Zeydler-Zborowski Zygmunt – Czerwona nitka 153/2024

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Czerwona nitka
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Jamnik
  • Rok wydania: 1972
  • Nakład: 70290
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Doroty Wizner

Sierżant Franciszek Kociuba, zastępca komendanta posterunku to sumienny, wiejski milicjant, który ma już trochę dość jednostajności spraw, którymi się zajmuje – kradzież gęsi lub roweru, pijacka bójka czy awantura w gospodzie. I pewnej czerwcowej niedzieli sierżant znajduje w okolicznej rzece zwłoki kobiety z wbitym w plecy nożem; ofiarą okazuje się Iwona Tomecka, przewodniczka wycieczek z „Orbisu”.

Śledztwo prowadzi kapitan Grabicki z Komendy Wojewódzkiej, dobry fachowiec ale bufon i megaloman; odwiedza on pracowników „Orbisu”, ciotkę denatki oraz jej przyjaciół i byłego męża. Dla Kociuby sprawa staje się sprawdzianem jego lojalności z miejscowymi mieszkańcami, gdyż głównym podejrzanym jest jego przyszły szwagier; rozgoryczony sierżant postanawia samemu trochę powęszyć i trafia do starej gajówki – i tam znajduje dwie czerwone nitki wyrwane ze swetra Iwony Tomeckiej.

Tymczasem major Downar dochodzi „do melancholijnej konkluzji, że starość nie radość” i przechodzi kryzys, gdyż od dwóch tygodni nie może ruszyć z miejsca ze sprawą fałszerzy dolarów; w pewnym momencie gotów jest nawet złożyć dymisję. Niespodziewanie okazuje się jednak, że mąż Tomeckiej był kiedyś widziany w Gdańsku w towarzystwie francuskiego marynarza podejrzewanego o przerzut fałszywych dolarów i srebrnych rubli; dodatkowo przychodzi wiadomość z Paryża, że policja francuska poszukuje Tomeckiej, gdyż podejrzewa ją o popełnienie morderstwa i udział w gangu fałszerzy waluty. Downar odzyskuje wigor i przy pomocy sierżanta Kociuby przejmuje śledztwo.

To jest dość sprawnie i potoczyście napisany, lekki i zgrabny kryminałek do pociągu – niestety psuje go dość naiwne rozwiązanie: autor chce, żeby czytelnicy uwierzyli w nadzwyczajne podobieństwo dwóch kobiet; major Downar tłumaczy to w ten sposób, że „typ banalnie ładnej blondynki spotyka się dość często, jest jak gdyby powielany seryjnie”. Ogólnie jednak historia jest dość wiarygodna, akcja toczy się wartko, a postacie pokazane są malowniczo; dzisiejszego czytelnika razić może jednak drętwość służbowych dialogów – te wszystkie „towarzyszu pułkowniku”, „mówcie, towarzyszu majorze” mnie osobiście przyprawiają o ból zębów. Ale jest, na szczęście, kilka dialogów świadczących o pewnej służbowej zażyłości i o tym, że milicjant też człowiek („– Gadaj wreszcie po ludzku. Może byś sobie kropnął kieliszek winiaku? Downar potrząsnął głową. – Nie pijam na służbie. Leśniewski wybuchnął śmiechem. – Widzę, że mimo wszystko humor ci dopisuje”). Dziwi mnie tylko jedna rzecz: książkę napisano w 1968 roku, a wydano w grudniu 1971 roku – z czego wynikła ta trzyletnia zwłoka? Niby nic znaczącego – ale „w tak zwanym międzyczasie” czyli w lutym 1971 roku wydano książkę „Nawet umarli kłamią” w której Franciszek Kociuba jest już porucznikiem. Generalnie jednak książka jest do przełknięcia w dwa wieczory i krzywdy wielkiej nie robi.

(minęły dwa dni)
Dokonałem pewnego odkrycia w myśl zasady „szukajta a znajdzieta”. „Czerwona nitka” była drukowana w „Dzienniku Łódzkim” pod o wiele bardziej właściwym tytułem „Dwie czerwone nitki”; miało to miejsce w okresie od 28 września do 23 grudnia 1969 roku w numerach 231 – 304. A co ciekawe następnego dnia, w numerze świątecznym „Dziennik Łódzki zaczął publikację kolejnej książki ZZZ „Nawet umarli kłamią” – i to ma sens, Franciszek Kociuba jest już po szkole oficerskiej w Szczytnie; tymczasem w wydaniach książkowych tej logicznej kolejności brakuje. I w ten sposób dołożyłem swoją cegiełkę do działu „Gazetowce”, bo tam „Czerwonej nitki” nie ma. A oto dowód na to, że nie kręcę: