Żurowicz Julian – W Krzeczuchach znów spokój. Opowieść o żołnierzach KBW 68/2023

  • Autor: Żurowicz Julian (Bauman Zygmunt)
  • Tytuł: W Krzeczuchach znów spokój. Opowieść o żołnierzach KBW
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Biblioteka Żołnierza – Seria I, Popularne Utwory Literackie
  • Tomik 64
  • Rok wydania: 1953
  • Recenzent: Paweł Duński

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Socjolog, socjalizm i seksploatacja

Recenzja książki „W Krzeczuchach znów spokój. Opowieść o żołnierzach KBW” – Julian Żurowicz (Zygmunt Bauman), MON 1953.

Ta mała książka to nie tylko propagandowa czytanka dla żołnierzy, ale i przykład niezmąconej osobistymi doświadczeniami wiary w idee komunizmu jej autora – w przyszłości, światowej sławy socjologa. 

Niestety, idealizm, by nie powiedzieć fanatyzm, źle się sprawdza w połączeniu z literaturą. Całość nieco ratuje wrażliwość społeczna autora, jednak dziś jest to raczej ciekawostka-kuriozum z epoki stalinowskiej. 

Wygnaniec z KBW

Na początku 1953 roku Zygmunt Bauman, który ukrywa się pod pseudonimem Julian Żurowicz, miał prawo czuć się zawiedziony i odrzucony. Niedawno został w atmosferze nagonki wydalony ze służby w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w którym pełnił wysokie stanowisko – szefa Wydziału Propagandy i Agitacji. Do KBW trafił przypadkowo jako dziewiętnastolatek po zakończeniu wojny, razem z całą swoją jednostką (4 DP). Potem były kolejne szczeble pracy polityczno wychowawczej, krótki epizod w walce z podziemiem pod Ostrołęką, awans na głównego politruka i przeniesienie do Warszawy. Tam dopadła go paranoja Stalina. Pierwsza antysemicka czystka w Wojsku Polskim była odpryskiem sprawy kremlowskich lekarzy. Oprócz pochodzenia, Baumanowi zaszkodził jawny syjonizm ojca. Złożył samokrytykę i pisemną deklarację zerwania z nim wszelkich kontaktów, jednak do wojska już nie powrócił. Autor „Wygnańca”, Artur Domosławski przypuszcza, że ten „socrealistyczny western” powstał dlatego, by w trudnym okresie zarobić na życie. Bauman był wtedy bezrobotnym studentem UW, miał na utrzymaniu żonę i małe dziecko. Nie zmienia to faktu, że przelał tu na papier bezkrytyczną wiarę w komunizm i stworzył wzorcowy materiał do pracy politycznej z młodymi żołnierzami wojsk bezpieczeństwa. 

Widmo Dżeka krąży nad Krzeczuchami

Jak się to dziś czyta?  Cóż, mogło być gorzej. Opowiastka jest dość krótka, w miarę sprawnie napisana, dużo się dzieje. Bohaterem zbiorowym jest grupa żołnierzy KBW, która otrzymuje zadanie „zaprowadzenia spokoju” w fikcyjnej wsi Krzeczuchy na Białostoczczyźnie. Wieś jest terroryzowana przez bandę niejakiego Dżeka, który ma zaplecze wśród bogatych rolników. Do jego „osiągnięć” należą m.in. podpalenie spółdzielni, atak na samochód z robotnikami, zabójstwo nauczyciela i zgwałcenie jego żony. „Potrafił ludziom żywcem wycinać płaty skóry, kroić ich na kawałki, palić w chatach, zatarasowawszy uprzednio drzwi”. 

Po stronie KBW są biedacy i małorolni chłopi zwani pogardliwie „hołyszami” oraz młode wiejskie kobiety. W ich obronie staje też zdemobilizowany porucznik Dworowski, przykład awansu społecznego, który ukróca sobiepaństwo bogaczy i zakłada we wsi organizację partyjną. 

W obronie powabnych wieśniaczek

Pokazanie różnic społecznych na wsi to jedno, ale najbardziej interesujące, jest włączenie trzech wyrazistych bohaterek kobiecych. To chwalebne, że autor był wyczulony na sytuację kobiet na wsi i dostrzegał kulturę panującej wobec nich przemocy. Trzeba jednak dodać, że przy okazji, realizował swoje własne cele, a wzbudzenie współczucia miało sprytnie wplecioną funkcję perswazyjno-agitacyjną. 

Wrona kupił ją jak kupuje się nowy sprzęt do izby. On stary, stojący nad grobem, który już dwie żony zapędził na tamten świat, połaszczył się na stare lata na Krystynę – młoda kwitnąca dziewczynę, za którą oglądali się wszyscy chłopcy we wsi.  (…) Przy tym zaś obliczył sobie, że nie ryzykuje niczym, bo przecież musi mieć kogoś do posług w domu i obrządzania bydła, a służąca kosztowałaby go na pewno więcej niż żona. 

Każda z trzech bohaterek pada ofiarą przemocy fizycznej lub ekonomicznej. Co ważne nie pozostają jednak bierne, gdy nadarza się okazja buntują się i pomagają żołnierzom. 

Krystyna przełamała strach. Ona, od dwóch lat bita i poniewierana, nigdy niezdolna do najmniejszego sprzeciwu, poczuła nagle przypływ świeżych sił. Tak czy owak – śmierć – zdecydowała.

