- Autor: Georges Simenon
- Tytuł: Maigret podróżuje
- Przekład: Włodzimierz Grabowski
- Wydawnictwo: C&T
- Seria: Maigret (tom 51)
- Rok wydania: 2017
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Maigret zostaje wezwany do ekskluzywnego hotelu George V – w łazience jednego z pokojów znaleziono utopione w wannie zwłoki pułkownika Davida Warda. Noc poprzedzającą śmierć pułkownik spędził w towarzystwie hrabiny Louise Paverini z którą miał zamiar się ożenić po orzeczeniu rozwodu.
Paverini, nazywana przez przyjaciół „małą hrabiną” próbuje popełnić samobójstwo ale zostaje uratowana i przewieziona do szpitala z którego ucieka do Nicei. Maigret udaje się tam za nią, ale ona za namową byłego męża Josepha van Meulensa leci do Lozanny i tam w końcu komisarz ją spotyka. Po rozmowie z nią komisarz wraca do Paryża i zastawia pułapkę na osobę, którą najbardziej podejrzewa.
Georges Simenon napisał tego „Maigreta” zaledwie miesiąc po przeprowadzce do zamku d’Enchandens w Szwajcarii i chyba dlatego kazał swojemu bohaterowi opuścić Paryż. Komisarz robi to z lekką niechęcią i z taką samą rezerwą wchodzi w środowisko milionerów zajmujących się głównie spotykaniem ze sobą. Maigreta szokuje ten światek, zwłaszcza przechodzenie „małej hrabiny” z rąk jednego milionera do rąk drugiego, drażni go to, że jest przez ten światek traktowany jak uczniak lub ubogi krewny ale w pewnym momencie bardziej zaczyna odczuwać współczucie niż rozdrażnienie – zdaje sobie sprawę, że to hermetyczne środowisko jest bardzo małe i jego przedstawiciele muszą być przerażająco bezradni i samotni.
A poza tym wszystko po staremu, ale tym razem Maigret rozwiązując to śledztwo postępuje bardzo ryzykownie i nie do końca pewnie, sam zresztą z dystansem przyznaje, że „lepiej, żeby dziennikarze zachwycający się jego metodami, nie wiedzieli, jak on do tego dochodzi, bo jego prestiż na pewno by na tym ucierpiał”; swoją drogą wydaje mi się wręcz niesamowite zaangażowanie komisarza i jego ludzi – Maigret z własnej kieszeni opłaca świadków, inspektorzy bez marudzenia są gotowi do działania o 3:00 w nocy… I jeszcze jedna ciekawostka: gdyby ktoś urządzał kiedyś ranking najlepszych pierwszych akapitów moim faworytem będzie: „Sprawy, które początkowo wydają się tak banalne, że nie przywiązuje się do nich większej wagi, najgorzej zatruwają człowiekowi życie. Można je porównać z chorobami bez wyraźnych objawów, skrycie atakującymi organizm. Gdy w końcu zaczyna się je traktować poważnie, często jest już za późno…” – po takim wstępie naprawdę chce się czytać dalej.