Słomczyński Maciej – Każę aktorom powtórzyć morderstwo 157/2025

  • Autor: Słomczyński Maciej
  • Tytuł: Każę aktorom powtórzyć morderstwo
  • Wydawnictwo LTW
  • Seria: Kryminał
  • Rok wydania: 2020
  • Nakład: nieznany
  • Recenzent: Anna Raczycka

LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego

Kapitan Ziętek na tropie

Pseudonim „Kwaśniewski” zarezerwował Maciej Słomczyński dla tej części swojej twórczości, która była mocno osadzona w realiach lat 60-tych PRL i stała w opozycji do angielskich „Joe Alex’ów”, które uczyniły go klasykiem powieści kryminalnej. Oprócz „Każę aktorom powtórzyć morderstwo” (1965) powstały cztery inne powieści: „Śmierć i Kowalski” (1962) „Zbrodniarz i panna” (1965), „Gdzie jest trzeci król?” (1966) oraz „Ciemna jaskinia” (1968).

Trywialne brzmienie wybranego przez pisarza pseudonimu (nota bene w jakże innym świetle go dzisiaj odbieramy za sprawą Pana Prezydenta) miał podkreślać zgodę autora na wpisanie się w główny nurt polskiej powieści milicyjnej, który w znacznie większym stopniu niż ówczesne powieści obyczajowe oddawał ducha i charakter tamtych lat. Właśnie chyba z tego powodu „polska” część twórczości ojca Joe Alexa cieszyła się wielką popularnością wśród filmowców, w odróżnieniu od części angielskiej – o ile mi wiadomo żaden reżyser, ani polski ani zagraniczny, nie pokusił się o sfilmowanie znakomitych „alexów”. A tu proszę: „Śmierć i Kowalski” sfilmowana jako „Ostatni kurs” przez Jana Batorego w roku 1963, „Zbrodniarz i panna” – ekranizacja Janusza Nasfetera z roku 1966 ze Zbyszkiem Cybulskim czy wreszcie „Gdzie jest trzeci król ?” wzięta na warsztat przez Ryszarda Bera w roku 1967. Znając życiorys i dokonania Słomczyńskiego można traktować tę grupę powieści jako swoiste pastisze, zawierające wszystkie elementy stylu polskiej powieści milicyjnej, bo pomimo niewątpliwej powagi pisarz co jakiś czas przemyca nieco ironiczne spostrzeżenia i komentarze do współczesnej mu rzeczywistości.

Weźmy głównego bohatera, a jest nim kapitan KG MO Ziętek. I znowu nazwisko określa charakter i pochodzenie tej postaci, jest synonimem przeciętności, sugeruje typową drogę życiową obywatela PRL-u, przeważnie pochodzącego z małego miasteczka lub ze wsi. Dla Ziętka praca w Komendzie Głównej MO stanowi niekwestionowany awans społeczny. Nie idzie on jednak w parze ze statusem materialnym. Podziwiając czarnego (?) Wartburga de Luxe jedego z protagonistów Ziętek samokrytycznie przyznaje: „Niezła maszyna. Niestety nas, skromnych urzędników milicji, stać co najwyżej na motocykl”. Kwaśniewski-Słomczyński bez wątpienia darzy swojego bohatera sympatią, ale nie przeszkadza mu to zabarwiać jego postaci prześmiewczą ironią: „Jestem co prawda tylko skromnym oficerem śledczym, ale staram się nadrabiać braki inteligencji pracowitością” mówi o sobie kapitan Ziętek. Gdzie indziej z kolei „- Na orła nie wygląda…” – „Mój Boże, a czy świat oparty jest na orlich wzlotach ?”

