Kryspin I. J. – Platynowa jaszczurka 322/2023

  • Autor: Kryspin I. J.
  • Tytuł: Platynowa jaszczurka
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: seria Czerwona Okładka
  • Rok wydania: 1977
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Robert Żebrowski

LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Presumpcja niewinności, subsumpcja casusu i konsumpcja herbaty

Autora książki nie udało mi się zidentyfikować. I, J i K to kolejne litery alfabetu, a angielski skrót IJK (I’m just kidding) tłumaczy się jako „Ja tylko żartuję”. I tak właśnie należy traktować cały ten pseudonim.

W naszym Klubie są już dwie recenzje tej książki – obie z roku 2009: prezesa – Grzegorza C. oraz zasłużonego klubowicza – Wiesława K. Pierwszy z nich położył nacisk na stronę semantyczną (nazywanie walczącej o życie kobiety denatką występuje w książce siedem razy, a Prezes – litując się nad IJK – w swojej recenzji zrobił tak tylko sześciokrotnie) oraz gastronomiczną, a drugi zajął się stworzoną przez autora fabułą, jej odbiorem przez czytelnika oraz recenzowaniem kryminałów przez klubowiczów, od strony metodologicznej (czyli co należy zrobić) i metodycznej (jak to należy zrobić). Ja zaś postaram się, by moja recenzja była standardowo analityczna.

„Platynowa jaszczurka” liczy 127 stron, a jej cena okładkowa 20 zł. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Akcja toczy się w Poznaniu i w Warszawie w latach 70.

W ubikacji pociągu relacji Warszawa – Szczecin, gdzieś na wysokości Kutna, znaleziono ledwo żywą kobietę z raną kłutą usytuowaną pod lewą piersią, przy czym cios zadany był niemal z chirurgiczną precyzją. Na dworzec kolejowy w Poznaniu, gdzie zatrzymał się pospieszny, przybył młody (25 lat życia i 3 lata służby), zdolny (WS MO w Szczytnie ukończona z wyróżnieniem) i trochę rozczarowany („praca oficera śledczego nie przypomina w najdrobniejszych nawet zarysach pracy słynnego komisarza Maigreta”) porucznik Janusz Kulik z Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej, który miał tzw. dyżur procesowy. Kobietę zabrano do szpitala, jej bagaże do Komendy, a porucznik, nie chcąc wstrzymywać pociągu, wraz z sierżantem z milicji dworcowej wsiadł do niego, by do następnej stacji w Stargardzie wykonać czynności w niezbędnym zakresie.

Kiedy Kulik wrócił do Komendy, od swojego szefa – majora Wachowiaka, dowiedział się, że będzie czynności w tej sprawie prowadził do samego końca. Nadano jej kryptonim „Dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt”. Tymczasem ofiara zmarła w szpitalu. Okazało się, że była to Marta Niekrasz z Warszawy, która ze Szczecina – frachtowcem PLO m/s „Radom” (jako pasażerki pływał w latach: 1970-1984) – miała udać się do Afryki. Jej mężem był docent Jerzy Niekrasz, znany warszawski … chirurg.

Śledztwo w sprawie zabójstwa przejęła Komenda Stołeczna, a nadzorował je szef wydziału zabójstw – major Cepryński (kumpel Wachowiaka z I Armii WP). Kulik zaś został tam oddelegowany. Nad całością czuwał – ze strony milicji: komendant-pułkownik, a ze strony prokuratury: prokurator Ostrowski. Poza docentem Niekraszem osobami podejrzanymi byli: pielęgniarka Jolanta Kubis (kochanka męża denatki), chirurg Michał Tarkowski i jego żona (znajomi Niekraszów), recydywista Marian Zawadzki alias Maniek Sztajfa, żigolak Janusz Baryła (wakacyjny znajomy ofiary), pracownik „Desy” – Zenon Sójka (pomocnik w interesach Niekraszowej), a nawet niebieski ptak – Kazik Dziubkiewicz (pijaczyna). Prowadzący sprawę oficerowie głowią się nie licho, a swój brak skuteczności zapijają … herbatką – mocną i gorącą.

Powieść przez kilkadziesiąt stron wlecze się, ciągnie i męczy czytelnika, aż tu nagle – bum, bęc, po czym następuje „akceleracja” prowadzonego śledztwa. Ten moment określiłbym jako – wykonaną z dezynwolturą wobec czytelnika – woltę autora, wywołującą rewoltę u każdego trzeźwego recenzenta. Mimo tego uważam, że książkę tę warto przeczytać.

Ciekawe cytaty:
Proroctwo sierżanta z „kolejówki”: „Denatka jeszcze żyje”
Przełożony studzi nadzieje podwładnego: „Na złożenie zeznań przez denatkę na razie nie licz” .
Degustator z baru … mlecznego: „Piwo z rana jak śmietana”.