Kłodzińska Anna – Dwa włosy blond 83/2024

  • Autor: Kłodzińska Anna
  • Tytuł: Dwa włosy blond
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1960
  • Nakład: 30000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego – brak
LINK Recenzja Moniki Przyguckiej

Sześćdziesięcioletni Stanisław Okołowicz, kierownik 17 Wydziału Finansowego zostaje znaleziony martwy w swoim mieszkaniu. Szczęsny, nazywany Białym Kapitanem, odkrywa, że denat najpierw został ogłuszony marmurowym przyciskiem, a potem zastrzelony strzałem w plecy. Sprawie zostaje nadany kryptonim „Dwa włosy blond”, gdyż na chodniku przed willą w której mieszkał Okołowicz kapitan znajduje mały skrzep krwi zastygłej na dwóch włosach jasnego koloru.

Wkrótce dyrektor Centralnego Zarządu Dostaw Materiałów Rolnych zgłasza na milicję, że zaginął jeden z jego pracowników, Zbigniew Wolski; dodatkowym problemem jest to, że Wolski miał przy sobie pewne dokumenty, a z czasów wojny, gdy jeszcze służył w II Armii, wyniósł uraz psychiczny i zdarzało mu się wpadać w przejściowe stany maniakalne połączone z manią prześladowczą. Odciski palców Wolskiego znajdują się na marmurowym przycisku, więc milicja podejrzewa, że to właśnie on zabił Okołowicza i teraz się ukrywa; Szczęsny jednak uważa, że zdemobilizowany oficer nie mógłby strzelić człowiekowi w plecy. Śledztwo odkrywa bałagan panujący w dokumentacji Centralnego Zarządu prowadzący do całego szeregu nadużyć finansowych i przestępstw gospodarczych.

„Dwa włosy blond” to kryminał na miarę czasów w jakich został napisany – niby jest kryminalna intryga ale bardziej chyba chodzi o napiętnowanie dyrektorskich malwersacji i przestroga dla potencjalnych naśladowców. Anna Kłodzińska zawsze szła z duchem czasu i potępiała przestępstwa charakterystyczne dla danego okresu: szpiegostwo przemysłowe i wojskowe, narkomanię, lewe interesy czy chęć szybkiego zysku. Na początku lat 60. były to nadużycia finansowe; Szczęsny sam mówi o „powodzi przestępstw gospodarczych, z jaką się ciągle stykamy”. Swoistymi symbolami problemów tych lat jest „baba z cielęciną” oraz nocny dozorca w magazynie, który w nocy był „u jednego, co chciał papierek na kafle do pieca” – Szczęsny reaguje na to „omal ze znudzeniem. Podobne sprawy były na porządku dziennym”.

Generalnie książka jest przyzwoita ale chwilami trochę prostacka – milicjanci prowadząc śledztwo stosują metody czytelne na kilometr: a to jakiś blef, a to jakiś emocjonalny szantażyk, a to przesłuchanie w stylu dobry milicjant / zły milicjant. I, oczywiście, wszechwładza i przekonanie o własnej sile; Szczęsny sam przyznaje: „tego ich dyrektora administracyjnego zamknąłbym z rozkoszą na parę lat. Za niechlujstwo, bałagan, ordynarne lekceważenie przepisów itede” – dziś taka deklaracja wywołuje drwiący uśmiech ale pamiętać też należy, że późniejsza o cztery lata afera mięsna zakończyła się jedną karą śmierci i czterema dożywociami. A poza tym mamy tradycyjne u Kłodzińskiej smaczki pokazujące, że milicjant też człowiek: Szczęsny śpieszy się do Teatru Dramatycznego na sztukę Friedricha Dürrenmatta „Romulus Wielki”; cytuje fragment wiersza „Dwie ojczyzny” Zbigniewa Bieńkowskiego; na straganie z książkami chciałby kupić „Na wschód od Edenu” Johna Steinbecka ale pieniędzy w portfelu ma tylko na jeden tom, a przymilającą się do niego wywiadowczynię Krystynę delikatnie odsuwa, bo nie chce doprawić rogów jej mężowi. Znakiem czasów jest z kolei to, że akcja toczy się wręcz w kłębach dymu papierosowego – niewielu tu jest bohaterów, którzy co jakiś czas nie sięgają po giewonty lub mazury. I jest też oczko puszczone do czytelników – prokurator mówi do doktora, który uważał, że pewne wydarzenie nie miało znaczenia dla sprawy: „Ludzie powinni czytać powieści kryminalne” – jak widać, podstawy autoreklamy były znane już 64 lata temu. Ogólnie jest więc przyzwoicie – szału nie ma ale większego obciachu też; w pamięci na dłużej niż tydzień nie pozostanie ale krzywdy nie zrobi.