Georges Simenon – Maigret w szkole 177/2023

  • Autor: Georges Simenon
  • Tytuł: Maigret w szkole
  • Wydawnictwo: C&T
  • Rok wydania: 2021
  • Tom 44
  • Przekład: Włodzimierz Grabowski
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Tajemnicze słowa wzburzonej Polki

Nie po raz pierwszy sprawy zawodowe rzucają komisarza Maigret na prowincję. Wspomnijmy choćby „Mojego przyjaciela Maigret” i śledztwo na wyspie, oraz „Sprawę Saint-Fiacre”, gdzie inspektor trafia do miejscowości, z której sam się wywodzi, ale nie był tam od pogrzebu ojca. Do tej grupy pozaparyskich śledztw należy też „Maigret w szkole”.

Niezależnie od tego, co moglibyśmy sądzić, inspektor Maigret lubi prowincję, jak tylko nadarza się okazja daje drapaka z Paryża. O pomoc prosi go wiejski nauczyciel Joseph Gastin, gdyż jest podejrzany o zamordowanie niejakiej Leonie Birard, wścibskiej staruszki, dawnej pracownicy poczty. Kto i po co miałby ją zabijać i do tego z tak dziwnego urządzenia, jak karabinek kaliber 22, którego używa się głównie dla sportu. Jako narzędzie zbrodni nie jest to broń poręczna, chyba że…sprawca trafi w oko. A może to był po prostu przypadek i wynik zabawy jakiegoś łobuziaka? W Saint-Andre takie karabinki ma kilkanaście osób.

Joseph Gastin wie, że Maigret sam pochodzi ze wsi i liczy na jego zrozumienie.

Oczywiście oskarżenie Josepha nie ma formalnego charakteru, jest natomiast silny nacisk środowiskowy, plotka, domniemanie, hipoteza, by tak uważać. I jakieś mgliste poszlaki. W małych środowiskach daje to duszną atmosferę.

Maigret, jak to on, ma pojechać na miejsce, posnuć się po okolicy, pogadać z karczmarzem, bufetową, listonoszem, miejscowym policjantem – porucznik Danielou, grupą uczniów, a następnie objawić światu wynik swoich obserwacji. I tak też się oczywiście dzieje, przy wtórze calvadosu oraz szklaneczek rozmaitych win. W ramach śledztwa także w przy okazji pograć w belotkę czy pikietę, czyli tradycyjne francuskie gry karciane.

Mamy także wątek polski. Oto ciało pani Leonii znalazła kobieta, która przychodziła do niej sprzątać. Maria nazywa się Smelker i jest Polką z piątką dzieci. Natomiast nie prowadzi się zbyt moralnie: „Okna były otwarte i w szkole usłyszałem j jej krzyki, a do tego słowa w jej języku, których używa gdy jest wzburzona. Maria nazywa się Smelker, zjawiła się na naszej wsi, gdy miała szesnaście lat, do pracy na roli, i nigdy nie wyszła za mąż. Jej dzieci są od różnych ojców. Mówi się, że dwoje z nich to sprawka zastępcy mera”. No, cóż.

Śledztwo toczy się leniwie, w małym środowisku, wieś liczy nie więcej jak 320 mieszkańców. Natomiast akcja ogniskuje się wokół kilkunastu. Każdy ma tu oczywiście swoje grzeszki i tajemnice, ale Maigret umiejętnie oddziela ziarno od plew: „Na początku widzi się ludzi powierzchownie. Ich małe wady wyróżniają się najbardziej i to jest zabawne. Później powoli, wchodzi się w ich skórę, odgaduje, czemu postępują w ten, a nie inny sposób.” To w zasadzie cała filozofia komisarza Maigret, wyłożona w ledwie kilku słowach. Czyż życie nie powinno być proste i przejrzyste, tylko niektórzy niepotrzebnie je gmatwają – zdaje się uważać Jules Maigret.

Tłumacz Władysław Grabowski uparcie mały samochód ciężarowy (półciężarówkę) określa mianem: kamionetka. Owszem jest takie słowo w naszym słowniku, ale nigdy go wcześniej nie spotkałem – poza tłumaczeniami „Maigretów” dokonywanymi przez Włodzimierza Grabowskiego. I nie jest to przytyk. Po prostu przydałoby się nieco przypisów.

„Maigret w szkole” to powieść na jeden wieczór. Jak ktoś bardziej refleksyjny, to może na dwa. Czyta się nie gorzej, jak te „paryskie” Maigrety.