O Ziętku dowiadujemy się iż nosi kapelusz (co trochę kłóci się z potocznym wyobrażeniem o wyglądzie przedstawiciela organów ścigania), bardziej przypomina młodego naukowca niż milicjanta, jest systematyczny i nieco konserwatywny, nie lubi bardzo gorącej kawy czy herbaty, ale za to przepada za szklanką kakao z bułkami z masłem w barze mlecznym na Wspólnej. Pomimo małomiasteczkowego pochodzenia nigdy nie służył do mszy, a co za tym idzie łacina jest mu obca (ta prawdziwa łacina, nie ta z Pragi…). Nie lubi gwałtownego działania i zbytniej ekspresji w zachowaniu, potrafi być stanowczy i wręcz zasadniczy („Jestem kapitanem milicji z Komendy Głównej. Bardzo nie lubimy, kiedy ukrywa się przed nami informacje, które powinny do nas trafić”), czasami jednak trzymają się go żarty: (- „Co to za jedna, kapitanie ?” pyta niefortunny zalotnik, bez sukcesu adorujący podejrzaną. -„Nic takiego. Nerwowa tylko trochę. Zamordowała dziesięć osób siekierą, przeważnie podrywaczy.” mruży oko Ziętek).

O ile w „Zbrodniarzu i pannie” Ziętek był kawalerem wrażliwym na uroki swojej podopiecznej, ważnego świadka w sprawie o morderstwo, w „Każę aktorom… „ jego sytuacja rodzinna jawi się zgoła inaczej i wydaje się być jak najbardziej ustabilizowana. Żona Małgorzata nie zniosłaby, gdyby chodził z brudnym kołnierzykiem i po raz trzeci cierpliwie odgrzewa schabowego (cóż, taka służba: „W moim zawodzie nie jest się przyzwyczajonym do regularnych posiłków” wyjaśnia kapitan atakując bezbronnego kotleta).

Czas przedstawić pozostałych protagonistów. Są nimi:
– Profesor Roman Rudziński (nieboszczyk) oraz trójka podejrzanych:
– Maria Rudzińska, wdowa po profesorze, młodsza od niego o przeszło dwadzieścia lat,
– Anna Strachowska, starsza siostra Marii, która zajmowała się młodszą siostrą po śmierci rodziców,
– Henryk Szulc, młody chemik, asystent profesora Rudzińskiego, ukochany Marii.

Czy śmierć profesora Rudzińskiego, otrutego cyjankiem potasu to samobójstwo czy też morderstwo ?  Czy ktoś, kto zamierza popełnić samobójstwo nasypuje sobie truciznę do cukierniczki ? W jaki sposób wiadomość o planowanym odejściu Marii do Henryka mogła wpłynąć na wydarzenia ? Czy pociąg relacji Zakopane – Warszawa może jechać szybciej, niż to wynika z rozkładu jazdy ? A może jest inny sposób, aby skrócić czas podróży ? Na te i wiele innych pytań musi odpowiedzieć sobie, zwierzchnikom i czytelnikom kapitan Ziętek. I nie zawodzi.

„Każę aktorom powtórzyć morderstwo” to przede wszystkim trzymający w napięciu, znakomity kryminał. Mnie trzymał tym bardziej, iż w momencie decydującej rozgrywki, mającej na celu zdemaskowanie mordercy okazało się, iż mój egzemplarz książki został przez jakiegoś wandala zubożony o kilka stron z ostatniego rozdziału, co pogłębiło wrażenie „suspense’u”. Na szczęście strona z finałem ocalała, co pozwoliło mi napisać niniejszą recenzję.

Tak więc Kwaśniewski w znakomitej formie. Ale jest jednak coś, co czytelnikowi powieści nie pozwala zapomnieć, iż jej autorem jest syn Amerykanina i Angielki, nasz rodzimy John Dickson Carr (tylko lepszy !). Sami przyznacie, iż tytuł: „Każę aktorom powtórzyć morderstwo” znakomicie pasowałby do kolejnego tomu „Joe Alexa” i wręcz wymusza jakiś cytat z Szekspira na wstępie!