- Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
- Tytuł: Dżem z czarnych porzeczek
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07
- Zeszyt nr 70
- Rok wydania: 1974
- Nakład: 100275
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Jacka Szmańkowskiego
W jednym z pensjonatów w pewnej nadmorskiej miejscowości zostaje otruty cyjankiem potasu kompozytor Mieczysław Kozielski; trucizna znajdowała się w miseczce dżemu z czarnych porzeczek.
Problem tylko w tym, że Kozielski do śniadania dostał dżem malinowy; bardzo jednak lubił słodycze i zdarzało mu się zabierać desery z innych stołów; wszystko więc wskazuje na to, że zatruty dżem był przeznaczony dla kogoś innego. Dochodzenie prowadzi major Zielniak z Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku, a towarzyszy mu młody porucznik Morawski, który niedawno ukończył wydział prawa; Zielniak chętnie z nim pracuje, gdyż uważa, że „sama rutyna bez inteligencji to jak śledź w śmietanie bez kieliszka czystej wódki, danie niby pożywne, ale czegoś brak”. Major przesłuchuje pięć osób, który mogą mieć coś wspólnego ze sprawą ale ostatecznie przekazuje ją do Warszawy, gdyż wszyscy mieszkają w stolicy; na polecenie pułkownika Leśniewskiego dochodzenie przejmuje major Karol Walczak. Wkrótce jeden z byłych gości pensjonatu również zostaje otruty cyjankiem potasu; Walczak analizuje zależności między pozostałymi pensjonariuszami i tam znajduje klucz do wyjaśnienia sprawy.
To jest dość przyzwoita opowiastka, przede wszystkim ma równe tempo; mamy tu po prostu dwie zbrodnie, oficerów rozmawiających ze świadkami, trochę ciekawych dialogów i barwnych spostrzeżeń, a na końcu rozwiązanie – może i jest to wszystko proste i mało skomplikowane ale przynajmniej nie jest przesadnie udziwnione. Historyjka wydaje się być przerywnikiem między „Alicją nr 3”, a „Krzyżówką z Przekroju” – akcja toczy się spokojnie, trochę leniwie i chyba trochę szkoda, że autor nie rozbudował tej intrygi do formy książkowej, gdzie niektóre wątki można by trochę rozwinąć. Wszystko jest do przełknięcia w jeden wieczór – w wersji książkowej mamy 99 stron tekstu, a w „Ewowej” 45; czyta się to lekko, a zapomina równie dobrze ale przynajmniej spustoszenie w głowie nie pozostaje; nie ukrywam jednak, że jest to pozycja głównie dla wielbicieli ZZZ.