Zeydler-Zborowski Zygmunt – Proszę nikogo nie winić – 19/2014

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Proszę nikogo nie winić
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo LTW
  • Rok wydania: 2013
  • Recenzent: Wiesław Kot

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Lista Szyndlera

Trzech staruszków po kolei powiedziało: wystarczy. I zażyło zdublowane porcje uspokajaczy. Wcześniej pobrali z kont dolary (w tamtych czasach zwane „dolores”), poprosili pewnego zaprzyjaźnionego staruszka, aby złożył je na szczytny cel i napisali listy pożegnalne.

W każdym to samo: że decyzja była samodzielna i – „proszę nikogo nie winić”. Przy trzecim staruszku kapitan Jerzy Marecki przeżył chwilę pogłębionej refleksji w obecności młodszego kolegi: „- A czy to wszystko nie wydaje ci się trochę dziwne? Samobójstwa wśród starych ludzi zdarzają się raczej rzadko. Starzy są bardziej przywiązani do życia aniżeli młodzi.” Wdrożył tzw. postępowanie: „Im dłużej zastanawiał się nad samobójstwem starego człowieka, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że za tą sprawą kryje się jakaś tajemnica.” Naprowadził go na to trzeci wykitowany na własne życzenie staruszek, pan Bugajski. Do niedawna był krynicą optymizmu („ani śladu nastrojów schizofrenicznych”), aż tu z czwartku na piątek zapadł się w sobie, wziął i się odmeldował.
Tak doszlibyśmy do czwartego staruszka, co mogłoby lekko nudzić (nas, nie staruszków), ale ZZZ był zbyt sprawny, by dopuścić do tego. I tak kapitan Marecki zostaje przesunięty do sprawy handlarzy narkotykami, bo konające na własne życzenie staruszkowie nie są dla stołecznej MO priorytetem. Jednak tak się przedziwnie składa, że obie te sprawy okazują się zazębiać. Bowiem lokalny dealer nazwiskiem Szyndler ma na swojej liście podwykonawców pewnego aktora, który wziął towar, a nie zapłacił. A aktor ma coś tam wspólnego ze staruszkami.
I już jesteśmy w domu. Dealer ginie, aktor ma kłopoty, kapitan Marecki zamyka sprawę. A czwarty staruszek? Żyje i ma się coraz lepiej. Sto lat, sto lat!

To szkielet fabularny. Poniżej portret epoki w scenkach rodzajowych.
Nieco twardych obserwacji obyczajowych ze sfer teatralnych. Oto pewien aktor nie udziela się w swoim zawodzie i jeszcze tłumaczy, dlaczego:
„- Jesteś aktorem i powinieneś pracować w swoim zawodzie. Staraj się dostać do jakiegoś teatru.
Fetecki wzruszył ramionami.
– To wykluczone. Trzeba mieć mocne plecy, żeby taką rzecz załatwić. A ja nie mam nikogo, kto by mnie poparł. Zresztą, ile bym zarobił w teatrze, grając jakieś trzeciorzędne rólki?
– A telewizja, radio?
– Beznadziejna sprawa. Jeżeli oglądasz telewizję, to chyba wiesz, że idą same powtórki. Poza tym tam także cholerna sitwa, jak zresztą wszędzie. A ja do tej teatralnej sitwy nie należę i nigdy nie należałem.”

Oto pewna Polka przywiozła do „starego kraju” męża Kanadyjczyka:
„- Co to za barak? – spytał. Zmieszała się. Zrobiło jej się przykro.
– To port lotniczy – odparła. Nie ukrywał zdziwienia.
– To jest port lotniczy?
– To tylko prowizorycznie – wyjaśniła pośpiesznie. Nie podejmował już tego tematu.”
Ciąg dalszy rozegrał się w hotelu „Forum”:
„W hotelu recepcjonista powiedział Karolinie zdecydowanym głosem, że wszystkie pokoje zajęte. Dopiero kiedy się zorientował, że ma do czynienia z gośćmi z Kanady, zastanowił się chwilę, zajrzał do książki i oświadczył już bardziej uprzejmie, że może się coś znajdzie. I rzeczywiście „znalazł się” wygodny apartament na dziewiątym piętrze.”
Nieco później wywiązała się kwestia telefoniczna:
„ – Może byś zadzwoniła do dziadka, żeby go zastać w domu.
– Niestety, nie ma telefonu.
– Dlaczegóż sobie nie założy? Przecież posyłasz mu dosyć
pieniędzy.
– To bardzo trudna sprawa. Trzeba całymi latami czekać na
założenie telefonu.”

