- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Dziewczyna w męskiej koszulce
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 51
- Rok wydania: 1973
- Nakład: 100275
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Norberta Jeziolowicza
LINK Recenzja Wiesława Kota (89/2011)
LINK Recenzja Wiesława Kota (22/2014)
W sobotni, lipcowy, upalny wieczór do komendy milicji przy ulicy Wilczej w Warszawie wpada dziewczyna z czerwoną torebką i obrzuca wyzwiskami oficera dyżurnego, porucznika Stanisława Cieślaka; zszokowany porucznik nie legitymuje nieznajomej tylko każe zawieźć ją na pogotowie; tam dziewczyna zostaje zamordowana ciosem w plecy sprężynowym nożem.
Obejmujący śledztwo major Downar przypuszcza, że awantura została zrobiona przez kobietę po to, żeby mogła się dostać do aresztu – wynika z tego, że chciała się przed kimś ukryć. Downar zaczyna śledztwo – pierwszym tropem jest męska koszulka w jaką dziewczyna była ubrana; na jej dole znajduje się numer z pralni.
A potem już wszystko idzie jak po sznurku: poeta Zbigniew Pawelski, właściciel koszulki, twierdzi, że pożyczył ją aktorowi Romanowi Godlewskiemu; w mieszkaniu aktora milicjanci znajdują zwłoki jego byłej żony ugodzonej nożem w niemal identyczny sposób, co dziewczyna ze szpitala. W poszukiwaniu Godlewskiego Downar postanawia udać się do Sopotu i w samolocie poznaje Mariolę Mokrzycką, siostrę zamordowanej nieznajomej. Nad morzem śledztwo znacząco posuwa się do przodu.
Ta opowiastka ma w wersji książkowej zaledwie 99 stron tekstu czyli niemal trzy razy mniej niż, na przykład, „Krzyżówka z Przekroju” – myślę jednak, że na tak małej przestrzeni trudno solidnie przedstawić śledztwo w sprawie handlu żywym towarem; temat jest poważny i wymagał poważnego potraktowania, a tymczasem ZZZ przedstawił go tak, jakby chodziło o kradzież worka pszenicy ze sklepu GS-u albo napad na pocztę. Historia niemal prosi się o jakieś rozwinięcie – co się, na przykład, stało z pozostałymi dziewczynami ze zdjęć u Godlewskiego? Są jeszcze w Londynie czy może już w Tajlandii? A może leżą na dnie Tamizy? A może użyźniają ziemię pod porzeczkami na działce Samuela Hatkinsa? To nazwisko pojawia się tylko raz i wiemy, że jest to mętny typ zatrudniający tancerki do podrzędnych lokali – i to wszystko. Downar, oczywiście, wyjaśnia sprawę, zatrzymuje podejrzanych i wieczorem czci sukces – ale ci zatrzymani to są zaledwie płotki; prawdziwe rekiny pływają dalej w mętnej wodzie, a kolejne dziewczyny pewnie już wpadają w łapy nowych płotek. A gdyby tak Downar poleciał do Londynu i tam zrobił kipisz? To by było coś!
Co więc z tej historii wynika? Myślę, że nic – nie jest to powieść zapadająca w pamięć, a dla potencjalnych ofiar ostrzeżeniem nie jest żadnym; trzeba jednak przyznać, że język jest tu bardzo leciutki, akcja toczy się wartko, a dialogi są błyskotliwe („– A pan żonaty, panie majorze? – Na szczęście nie. – O, to pan wygrał wielki los na loterii. – Coraz częściej to słyszę”); są, jak zwykle, dowcipne opisy postaci („Miała pełne, interesująco zarysowane kształty świadczące o tym, że nie hołdowała modzie odchudzania się”). Jest też trochę prawdy czasu – gdy Downar wybiera się samolotem do Gdańska (lotnisko w Rębiechowie jeszcze jest w budowie, więc wylądował pewnie na Zaspie, tam, gdzie papież JPII za 15 lat odprawi mszę) pułkownik Leśniewski mówi mu: „Wybierz sobie samolot bez porywaczy”; swoją drogą, na ten samolot sprzedano więcej biletów niż miejsc i start opóźnił się o dwie godziny. Jest też dość intrygująca, jak na 1973 rok, uwaga: po przylocie do Gdańska Downar udaje niebieskiego ptaka i w związku z tym prosi kolegę z komendy wojewódzkiej o reprezentacyjny wóz; kolega oferuje mu fiata, a major odpowiada: „Fiata uważasz za reprezentacyjny wóz?” – czyżby oficer milicji powątpiewał w celowość zakupu licencji przez towarzysza Edwarda? Najlepsza jest jednak złota myśl Downara, który zapowiada małe uczczenie sukcesu – gdy Leśniewski przypomina mu, że prowadzi kampanię antyalkoholową, słyszy od majora: „Żeby skutecznie zwalczać alkohol, należy najprzód zapoznać się dokładnie z jego działaniem na ludzki organizm”. Szkoda więc, że od intrygi ciekawsze są tutaj takie ciekawostki; myślę, że powieść byłaby lepsza gdyby po prostu była bardziej rozbudowana, a nie wyglądała jak jakaś wersja robocza większej książki.