- Autor: Raymond Chandler
- Tytuł: Kłopoty to moja specjalność
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: z Jamnikiem
- Rok wydania: 1977
- Recenzent: Mariusz Młyński
„Kłopoty to moja specjalność” to pierwszy zbiór opowiadań Chandlera jaki ukazał się w Polsce – miało to miejsce w roku 1977 i, rzecz jasna, nie miało nic wspólnego z wydanym w Anglii w 1950 roku zbiorem pod tym samym tytułem. Pierwsze polskie wydanie miało na okładce jakąś pokraczną karykaturę Humphreya Bogarta, a później było już tylko gorzej – albo na okładce był gość z sumiastym wąsichem à la „Miłość w Zakopanem” albo w wydaniu z 1990 roku czytaliśmy na okładce, że mamy do czynienia z opowiadaniami „niedawno zmarłego amerykańskiego klasyka powieści detektywistycznej” – faktycznie, niedawno, zaledwie 31 lat temu.
Ostatnie wydanie „Kłopotów…” miało miejsce w 2009 roku i tutaj dorzucono do zestawu z 1977 roku opowiadanie „Ołówek” pierwotnie wydane samodzielnie w roku… – i tu mamy kolejną zagadkę, bo bliżej nikomu nie znane Przedsiębiorstwo Wielobranżowe „Egross” wydało „Ołówek” w roku nie wiadomo którym; Biblioteka Narodowa podaje, że w 1990 ale stawia obok znak zapytania – ale taki już urok książek wydawanych we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Generalnie zbiór z 2009 roku zawiera pięć opowiadań w których główną postacią jest Philip Marlowe, raz potraktowany na poważnie, raz z przymrużeniem oka – dla porządku opiszę je chronologicznie.
„Świadek oskarżenia” (październik 1934) – pierwotnie nazwisko Marlowe’a się tu nie pojawia; dopiero w antologii za zgodą Chandlera nazwisko detektywa zostało zmienione. Lou Harger, znajomy Marlowe’a, prosi go, by z bronią towarzyszył mu oraz jego partnerce, pannie Glenn, w salonie gier niejakiego Canalesa. Panna Glenn wygrywa tam 22 tysiące dolarów, ale wkrótce zjawia się u detektywa i twierdzi, że ludzie Canalesa zastrzelili Hargera, ale pieniędzy mu nie odebrali. Dla Marlowe’a tłumaczenie dziewczyny jest podejrzane i po jakimś czasie orientuje się, że to on sam może być wmanewrowany w to zabójstwo. Dobra historia w której już wyraźne są typowe motywy dla autora – soczysty język, cięte dialogi, niejednoznaczne postacie i treściwe opisy.
„Złote rybki” (czerwiec 1936) – towarzystwo ubezpieczeniowe wyznacza 25000 dolarów nagrody za znalezienie pereł Leandra skradzionych podczas napadu na wagon pocztowy. Kathy Horne, była policjantka, informuje Marlowe’a, że perły skradł Wally Sype, a narkoman Peeler Mardo wynajmujący u niej pokój wie, gdzie Sype przebywa. Marlowe znajduje narkomana martwego i torturowanego przez dwoje rzezimieszków również zainteresowanych znalezieniem pereł. Mocna, solidna historia.
„Gorący wiatr” (styczeń 1938) – do baru w którym Marlowe pije piwo wpada mężczyzna poszukujący kobiety w niebieskiej sukni; mężczyzna ten po chwili zostaje zastrzelony przez siedzącego w rogu baru pijanego klienta. Marlowe przypadkiem spotyka Lolę Barsaly, poszukiwaną kobietę, która ratuje mu życie, gdy klient z baru chce zabić detektywa będącego niewygodnym świadkiem. Lola informuje Marlowe’a, że miała od zastrzelonego mężczyzny odkupić za 5000 dolarów perły otrzymane kiedyś od byłego narzeczonego. Dobre, nastrojowe opowiadanie z pustynnym wiatrem w tle.
„Kłopoty to moja specjalność” (sierpień 1939) – Philip Marlowe dostaje dość nietypowe zadanie: ma postarać się, by Harriet Huntress przestała spotykać się z Geraldem Jeeterem, synem lokalnego bogacza. Jeeter ma wkrótce odziedziczyć po zmarłej matce duży majątek, a jego ojciec uważa, że część pieniędzy może przypaść Harriet. Prawdziwym celem dziewczyny jest jednak zemsta, gdyż Jeeter senior doprowadził do bankructwa jej ojca. To opowiadanie wygląda na pastisz: manieryczne dialogi, ironiczna poza Marlowe’a i ogromna ilość wypijanego przez niego whisky pokazują, że Chandler chyba chciał się lekko zdystansować od swojego pisarstwa. I ten dystans świetnie wykorzystał Marek Piwowski w ekranizacji noweli – widać to choćby w obsadzeniu Jerzego Dobrowolskiego jako Marlowe’a; pamiętam, że gdy widziałem tę „Kobrę” po raz pierwszy zastanawiałem się, czy w którymś momencie nie wyjdzie on zza drzwi i nie powie „Jogi babu”:) W trakcie czytania cały czas przypominałem sobie ten świetny spektakl i udało mi się go znaleźć na You Tube – jego obejrzenie można potraktować jako dodatek do tego opowiadania które jest niezłe pod warunkiem, że potraktuje się je z lekkim przymrużeniem oka.
„Ołówek” (kwiecień 1959) – do Marlowe’a przychodzi Ikky Rosenstein i oferuje mu pięć tysięcy dolarów za ukrycie go przed mafią, która wydała na niego wyrok za samowolne wycofanie się z niej; wyrok symbolizuje ołówek, którym zabójcy skreślają na liście jego nazwisko. Mordercy prawdopodobnie przylecą samolotem i detektyw postanawia wykorzystać swoją przyjaciółkę Annę Riordan (znaną z powieści „Żegnaj, laleczko”) do obserwacji lotniska. Marlowe pomaga Rosensteinowi wyjechać z miasta, ale po przyjeździe do biura sam otrzymuje paczkę z ostro zatemperowanym ołówkiem; chwilę potem mafia likwiduje człowieka, którego uznała za Rosensteina, a Marlowe otrzymuje propozycję zdradzenia miejsca jego ukrycia. Dosyć zgrabna historia w stylu najlepszych książek Chandlera, napisał on ją krótko przed śmiercią, a została wydana miesiąc po niej pod tytułem „Marlowe stawia czoła mafii”. Jest to jedyne opowiadanie w którym detektyw ma przeciwko sobie Organizację, a nie jakichś lokalnych przestępców, a na dodatek mafia chce wrobić Marlowe’a w zabójstwo w odwecie za wydanie policji jednego z jej żołnierzy. Ciekawe jest to, że Anna Riordan ma w tym opowiadaniu tyle samo lat ile miała w „Żegnaj, laleczko”; Chandler jest tutaj niezbyt konsekwentny, bo cofa się w życiu Marlowe’a o 19 lat – przecież w „Playbacku”, powieści napisanej rok przed „Ołówkiem” niemalże detektywa ożenił z Lindą Loring.