- Autor: Ziemski Krystyn
- Tytuł: Odszukać Beta-12
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1973
- Recenzent: Mariusz Młyński
Przyzwoite czytadło na miarę swoich czasów
Antoni Zborowski, właściciel pracowni ram do obrazów, zostaje zastrzelony w windzie jednej z kamienic; zwłoki znajduje Jan Patkowski, pracownik instytutu mikrobiologii, a w teczce denata milicja znajduje 150 000 złotych. Sprawą zajmuje się młody porucznik Andrzej Korda, który od początku pali sprawę: nie zabezpiecza mieszkania Zborowskiego i w efekcie ktoś kradnie z niego dokumenty i dwa wartościowe obrazy Chełmońskiego.
Tymczasem w instytucie mikrobiologii wybucha pożar; zniszczeniu ulega laboratorium w którym Patkowski prowadził badania nad wytworzeniem nowej broni bakteriologicznej; skradziono też cztery ampułki z bakteriami „Beta-12”, które mogą grozić zagładą kraju, wobec którego byłyby użyte. Wkrótce milicja udaremnia trzy zamachy na Patkowskiego – najpierw w jego samochodzie znajduje ładunek wybuchowy, potem odkrywa cyjanek w mleku przed drzwiami, a w końcu prowokuje zabójców do jego zastrzelenia. Obydwa wątki łączą się ze sobą, sprawę przejmuje Służba Bezpieczeństwa, a jej szef angażuje też lekko sfrustrowanego Kordę.
To jest zaskakująco dobry kryminał i gdyby wyeliminować z niego wszystkie minusy, to byłby już bardzo dobry. A tych minusów kilka jest: przede wszystkim naiwność – jakoś nie chce mi się wierzyć, że malarz samouk tworzy tak dobre kopie obrazów, i to takich jak „Dama z łasiczką”, że dyrektor muzeum nie potrafi ich od siebie odróżnić; razi mnie też nieudolność zabójców, którzy zabijają niewłaściwą osobę. Żeby też wilk był syty i „Labirynt” cały musi też być motyw wywiadowczy; mózg całej operacji obowiązkowo też musi być „oficerem obcego wywiadu, potomkiem junkrów pruskich, osiadłych na zagrabionych Polsce ziemiach. Ideowo jest związany z propagatorami polityki odwetu”. Jest też trochę milicyjnej drętwoty i trochę patosu ale jest też brak milicyjnej nieomylności – funkcjonariuszom zdarza się gubić trop i wyciągać mylne wnioski, a nawet wątpić w sens swojej służby. Generalnie więc nie jest źle – narracja dostosowana jest do akcji czyli raz jest potoczysta, powieściowa, a raz szarpana, reporterska; postacie zarysowane są dość realistycznie, a i sama akcja jest w miarę wiarygodnie; można więc ten kryminałek łyknąć bez poczucia straconego czasu.