- Autor: Szczepkowska Malwina
- Tytuł: Ręka
- Wydawnictwo: Wydawnictwo Morskie
- Seria: Konik Morski
- Rok wydania: 1972
- Nakład: 42000
- Recenzent: Mariusz Młyński
Młody stoczniowiec Stanisław Drywa, zdobywca głównej nagrody dla filmowców amatorów za film „Jeden dzień Janka S.”, planuje nowy film; w jego głowie pojawia się wizja wychodzącej z morza kobiety z protezą zamiast ręki.
Znajomy Drywy, emerytowany kapitan Bolesław Miech, zajmujący się w czasie służby przestępczością nieletnich, podsuwa mu pomysł na film: przed piętnastu laty czwórka chłopaków usiłowała w pobliżu mola w Sopocie zgwałcić i pobić młodą dziewczynę i teraz można by zainteresować się losem chłopaków i dziewczyny. Tymczasem Drywa postanawia zostać prawowitym kuratorem Andrzeja Mijewskiego, chłopaka, którego matka umiera na raka; wkrótce z więzienia wychodzi Ryszard Daniel, kolega Drywy, który ma zły wpływ na Andrzeja. Daniel próbuje naciągnąć Drywę na współpracę przy kradzieży stoczniowej aparatury; współpraca ma być rewanżem za to, że Drywa przed laty nie trafił do więzienia za przestępstwo, które ciąży mu na sumieniu.
Malwina Szczepkowska połączyła w jedno naturalizm Stanisławy Fleszarowej-Muskat z dydaktyzmem Adama Bahdaja, niestety, od siebie dołożyła pewną dawkę moralizatorstwa i w efekcie wyszła książka dość przeciętna, nijaka i nie wzbudzająca jakichś większych emocji. Książka niczym czytelnika nie przekonuje: losy bohaterów są jakieś mdłe, ich moralne dylematy nie spędzają nam snu z powiek, a akcja, mimo pewnego dramatyzmu, nie wywołuje napięcia. Nie odmawiam autorce dobrych chęci, wnioski płynące z tej książki są uniwersalne, morał jest aktualny – ale wszystko jest jakieś bezbarwne, nijakie i pozbawione pazura. Całość po prostu jest mało sugestywna – i już niedługo po wydaniu ukazała się w miesięczniku „Litery” niezbyt przychylna recenzja tej książki; po prostu wygląda na to, że szybko uznano ją za mało ciekawą i nic się chyba nie stanie, jeśli się jej nie przeczyta.