Sprawa milicjanta na tzw. odcinku prywatnym: „- Słuchaj, jutro urządzany u
siebie takie małe przyjątko. Tylko parę osób. Przyjdź koniecznie. Będzie moja siostra z mężem. Wiesz, że ona wyszła za milicjanta. Ale to bardzo miły, kulturalny człowiek.”

O kadrach milicyjnych wypowiada się kapitan prowadzący śledztwo: „- Właśnie – przytaknął Marecki. – Ciągle nam brakuje ludzi, a specjalnie tych inteligentnych.”

Na użytek czytelnika autor wprowadza nową kategorię kobiet. Chodzi o „kobiety szybkie”: „Po upływie niecałych piętnastu minut znowu się pojawiła. Tym razem wyglądała zupełnie inaczej. Zdjęła roboczy kombinezon, włożyła ładną sukienkę z brązowej wełny, poprawiła uczesanie i zdążyła nawet zrobić pośpieszny makijaż. Najwyraźniej to była szybka kobieta.”

Znajdzie się też instrukcja prowadzenia konwersacji: „ Marecki zaczął mówić o pogodzie, o zmianie klimatu, o tegorocznych urodzajach, o drożyźnie i o ogólnej sytuacji ekonomicznej kraju. Wiedział, że są to tematy zaczerpnięte z żelaznego repertuaru i że nie przedstawiają żadnego ryzyka.”

Jest też obserwacja na temat życia naukowego na Zachodzie. Pewna przyjezdna pani z Kanady w rozmowie z dziadkiem określa pole swoich badań:
„ – Wiem, że się zajmowałaś psychologią, socjologią. Czy w dalszym ciągu interesujesz się tymi zagadnieniami?
Skinęła głową.
– Oczywiście. Piszę teraz pracę, takie szkice na temat życia i śmierci.”

Mamy też przeniesiona wprost z epoki propozycję: „- Napije się pan szklankę herbaty, a może kawy?” Proszę zwrócić uwagę, że podano nie tylko rodzaj, ale i ilość oferowanego napoju.

Na odchodnym wspominam o pewnym samograju. ZZZ nie byłby sobą, gdyby w jego powieści nie pojawił się „nałogowy alkoholik” i „nałogowy narkoman”.

I twardy kościec przeczytanej fabuły. Złote myśli. Jak na 90 stronic – połów całkiem, całkiem:
Na ogół samobójcy nie odwiedzają lekarzy.
Jest rzeczą dowiedzioną, że starzy ludzie przechowują całe stosy leków, nawet te dawno przeterminowane.
Życie dostarcza nam często najbardziej nieprawdopodobnych niespodzianek.
Okazuje się, że nawet filatelista może być inteligentny.
Każdy kiedyś musi umrzeć.
Świat jest piękny i żyć jest bardzo przyjemnie.
Nikt się jeszcze śmierci nie wywinął.
Z wiekiem człowiek się zmienia.
W życiu wszystko przychodzi za późno.
Człowiek nie jest pewien dnia ani godziny.
Człowiek inteligentny nie powinien trzaskać drzwiami.
Nigdy nic nie wiadomo.
Niełatwo dzisiaj żyć. Pieniądze z miesiąca na miesiąc tracą na wartości.
Trudno w dzisiejszych czasach prowadzić interes.
Nie chcą ludzie pracować.
Niejeden Edward chodzi po świecie.
Stuprocentowa kobieta powinna posiadać umiejętność artystycznego mijania się z
prawdą.
Bo tak kupować byle co, to nie ma sensu.
Nie każdy daje się tak łatwo wywozić za miasto.
Ci, co się zajmują narkotykami, nie są ludźmi naiwnymi.
Nie warto tracić czasu na snucie przypuszczeń.
Wszystko jest możliwe.

I wreszcie zdanie z omawianej powieści, którego używam wracając niekoniecznie wtedy, kiedy miałem wrócić: „Każdy mężczyzna potrzebuje czasami jakiejś rozrywki…” A że żona również jest miłośniczką literatury, natychmiast rozpoznaje cytat. Uniesiona ręka, w której trzyma tasak do mięsa, zawisa w powietrzu…