- Autor: Ross MacDonald
- Tytuł: Sprawa Galtona
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Seria: Lew Archer (tom 8)
- Rok wydania: 1980
- Nakład: 100000
- Przekład: Wacław Niepokólczycki
- Recenzent: Mariusz Młyński
Adwokat Gordon Sable zleca Lew Archerowi odnalezienie Antoniego Galtona, syna Marii Galton, wdowy po potentacie naftowym i kolejowym. Antoni opuścił dom rodzinny dwadzieścia dwa lata wcześniej w atmosferze wielkiej niezgody – kobieta czując nadchodzącą śmierć chce się z nim pogodzić („Chce przed śmiercią wynagrodzić Antoniemu krzywdę.
Źle go traktowała. Nie pozwalała mu żyć własnym życiem. Chciała go mieć w całości dla siebie”). Zarówno Sable, jak i Archer uważają, że te poszukiwania to strata czasu i pieniędzy, jednak detektyw mimo to rozpoczyna śledztwo. Niedługo potem przed domem Sable’a zostaje zasztyletowany jego służący, Peter Culligan, który swego czasu był członkiem bliżej nieznanego gangu. Wkrótce Archer odkrywa, że Galton został zamordowany, ale odnajduje jego syna, który również poszukuje Antoniego. Młody Galton staje się więc spadkobiercą fortuny swojej babci, ale detektyw nie jest do końca przekonany do jego prawdziwej tożsamości i uważa, że wszystko się ze sobą wiąże („Zbyt wiele spraw zbiegło się naraz: morderstwo Culligana, morderstwo Galtona, pojawienie się syna Galtona, jeżeli nim jest. Mam nieodparte uczucie, że wszystko zostało z góry zaplanowane”). Dochodzenie Archera toczy się powoli, detektyw w pewnym momencie zostaje brutalnie pobity przez osobników stojących za całą aferą i otrzymuje propozycję odpuszczenia sobie sprawy („Jezioro Tahoe jest bardzo głębokie, możesz dać w nie nura i to bez akwalungów, a za to z blokiem cementu u nóg; wystarczy, że wrócisz do LA i przestaniesz węszyć, a żadna krzywda cię nie spotka”) ale to tylko utwierdza go w przekonaniu, że jest na właściwym tropie.
„Sprawa Galtona” to ósma książka z serii o Lew Archerze i dopiero tutaj mamy do czynienia z własnym, wyrazistym stylem Rossa MacDonalda. Pojawiają się tu wszystkie elementy, które będą przeważały w pozostałych dziesięciu tytułach serii, czyli przede wszystkim grzebanie w przeszłości bohaterów i poszukiwanie ich prawdziwej tożsamości. MacDonald okazuje wiele sympatii swoim młodym bohaterom, zarówno Galtonowi, jak też jego byłej i obecnej narzeczonej; wyraźnie widać, że to właśnie oni są ofiarami szwindli i intryg dorosłych. Tradycyjnie już nic nie jest takie proste, jak się początkowo wydaje, a finał przynosi więcej goryczy niż satysfakcji. Archer już nie posługuje się pięściami tak chętnie jak kiedyś, a bardziej uświadamia sobie upływanie czasu („Czas przenosił mnie błyskawicznie w przedwczesny wiek średni”), ludzie przez to chętniej się przed nim otwierają („Nie wiem, czemu to panu mówię, chyba dlatego, że ma pan taką twarz do zwierzeń”). Tradycyjnie już zostaje Archerowi uświadomione, że jego zawód nie spotyka się ze społecznym szacunkiem („Czemu taki człowiek jak pan poświęca życie tego rodzaju pracy?”), dowiadujemy się też, że będąc policjantem w Long Beach miał stopień sierżanta – teraz już więc wiadomo skąd moja wielka sympatia do niego:-) Oczywiście, jak to u MacDonalda, książka obfituje w lakoniczne, precyzyjne charakterystyki postaci („Miała wyraz twarzy, jaki się rzadko obecnie widuje – wyraz osoby nie rozczarowanej życiem”), cięte dialogi i lekko surrealistyczne opisy („Trawnik miał barwę farby, jakiej używa się do drukowania numerów serii na banknotach”). Wszystko to sprawia, że można tę książkę polecić na kilka jesiennych wieczorów.