- Autor: Goszczurny Stanisław
- Tytuł: Heron lubił dolary. Reportaże milicyjne
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
- Rok wydania: 1965
- Nakład: 10250
- Recenzent: Mariusz Młyński
Podtytuł tej książki czyli „reportaże milicyjne” mówi wszystko: mamy tu do czynienia z dziewiętnastoma opowiastkami, w których autor, jak sam pisze we wstępie, pokazuje „problemy, rodzaje przestępstw, jakie funkcjonariusze w ciągu minionego dwudziestolecia musieli zwalczać”; opis tych problemów oparty jest na materiałach Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku. Mamy tu szeroki przekrój pracy aparatu ścigania: oszustwa, kradzieże, przemyt, nielegalny handel towarami zagranicznymi, przywłaszczenie mienia społecznego i prywatnego, a także morderstwa, włamania i walka z nierządem; są tu też, rzecz jasna, sprawy prowadzone przez Służbę Bezpieczeństwa: szpiegostwo, obce agentury, nielegalne organizacje czy sabotaż gospodarczy.
Większość historii jest, można powiedzieć, ponadczasowych: morderstwa, kradzieże czy oszustwa; są jednak sprawy, które pokazują specyfikę powojennego dwudziestolecia – autor sam pisze, że „towary, których szczególnie brak było w kraju, natychmiast stawały się przedmiotem przemytu i nielegalnego handlu”. Był okres, kiedy wielkim popytem cieszyły się nylonowe pończochy, żyletki, zegarki, pieprz czy kakao; w jednym reportażu czytamy o przemycie pomadek do ust i wkładów do piór kulkowych – dziś może to wywołać kpiący uśmiech ale myślę, że wtedy ludziom nie było do śmiechu: to właśnie w tych latach mieliśmy choćby aferę mięsną zakończoną wyrokiem śmierci. Są śledztwa bardzo poważne: autor szczegółowo opisuje sprawę „wampira ze Skarszew” toczącą się w latach 1961-1962; mamy napad na milicjanta w Gdyni połączony z kradzieżą broni; jest historia przekrętu przy budowie fabryki lodu dla rybaków w Helu; jest też kilka opowieści szpiegowskich – tytułowy Heron, kapitan statku kursującego między Gdynią a Londynem, lubi dolary, więc chętnie przekazuje na Zachód rozmaite informacje; są tu też historie trzech antypaństwowych organizacji dość nieudolnie działających na terenie Gdyni.
Mamy więc w tej książce zrealizowane cztery cele: po pierwsze „wielu czytelników szuka w tego rodzaju publikacjach dreszczyka emocji” – i tak jest chyba do dziś; po drugie autor pokazał w formie laurki na dwudziestolecie pracę aparatu milicji i Służby Bezpieczeństwa; po trzecie spełniła ta książka rolę straszakowo-moralizatorską, a po czwarte była okazją do małej propagandy. Dowiadujemy się, na przykład, że „wraz ze zmianą stosunków społecznych w Polsce powojennej nastąpił wielki spadek przestępczości, samo społeczeństwo zmieniło się pod tym względem na korzyść” – czy to znaczy, że świadomość socjalistyczna sprawia, że ludzie stają się lepsi? Na to wygląda – a na dodatek na początku każdego rozdziału autor przytacza dane zaczerpnięte z materiałów opracowanych na dwudziestolecie gdańskiej MO; dowiadujemy się więc, że wykrywalność przestępstw sięgała, w zależności od ich rodzaju, między 91 a 99 procent! Dzisiejsza policja o takich wynikach może sobie co najwyżej pomarzyć; niektóre dane budzą jednak moje bardzo duże wątpliwości – według autora w 1963 roku dokonano 458 zabójstw, a w 1937 roku aż 3300! Generalnie jednak mamy do czynienia z książką, która dziś, po prawie sześćdziesięciu latach od napisania nie pozostawia po sobie nic – owszem, widać, że Stanisław Goszczurny zawsze bardziej był dziennikarzem niż pisarzem, bo wszystko jest napisane dość przystępnym i łatwym językiem ale właśnie przez to te reportaże po prostu przelatują przez głowę. Cóż, miały te reportaże postraszyć, przestrzec i uwielbić – i w tej roli się sprawdzają ale w żadnej innej.