wdał się w romans z mężatką – dyrektorową Moniką Kropińską. Kobieta ta „nie miała żadnych zainteresowań poza tym, co określała jako „wesołą treść życia”. Wizyty, zabawy, wyjazdy za granicę, flirty i przygody, modny strój, ładna fryzura”. Ktoś, w jej mieszkaniu, niepostrzeżenie zrobił kochankom „świńskie” zdjęcia i zaczął obojga szantażować. Kazik pieniądze na okup pożyczył od żony, natomiast Monika podkradła mężowi dwie złote dwudziestodolarówki, złotego dukata, złote obrączki i pierścionek ze szmaragdem. Sprzedała to u znajomego jubilera (byłego jej adoratora) za kwotę 120 000 zł, nie wiedząc, że jedna tylko taka dwudziestodolarówka chodziła po 230 000 zł.

Janek Zawadowski nałykał się tutokainy (środek podobny do nowokainy) w celu odebrania sobie życia. Na szczęście żona wcześniej niż planowała wróciła do domu i wezwała lekarza. Powodem tego desperackiego czynu był niedobór, w magazynie spółdzielni farmaceutycznej „Nowa Przyszłość”, w której od kilku lat pracował, aż 12 kg (!!!) specyfików – tych najcenniejszych i najgroźniejszych, m.in. morfiny, kokainy i heroiny. Klucze do magazynu posiadał tylko on. Do akcji wkroczyli kapitan Bogdan Połoński i major Szczęsny Szczęsny. Jak wykazało dochodzenie, zaboru medykamentów dokonał w wyniku szantażowania go przez znajomego z dawnych lat, pochodzącego z Gdańska, Edwarda.

Pasera w jego „norze” na Targowej odwiedził „Operator” z woreczkiem precjozów. Miał ciekawe poglądy: „Państwo, znaczy się każda władza, jest aparatem ucisku. Policja, czy milicja to wszystko jedno, ten ucisk robi i dręczy ludzi. Więc trzeba rozwalić państwo, rząd, policję, znieść prawa i dopiero wtedy będzie wolność. Każdy będzie robił, co zechce. – A ty, co będziesz robił? – Ja? Nic! (…) Będę jadł, pił, na baby chodził, spał”. Złodziej ten był najlepszym dla pasera dostawcą „fantów”.

Profesor Marusz, będąc na spotkaniu brydżowym, pochwalił się nagrodą pieniężną (20 tysięcy dolarów), którą otrzymał z Instytutu Elektroniki z Ohio. Wkrótce w swoim mieszkaniu został napadnięty, pobity i zamroczony, a pieniądze, które miał schowane w szafie z bielizną, zniknęły. Sprawą zajął się kapitan Kręglewski

W głębi lasu, pod Warszawą, znaleziono zwłoki topielca – n/n mężczyzny, który nie miał przy sobie nic, zupełnie nic. Miejscowi policjanci stwierdzili, że nieboszczyk miał połamane kręgi. Powiadomiono Komendę Stołeczną, a na miejsce przybył major Szczęsny wraz z porucznikiem Mańkowskim. Rozpoczęli śledztwo w tej sprawie, oczywiście pod okiem pułkownika Daniłowicza.

Okazało się, że wszystkie te elementy były ze sobą powiązane. Milicjantom zajęło jednak trochę czasu, by je poukładać.

Tymczasem źle się działo w państwie polskim. Spalone radiowozy, bici i wyrzucani z tramwajów milicjanci. A przecież ich życie i tak nie było łatwe: służbowe, bo lawinowo wzrosła liczba przestępstw: zabójstw, rozbojów, pobić i włamań, a sprawcy byli coraz bardziej bezczelni i okrutni. Wiele nieprzespanych nocy, wiele dni w napięciu, a wszystko kosztem zdrowia, sił i rodzin. Niektórzy z nich przypłacili to przedwczesną śmiercią w wieku lat czterdziestu kilku. Prywatne też, bo trwał kryzys: na kolację serek topiony, chleb, herbata i jajka (kiełbasy od tygodnia nie było można dostać). [Jako przerywnik, dla porównania, śniadanie prokuratora Białeckiego: zamiast bułek czerstwy chleb, zamiast kiełbasy gotowane jajko, z rzodkiewki zrezygnował, a tamto popił herbatą]. Jednak funkcjonariusze „pamiętali słowa Generała – Premiera w Sejmie, iż: „historia wybija godzinę ciężkiej próby””. „On się nie przygląda (…) On pracuje po osiemnaście godzin, świątek-piątek, bez wytchnienia. (…) Myślę, że wie co robi”. To opinia Szczęsnego o Jaruzelskim.

Powieść kończy się patetycznie: wieczorem 12 XII, po zaparzeniu ostatniej porcji kawy, Szczęsny czytał Połońskiemu i Kręglewskiemu wiersz jednego z milicjantów, uwieczniony w „Służbie Narodu”. W tle zaś „z daleka narastał, wolno się zbliżał, potężniał, ogromny warkot bojowych wozów piechoty (…) Była północ, zaczął się nowy dzień”. I zaczął się stan wojenny.

Jeśli chodzi o wątek kryminalny to jest ciekawy, choć czytelnik zbyt szybko może się zorientować, kto tu w co gra. Mimo tego, samo jego zakończenie jest zaskakujące. A wątek polityczno-społeczny? Nie da się ukryć, że jest tu dużo socjalistycznej ideologii, dużo błędnych poglądów i zakłamania. Czy autorka w pełni podzielała te poglądy, czy też pisała na zamówienie lub pod publiczkę, tego nie wiem. Czytając te wstawki zupełnie się nimi nie przejmowałem, nie denerwowały mnie, ani nie smuciły, co nie znaczy, że się z nimi zgadzałem. Natomiast należy też przyznać, że nie wszystko, co napisała Kłodzińska w tej kwestii było nieprawdą, bo w pracy milicjantów były „plusy ujemne”, ale też i „plusy dodatnie”, a społeczeństwo niestety niejednokrotnie płaciło im pięknym za nadobne, upodobniając się w swym działaniu wobec nich, do tych, których działanie piętnowało. Ale nie ma się co rozwodzić, więc kończę ten wątek.

PRL-ogizmy: kawiarnia „Hetmańska” w Wilanowie, kawiarnia „Europejska”.

Cytaty:

„Cechy charakterystyczne dla tłumów: ciekawość, żądza, sensacja, bezmyślność i poddawanie się nastrojom (…) Gromada ludzka jest nieobliczalna, zdolna do wszelkiej podłości, fanatyczna, a nie ma nic gorszego niż fanatyzm. Człowiek może być, i bywa często, bohaterem, świętym, cudownym zjawiskiem natury. Ale pojedynczo”.

Prokurator o swojej żonie „pomyślał o Małgosi, że stoi teraz w bardzo długiej kolejce po bagietki, potem będzie szukać proszku do prania i pewnie nie znajdzie; jeżeli starczy jej czasu, pojedzie na Pragę, bo tam w którymś ze sklepów podobno wczoraj były żyletki, obiegnie sześć, siedem innych i nie dostanie żarówek”.

Na spotkaniu towarzyskim: „A jak się wujkowi pracuje w firmie? (…) – Mój mąż nie pracuje (…) Mój mąż zajmuje stanowisko”.