Zeydler-Zborowski Zygmunt – Proszę nikogo nie winić 233/2022

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Proszę nikogo nie winić
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo LTW
  • Rok wydania: 2013
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Wiesława Kota

Podryw z klasą, czyli na schab i żytnią

Przez Warszawę przetacza się fala samobójstw starszych samotnych mężczyzn. Uwagę milicja zwraca uwagę fakt, że wszyscy pozostawiają zbliżonej treści listy pożegnalne, w których informują, że podjęli decyzję samodzielnie i żeby nikogo nie winić.

Śledztwo trafia w ręce kapitana Mareckiego i porucznika Kosińskiego. Jak zwykle u Zeydlera-Zborowskiewgo pojawia się w powieści szereg postaci w dziwny sposób ze sobą powiązanych znajomościami lub pokrewieństwem faktycznym oraz domniemanym.
Druga charakterystyczna cecha do mieszanina wątków. Wszystko miesza się ze wszystkim. Samobójstwa, hazard, narkotyki, przybysze z Zachodu, kradzież kosztowności. Wydawałoby się, że mamy do czynienia ze stekiem nielogiczności
i nie tak się z tak przpadkowych elementów ukręcić sensownej intrygi. Autor jednak operuje potoczystym stylem, zabawnymi wstawkami obyczajowymi, humorem wykładanym wprost lub w sposób niezamierzony. Wszystko to sprawia,
że wybaczam wszelkie niedorzeczności i dobrze się bawię przy lekturze. Taki jest zresztą cały Zborowski.
Nie przeszkadzają mi także banały serwowane jako objawione prawdy życiowe, co zapewne słusznie wykpiwał celnie swoich recenzjach
Klubowicz Wiesław Kot. Coraz częściej zresztą skłaniam się ku tezie, że tak naprawdę Zygmunt Zeydler-Zborowski bawił się w groteskę, pod pozorem kryminału.
Kiedy niejaki Fetecki przybywa z Warszawy do Podkowy Leśnej i w tajemniczej willi spotyka się z niejakim Szyndlerem, któremu wisi dużą kasę, to wiemy od pierwszej chwili, że obaj panowie okażą się głównymi złoczyńcami. Natomiast z radością czytamy dalej, czekając na kolejne absurdalne wolty fabuły.
Fetecki nie mogąc zebrać forsy do oddania postanawia załagodzić ból istnienia konsumpcją i to konsumpcją w kilku znaczeniach:
„A propos. Mam w lodówce kawal wspaniałego schabu. Przyjedź. Zrobimy sobie kotlety. – Podrywasz mnie na schab?
– Nie tylko. Mam także żytniówkę. Przyjedź. Przyjechała.” Po tak pięknym początku mamy piękną woltę:
„- Nie mówmy już na ten temat. Zajmijmy się czymś weselszym. Zejdź z tapczanu. Wyjmę pościel. – Nie, nie – powiedziała stanowczo. – Nie jestem w nastroju.”
Czyż potraktowany w ten sposób Fetecki nie miał prawa czuć się wykorzystany? Uznajmy to pytanie za retoryczne. Tu oczywiście możemy stwierdzić, że Fetecki nie okazał czujności. Czujność bowiem przynależna jest bowiem oficerom milicji. Czujność lub tzw. nos. Oto porucznik Kosiński udaje się z żoną na imprezę. Dowiadujemy się o tym w trakcie przygotowań do niej: „-Przyjdź koniecznie. Będzie moja siostra z mężem. Wiesz, że ona wyszła za milicjanta. ale to bardzo miły, kulturalny człowiek. Chyba nie szkodzi ci milicjant? – A cóż mi może szkodzić milicjant? – roześmiała się Karolina. Ta oczywista rezerwa wobec stróża prawa znika zaraz potem, jak porucznik Kosiński wyczuwa, że z dziadkiem Karoliny nie jest najlepiej i że może on stać się kolejnym samobójcą z serii.
I tu następna wolta. Mamy bowiem czwartego trupa, ale w osobie …Edwarda Szyndlera. Ten z kolei nie truje się środkami nasennymi jak staruszkowie, tylko zostaje zastrzelony. Całe szczęście sprawca pozostawia sporo śladów, a samą broń porzuca krzakach.
Autor, na marginesie zasadniczej akcji, przemyca obserwacje codzienności, których dokonuje przybysz z Zachodu, Horster (postać poboczna służąca właśnie do obserwacji PRLu). Na lotnisku brak taksówek i czeka długa kolejka.
Budynek Lotniska Okęcie wygląda jak barak. Jedzenie w Hotelu Forum jest fatalne i trzeba udać się do Victorii lub Europejskiego. Tam też zresztą nie jest idealnie. W odwodzie pozostaje staromiejski „Bazyliszek”. Horster dziwi się
także, że remontują most oraz że trzeba czekać latami na założenie telefonu. Całość obserwacji podsumowuje refleksja,: „Dziwny kraj, bardzo dziwny kraj”. Tu oczywiście mamy skojarzenie z postacią zawodowego mordercy Kurta Rolsona,
znanego z powieści „Bardzo dobry fachowiec”. Miał podobne obserwacje i nie dał rady wykonać zadania, gdyż poległ w zderzeniu z regułami PRLowskiej rzeczywistości.
Trzeba postawić się pytanie, kiedy powstała powieść „Proszę nikogo nie winić”? Wiemy, że wydawnictwo LTW opublikowało ją na podstawie maszynopisu autorskiego. Wszystko wskazuje na późny PRL, prawdopodobnie już po książce „Major Downar przechodzi na emeryturę” (1984). Tu bowiem nie ma Downara tylko milicjanci Kosiński i Marecki, postacie bez właściwości.

Czy „Proszę nikogo nie winić” to dobry kryminał? Nie. To kryminał naiwny i głupawy miejscami, ale także w pewien sposób wdzięczny.
Czy warto go zatem przeczytać?
Koniecznie. Na jesienny wieczór lepszy niż butelka żytniej. A najlepiej kryminał Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego pod butelkę żytniej.