Inna bohaterka, w niezwykłej scenie nocnej schadzki, żali się żołnierzowi KBW: 

– Czujesz te pręgi? To od jego bata. Nie ma dla mnie życia w tej przeklętej chałupie. Bodaj ona sczezła , spaliła się razem z tym diabelskim katem!, 

– To czemu ty dziewczyno, nie pójdziesz od niego? (…)

– A dokąd ja pójdę? – zapytała zdziwiona Marysia. 

– A do miasta! Do fabryki, pracować! 

– W tyli świat, sama toć ja przecież umiem się ledwie podpisać. A czytać – to tylko drukowane. 

– Dziewczyno, na jakim ty świecie żyjesz? Przecież teraz nauczyć się czytać i fach zdobyć – to żadna sztuka. I człowiek by z ciebie wyrósł, a nie kocmołuch… 

Urocza randka, nieprawdaż? A jak się kończy! 

Rogalski objął Marysię i roześmiał się wesoło. 

– Bolszewicy, Maryś … to najlepsi ludzie, którzy chcą dobra prostego człowieka, dobra naszej Ojczyzny. Nie oni chcą zła, ale twój Kuncewicz. Jedź do miasta Maryś, tam wyrośniesz na człowieka! 

To chyba najlepsza scena mówiona. Bo wrażenie robią też rozbudowane opisy kobiecych wdzięków, pisane wyraźnie pod męską, żołnierską klientelę. Autor niewątpliwie czerpie tu ze wzorców literatury bulwarowej, można by wręcz postawić zarzut seksploatacji w imię socjalizmu. Książka mogłaby mieć motto: władza ludowa to sprawiedliwość społeczna + wyzwolenie ponętnych wieśniaczek z łap obleśnych kułaków. 

Oczy jej barwy ciemnego błękitu urzekały swym blaskiem i urokiem. Smagła buzia, ożywiona dziewczęcym rumieńcem tchnęła świeżością i zmuszała do zatrzymania na niej wzroku. Kusa sukienczyna obciągała zgrabne piersi i kształtna talię, odsłaniając krągłe opalona na ciemny brąz kolana i smukłe łydki. Chociaż ciążyły jej wiadra pełne wody, stąpała lekko, kołysząc sie w biodrach. 

I to się nazywa agitacja! Który samotny żołnierz po zaserwowaniu mu podobnych opisów nie ruszyłby w bój, aby ratować cierpiące piękności?

Cała nudna reszta, która musi być w tego typu dziele

Niestety cała reszta jest już tendencyjna i przewidywalna. Mamy wielokrotnie podkreślaną moralną i fizyczna brzydotę wrogów socjalizmu: skołtuniona czupryna, tępe, straszne spojrzenia, zaciśnięte usta, twarz pozbawiona wyrazu i bezbarwna, rozdęte, drgające nerwowo nozdrza, głos żabi i skrzekliwy itd. Nawet ich cienie są „pokraczne i złowrogie”. Dla odmiany dobrzy bohaterowie są dziarscy, słomianowłosi i nigdy nie piją, podczas gdy źli po wódce „tracą resztę ludzkich cech”. 

Na szczęście dosłownej polityki nie ma aż tak wiele. Pojawia się wspomnienie o Mikołajczyku i jeden cytat z Gomułki, który będąc w partyjnej niełasce, miał się wstawiać za „dobrymi gospodarzami” (czytaj kułakami). Nie ma nawet wzmianki o świeżo zmarłym „wujku Józku”. Raz przywołani są towarzysze radzieccy i ich obowiązujące chyba do dziś przesłanie: „Śmiałego kula się boi, śmiałego nie ima się bagnet – tak uczyli radzieccy bohaterowie (…) w tamtych pełnych chwały dniach frontu”. 

Charakterystyczne dla czasów, jest całkowite pominiecie religii. W dziejącej się na wsi opowieści, ani razu nie pojawia się ksiądz, ani kościół. Jest to więc to taki niby realizm, ale mocno wyretuszowany. 

Jako przestroga i zachęta do dalszej walki, musi się za to zmaterializować, zupełnie z nikąd, zagraniczny agent z propozycją sabotażu: 

Panowie pojada do miasta. Do dużego miasta. Tam będą tylko uważnie patrzeć, co się dzieje dookoła. Co robi wojsko, gdzie wożą towary z fabryk… A od czasu do czasu do czasu także i jakaś grubsza robota się trafi… Jakiś pożarek, wybuszek malutki, ha, ha, ha, ha. Pożarki – za dolarki! Za wybuszki – dolaruszki! 

Zakończenie to oczywiście, jakżeby inaczej, pełny triumf KBW, zbrojny, polityczny, moralny, a chyba również, co sugeruje autor romantyczno-seksualny. Żołnierze wyjeżdżają, ale ”Nie zaprzestajemy walki, dopóki chociażby jeden wróg depcze naszą ojczystą ziemie. Wszędzie, gdzie go napotkamy – bijmy go i likwidujmy.” 

Nagrodą dla żołnierzy KBW są pocałunki rumieniących się dziewcząt oraz wdzięczność mieszkańców Krzeczuch, którzy po ich odjeździe „długo jeszcze stali na drodze  machając chustką, chusteczką, a nierzadko po prostu szorstką, spracowaną dłonią”.

Po takim bardzo filmowym zakończeniu należy się chyba cieszyć, że nasz wybitny humanista i profesor, więcej do Biblioteki Żołnierza KBW, już nic nie napisał.