Ziemski Krystyn – Siewcy śmierci 165/2022

  • Autor: Ziemski Krystyn
  • Tytuł: Siewcy śmierci
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1989
  • Nakład: 160000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Michała Lorka

Wraz z upadkiem PRL dobiegł kresu żywot Krystyna Ziemskiego; „Siewcy śmierci” to ostatnia książka duetu ukrywającego się pod tym pseudonimem. Wydano ją w grudniu 1989 roku, kiedy mur berliński już leżał w gruzach, a Rumuni szykowali się do obalenia dyktatora; tematyka tej powieści jest więc już dostosowana do ówczesnych zagrożeń czyli do istnienia prowadzącego przez Polskę szlaku przerzutu narkotyków.

Major Jerzy Bieżan, etatowy bohater książek Ziemskiego, zostaje oddelegowany do Szczecina – po regatach na Bałtyku pozostał zakotwiczony na redzie w Świnoujściu pełnomorski jacht z Hamburga. Jego dwuosobowa załoga zeszła na ląd i zniknęła bez śladu; sęk tylko w tym, że z Niemiec na pokładzie wypłynęło trzech marynarzy. Tymczasem na polu pod Goleniowem dochodzi do nieudanej próby porwania samolotu „Dromader” używanego do oprysków; jeden z porywaczy ginie na miejscu, drugi trafia do szpitala i tam zostaje otruty wstrzykniętą do kroplówki morfiną. Przy porywaczach zostają znalezione dwa paszporty na nazwiska zaginionych żeglarzy, jednak żony marynarzy nie rozpoznają zwłok. Wkrótce na szczecińskich Wałach Chrobrego Bieżan zostaje napadnięty i ugodzony nożem przez narkomana wynajętego przez tajemniczego blondyna. Równolegle kapitan Andrzej Korcz prowadzi inne śledztwo – podczas formowania pociągu towarowego w Warszawie dochodzi do uszkodzenia jednego wagonu i w efekcie ujawniony zostaje przemyt stu kilogramów kokainy w otworach wydrążonych w drewnianych paletach. Wszystkie sprawy łączą się ze sobą.

To dość sprawnie napisany kryminał, nie wyróżnia się jakoś szczególnie ani na plus, ani na minus; jest to po prostu solidne rzemiosło na miarę swoich czasów. Mamy tu trochę milicyjnego etosu, kiedy funkcjonariusze zaniedbują życie rodzinne kosztem służby, mamy płynną i dość wiarygodną akcję, mamy też majora Bieżana jak zawsze bystrego i skutecznego ale też i znajdującego spokojną przystań u boku dawnej sympatii, troskliwej i wyrozumiałej Anny. Jest też trochę atmosfery schyłkowego PRL-u, kiedy Bieżan klnie na młodych milicjantów i żali się, że „ten ogólny bezwład dotknął i nasz aparat. Jak choroba…”, generalnie więc książka „daje radę”; nie ma tutaj jakichś wymuszonych rozwiązań, milicyjnej nowomowy ani ukrytych rewizjonistów, szpiegów czy potomków pruskich junkrów – ot, zgrabne czytadło na jeden wieczór, które łatwo do głowy wleci i jeszcze lepiej z niej wyleci ale przynajmniej krzywdy w niej nie zrobi.