- Autor: Kłodzińska Anna, Józef Radzicki
- Tytuł: Śledztwo prowadzi porucznik Szczęsny
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1957
- Nakład: 30000
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Marzeny Pustułki
LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Nie miałem jeszcze w rękach katalogu „Serią po kryminałach”, więc mogę się mylić, ale według moich obserwacji i wykazów to właśnie ta książka zapoczątkowała serię „Labirynt”. Jest to więc w pewnym sensie symboliczne – Anna Kłodzińska w 1957 roku zaczęła i w 1991 roku „Wynajętym mordercą” zakończyła tę serię, a przedzieliło je 146 tytułów. Symboliczne, niestety, jest też to, że obie książki, które dzielą 34 lata, są wręcz rozpaczliwie banalne i naiwne – w tym przypadku historia faktycznie zatoczyła koło.
Debiutancka książka autorki to pozycja wyłącznie dla jej wielbicieli i to tych najbardziej wyrozumiałych – książka jest prościutka niczym konstrukcja skakanki, rozpaczliwie banalna i wręcz infantylna. Pewną okolicznością łagodzącą może być fakt, że powieść powstała na fali popaździernikowej odwilży, kiedy naród złakniony literatury prostej i nieskomplikowanej bez problemów łykał takie bajeczki.
Treść jest banalna i dzisiejszego czytelnika szukającego w kryminałach jakichś większych głębi i psychologicznych analiz może co najwyżej rozśmieszyć: otóż dozorca w kamienicy znajduje w lochach pod piwnicą ciało młodej kobiety. Ofiarą okazuje się być Janina Kowalik, pracownica Zakładów Elektrotechnicznych; podejrzani stają się jej koledzy i koleżanki z pracy z którymi bawiła się w zakładowym domu kultury. Śledztwo przejmuje porucznik Szczęsny z III komisariatu milicji w Warszawie; jego dochodzenie przynosi efekty, gdy z grona podejrzanych zaczyna wykluczać mieszkańców kamienicy.
Widzimy więc porucznika Szczęsnego na początku swojej milicyjnej kariery; ma już na koncie kilka rozwiązanych spraw ale na razie są to mało spektakularne dochodzenia – 33 lata później dotrze do stanowiska szefa wydziału zabójstw i obejmie je w stopniu podpułkownika. Na razie jest jeszcze skromnym ale już charyzmatycznym milicjantem – jego spojrzenie paraliżuje podejrzanych, a jego postawa obezwładnia kobiety i aż dziw bierze, że dopiero w 1990 roku w życiu Szczęsnego pojawi się tajemnicza Anka zaprowadzająca w jego M-2 swoje porządki. Książka jest momentami wręcz rozpaczliwie naiwna – autorka chce nam wmówić, że zwłoki leżały sobie przez miesiąc w piwnicy i nikt ich nie poczuł albo, że rodzice zabitej dziewczyny nie znali charakteru pisma swojej córki; nie chce mi się też wierzyć, że sąsiedzi, wiedząc, że jeden z lokatorów jest, jak to powiedziała żona dozorcy „rotmanem”, zaczepia kobiety, obłapia je i ściska, pozostawiają ten fakt i mówią, że „tylko mu te sekty w głowie przewróciły”. Ciekawostką w tej książce są rozmaite smaczki powodujące, że dla czytelnika maksymalnie trzydziestoletniego ta książka może wyglądać jak egzotyczny folklor – dozorca robi w kamienicy porządki w oczekiwaniu na Komisję Czystości, a jego żona pilnuje kartek meldunkowych lokatorów; mamy też motyw pokątnego handlu mięsem i przekazywania informacji o wyrywkowych kontrolach sklepów mięsnych. Ale najbardziej intrygujące są sceny dość odważne: patolog „zamiast mówić o sekcji opowiedział kilka dowcipów politycznych. Potem rzucił od niechcenia: – Wolno się śmiać, sierżancie”, a po informacji o morderstwie „– Jezus, Maria! – powiedział sekretarz organizacji partyjnej, który miał stare nawyki”; pojawiają się też, co u Kłodzińskiej mnie zawsze fascynowało, bohaterowie o nazwiskach współczesnych polityków i piłkarzy – tym razem są to Miller, Gliński, Zieliński i Żurawski. Wszystko to jednak nie umniejsza faktu, że jest to książka przeciętna, żeby nie powiedzieć słaba i zainteresować może tylko najwytrwalszych wielbicieli tej pisarki.