Georges Simenon – Wariatka Maigreta 162/2023

  • Autor: Georges Simenon
  • Tytuł: Wariatka Maigreta
  • Przekład: Martyna Ochab
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Maigret (tom 72)
  • Rok wydania: 1976
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Kto normalny, a kto wariat

Z pewnym sentymentem i sympatią czyta się Simenona w klasycznych polskich wydaniach. Szczególnie lubię te wydane w kolorowym Jamniku. Nie bez znaczenia jest tu również nieco większy format. „Wariatka Maigreta” to chronologicznie tom 72. A zatem pozostały jeszcze tylko 3 powieści do końca cyklu.

I choć Simenon nie kładzie tu nacisku na zmęczenie komisarza i jego wciąż przedemerytalny wiek, to cechy schyłkowości cyklu przebijają w sposób istotny. Już samo morderstwo dużo nam mówi. Chodzi o staruszkę (Maigret coraz starszy, a zatem i kaliber spraw adekwatny do kondycji zawodowej komisarza, można pomyśleć) uduszoną we własnym mieszkaniu, w pewnej spokojnej na co dzień kamienicy, gdzie wszyscy znają się od dziesięcioleci, choć nie utrzymują zbyt zażyłych kontaktów. Pani Antonina (formalnie Leontyna) de Cerame pochowała dwóch mężów i od wielu lat żyła samotnie. Kto by chciał mordować starowinkę? Tu musimy nadmienić, że pani Antonina krótko przed śmiercią usiłowała się dostać przed oblicze komisarza Maigreta, przychodziła kilka razy do gmachu policji, twierdząc że ktoś pod jej nieobecność myszkuje po mieszkaniu, przestawia przedmioty, przekrzywia obrazy na ścianach itd. Ktokolwiek słysząc takie opowieści myśli sobie od razu, że to wariatka lub osoba z postępującą demencją starczą i po prostu wymyśla podobne rzeczy lub po prostu referuje twory swego umysłu. Czy można traktować podobne doniesienia, jako godne pochylenia się przez policję? A zatem do Maigreta nie dotarła, ale jeden z jego podwładnych i zarazem protegowany – komisarz Lapointe – odebrał zeznania. W afekcie Maigret miał odwiedzić starszą panią. Nie zdążył.

Śledztwo koncentruje się wokół mieszkańców kamienicy oraz kilkorga krewnych staruszki. Uwagę zwraca tu przede wszystkim wnuk siostry denatki, który nie ma stałego zajęcia. Grywa wprawdzie dorywczo z zespole muzycznym w podrzędnych lokalach, pomieszkuje to tu to tam, ostatnio w pokojach umeblowanych (można takowe wynajmować na różne okresy). Dzieli łoże i stół z przypadkowo poznanymi kobietami, ale nie wiąże się z żadną na dłużej. Od razu postać ta skojarzyła mi się z bohaterami książek…Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego. Tam roi się od różnej maści bon vivantów, utracjuszy, lowelasów, czy niby-studentów, którzy jak ognia unikają stabilnego zajęcia.

Jeszcze bardziej niż w innych Maigretach, w „Wariatce” nie ma spektakularnych zwrotów akcji, tylko powolne gromadzenie poszlak i kolejne przesłuchania. Na przykład siostrzenica Antoniny i jej bieżący partner, Marcel: „- Ile pan ma lat? – Trzydzieści pięć. – A ona? – Nie wiem dokładnie, koło pięćdziesiątki. Może ma pięćdziesiąt. – Słowem, wielka miłość? – Jesteśmy dobrymi kumplami”. A zatem Simenon nie traci charakterystycznej ironii, ale coraz bardziej ustępuje ona refleksji i spojrzeniu za siebie. Maigret udaje się na przechadzkę z panią Maigret i wracają wspomnienia z ich pierwszej randki i pierwszego pocałunku, co miało miejsce na ławce, na placu des Vosges. Maigret chętnie by żonę teraz ponownie pocałował, ale uważa, że jest za stary na taką demonstrację. Tak wyraźnie czujemy atmosferę schyłkowości. Maigret, wielki admirator calvadosu, szklaneczki piwa, czy wina (w ciągu dnia, w godzinach pracy) cytuje w myślach stwierdzenie swego przyjaciela: „Można latami pić wino czy inny alkohol, aż przychodzi wiek, że organizm już tego nie toleruje”. Ta złota myśl nie ma jednak żadnego przełożenia na poczynania komisarza. Cóż to zresztą znaczy szklaneczka piwa? No, cóż wszystko zależy od kraju i kultury. Pewnego letniego dnia przed laty konsumowałem zapiekankę w barze przekąskowym na Maderze. Był to typowy lokal uliczny, gdzie jadło się i piło „na stojaka”. W pewnym momencie podeszło dwóch robotników w charakterystycznych kombinezonach. Zamówili po piwie, w wąskich szklaneczkach rozszerzanych ku górze. Wypili i poszli. Szklaneczki miały pojemność…0,2 litra.. W ogóle nie widziałem na Maderze, by pito piwo z większych naczyń, niż 0,3 litra. W Polsce nie do pomyślenia. Przecież u nas 0,3 oznacza małe piwo i trzeba to wyraźnie zaznaczyć, zamawiając. Jeżeli tego nie uczynimy, tylko powiemy, że chcemy piwo, będzie to oznaczało piwo normalne, a u nas normalne to wszak 0,5 litra. Tak więc czytanie „Maigretów” budzi wielką rozmaitość skojarzeń i odniesień.

Wracamy do pani Maigret, która zapytana przez męża, czy zdarza się jej przesiadywać na ławce w parku, odpowiedziała, że owszem – gdy oczekiwała w kolejce u dentysty. Tak, uważny czytelnik „Maigretów” skojarzy, że mamy tu aluzję do powieści „Znajoma pani Maigret” (odsyłam do recenzji 133/2023). Oczywiście nie nazwałbym siebie uważnym czytelnikiem „Maigretów” – oddaję palmę pierwszeństwa Klubowiczowi Mariuszowi Młyńskiemu, ale lubię te powieści Simenona. Ich lektura i amatorska egzegeza stała się dla mnie rodzajem przyjemnego nawyku. „Wariatka Maigreta” miała do tej pory dwa polskie wydania. Poza „jamnikowym” (1976), z którego korzystałem, powieść wypuściła także oficyna L&L (2001). Ten późny Maigret to dzieło klarowne i na swój sposób… uspokajające. Wszystko jest tu na swoim miejscu.

Mam nadzieję, że zasłużyłem już na szklaneczkę piwa (tym razem po recenzji, nie w trakcie).