Mularczyk Andrzej – Musisz to wypić do dna 105/2025

  • Autor: Mularczyk Andrzej
  • Tytuł: Musisz to wypić do dna
  • Wydawnictwo: Wydawnictwa Radia i Telewizji
  • Seria: Seria z Koniczynką
  • Rok wydania: 1978 (wyd. II)
  • Nakład: 50260
  • Recenzent: Robert Żebrowski

Absolutnie!

Andrzej Mularczyk (1930-2024) był nie tylko pisarzem, ale przede wszystkim scenarzystą filmowym, jak również twórcą słuchowisk radiowych. Wydawana w latach 1975-1981 „Seria z Koniczynką” jest serią mało znaną. Jednak dla Klubowiczów powinna być dość interesująca, bo wśród jej licznych pozycji z gatunku obyczajowego, znalazły się też książki, które śmiało można zakwalifikować jako kryminały: „Strzał” (A. Zbych), „Drzewo do drzewa podobne” (Z. Pomysz), „Śledztwo” (Z. Safjan), „Dźwig” (B. Drozdowski) i właśnie „Musisz to wypić do dna”.

Recenzowana książka liczy 148 stron, a jej cena okładkowa to 15 zł. Tak jak wszystkie pozycje w „Koniczynce” ma ona mało typowe wymiary. Pierwsze jej wydanie miało miejsce w roku 1975. Zawiera ona dwa opowiadania: tytułowe – kryminalne (liczące 80 stron) oraz obyczajowe – „Stan wyjątkowy”. „Zamieszczone opowieści filmowe są literacką adaptacją dwu odcinków serialu telewizyjnego „Droga”, prezentowanego na ekranach telewizyjnych po raz pierwszy w 1974 r. Reżyserem serialu jest Sylwester Chęciński, a w roli Marianka wystąpił Wiesław Gołas”.

Akcja toczy się w Warszawie (wymienione z nazwy lokalizacje to ul. Targowa i most Śląsko-Dąbrowski na Pradze Północ) oraz w fikcyjnych miejscowościach z cukrowniami: Marszowice i Łazy, ale nie potrafię określić kiedy dokładnie (początek lat 70.?)

Zbyszek Gerlicz, żonaty z Heleną, ojciec małej Justyny, zatrudniony był w bazie transportowej PKS na stanowisku kierowcy ciężarówek. Należał do tych najlepszych, najbardziej doświadczonych i najczęściej kierowanych na zagraniczne trasy pracowników. Było tak do czasu, gdy został skierowany w delegację na kampanię buraczaną, czyli do wożenia buraków do cukrowni w Marszowicach. Wtedy to kierowany przez niego pojazd brał udział w wypadku, a on sam – ranny, trafił do szpitala. Winę za to ponosił jednak kierowca dźwigu. Niestety w wypadku tym zginął jego pasażer-konwojent – Stanisław Sęk, brat panny Jadwigi, z którą wówczas Zbigniew romansował. Do tego wszystkiego doszedł stres związany z prowadzonym śledztwem, a także groźby kierowane ze strony rodziny ofiary. Oskarżali go też o to, że specjalnie nie ratował konwojenta, bo ten sprzeciwiał się związkowi z jego siostrą, a także, że tuż po wypadku ukradł mu zegarek, choć de facto wygrał go od niego w karty tuż przed feralnym kursem. Zdruzgotany, zaszczuty i zalękniony Zbyszek nie poradził sobie z tym wszystkim i rozpił się, przez co stracił etat kierowcy, a jego małżeństwo stanęło nad krawędzią przepaści. Łaskawie został przeniesiony do warsztatu, gdzie robił za zwykłego mechanika.

Do pracy za kierownicą wrócił tylko i wyłącznie dzięki swojemu serdecznemu koledze z pracy – Marianowi Szygule, który najpierw pomógł mu wyjść z nałogu, a potem zaręczył za niego, że już w ogóle nie pije i może ponownie uprawiać swoją profesję. Gerlicz zasiadł więc za kierownicą Stara nr rej. WE-1624 (Warszawa Śródmieście), codziennie jednak przed wyjazdem otrzymywał od dyspozytora pigułkę antabusu. Wkrótce dostał przydział na delegację, na kampanię cukrowniczą do … Marszowic. Choć wzbraniał się przed tym, jednak musiał tam pojechać. Kiedy się pojawił na miejscu, u niektórych osób wspomnienia i emocje odżyły, a Gerlicz padł ofiarą misternie zaplanowanego działania. W jego winę nie uwierzył tylko Marian Szyguła i tylko on podjął się dowiedzenia niewinności swojego przyjaciela.

Opowiadanie to jest typowo obyczajowe, ale z drugiej strony zawiera wszystkie niezbędne elementy kryminału. Jest trup, są przestępstwa, jest milicja, jest też prywatne śledztwo. Muszę przyznać, że postępowanie Szyguły jako detektywa bardzo mi się spodobało. Jednak jeszcze bardziej spodobało mi się to, czego pięknym w żadnym razie nazwać nie można. Otóż cała fabuła, zdarzenia i postacie, są tak niesamowicie realistyczne, tak tragiczne, tak poplątane, że aż sięga to poziomu trotuaru. Dobre i złe zachowania ludzkie, a do tego bardzo reprezentatywne, prawdziwa miłość i fatalne zauroczenie, nienawiść i przebaczenie, wrogość i przyjaźń, złośliwość i dobroczynność, chęć zemsty i poświęcenie, podejrzliwość i zaufanie, głupota i mądrość – wszystko to miesza się ze sobą, zwalcza wzajemnie i na przemian triumfuje, co czasami aż wzbudzało we mnie frustrację, złość i bunt. Na szczęście dobro na końcu w pełni zatriumfowało. Smaczku wszystkiemu dodaje też całe to „szoferackie” środowisko z charakterystycznymi wymianami zdań, no i twarda peerelowska rzeczywistość.

Cytaty:
„U nas w rodzinie, jak dotąd, siedzieli tylko za politykę …”
„Byłeś świadkiem na naszym ślubie, musisz ponosić konsekwencje”.
PRL-ogizmy: samochody – Star, Jelcz, Żubr, Tatra, Syrena, statek „Batory” (pływał w latach: 1936-1969, a zastąpił go „Stefan Batory”) i radziecki zegarek „Zwiezda”.