Wołowski Jacek – Uwaga wszystkie radiowozy 180/2022

  • Autor: Wołowski Jacek
  • Tytuł: Uwaga wszystkie radiowozy
  • Wydawnictwo: Wielki Sen
  • Seria: Seria z Warszawą
  • Tom 39
  • Rok wydania: 2013
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego

Gangsterzy uciekają w kierunku Bałut

Jacek Wołowski jest przede wszystkim mocnym przedstawicielem szybkiej, drugoligowej powieści kryminalnej. Operuje stylem chropawym, nieco niechlujnym i stawia przede wszystkim na akcję, mniej przejmując się logiką. Może nawet zupełnie jest z nią na bakier. Za to używa czasu teraźniejszego i czytając minipowieść „Uwaga wszystkie radiowozy!” czujemy się niemal jak bezpośredni uczestnicy akcji.

Z tego punktu widzenia Wołowski pisze bardzo współcześnie. Zaczyna mocno, od wciągającego dialogu majora z kapitanem: „- Ale gdzieś te pieniądze muszą w końcu ulokować – major przeciąga się (…) – W walizce pod łóżkiem albo w odbiornik stojącym na wystawie.”

Z zatem jak u Hitchcocka – trzęsienie ziemi na początek, a potem to już napięcie musi narastać. I tak jest w istocie. Idzie o rozpracowanie gangu waluciarzy i najlepiej aresztowanie wszystkich podczas dokonywania transakcji.

Najście na mieszkanie wskazane przez informatora (u Wołowskiego roi się od informatorów i współpracowników milicji) kończy się połowicznym sukcesem. Mianowice walizka pełna pięćsetek trafia w ręce milicji, ale oprócz niej jeszcze trup jakiegoś mężczyzny zalegający w tym samym pomieszczeniu. Pozostali uczestnicy morderczego spotkania zdążyli zbiec. Rozpoczyna się zabawa w kotka i myszkę. Kapitan Ptak, major Grabaż i ich ludzie penetrują miasto Łódź, co wiemy, bo w kilku miejscach mamy odniesień topograficznych. Milicjanci pracują w chaosie i zmęczeniu i zapewne to powoduje liczne błędy i potknięcia w śledztwie. Jak bowiem wyjaśnić niepostrzeżone wymknięcie się z milicyjnej dyżurki zatrzymanej Janiny S, podejrzanej o powiązania z gangiem. Wmieszała się w tłum interesantów i tyle ją widziano.

Milicja zatem nie działa idealnie. Być może byłoby inaczej, gdyby byli lepiej wynagradzani. Autor upomina się o uposażenie stróżów prawa. W rozmowie z komendantem przemycona zostaje stwierdzenie, że milicjanci są marnie wynagradzani. Można powiedzieć, że w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nie dalej jak kilka dni temu przedstawiciel związku zawodowego policjantów perorował w mediach w tym temacie.

W trakcie decydującej rozgrywki bandyci przechwytują milicyjny radiowóz i rzucają się do ucieczki. I to gdzie? W kierunku Bałut, mianowicie. To już bardzo mocne zagranie jak na powieść milicyjną. Pamiętajmy jednak o tym, że Jacek Wołowski był przede wszystkim dziennikarzem. Wyrósł na reportażu. I ten dziennikarski nerw bardzo widać w jego twórczości kryminalnej, której chyba nie traktował jako bardzo istotny element swojej działalności. Świadczy o tym fakt, że spora część jego kryminalnego dorobku pozostawała przez lata dostępna tylko w postaci odcinkowej, w prasie. Minipowieść „Uwaga, wszystkie radiowozy!” miała premierę na łamach „Życia Warszawy” w roku 1962 i na edycję książkową trzeba było czekać do roku 2013 (51 lat !), kiedy to wyszła jako 39 tom Serii z Warszawą, staraniem wydawnictwa Wielki Sen.

Dziś stanowi niewątpliwie ciekawy dokument czasów, a nieco gorączkowy styl autora wyróżnia się nieco na tle dziesiątek podobnych twórców. Liczne, drobne scenki rodzajowe, uliczne obserwacje są tu dużo ważniejsze, niż konstrukcja fabuły i charakterystyki postaci. Wołowski potrafi dokonywać nagłych wolt w przebiegu akcji, nie oszczędza funkcjonariuszy, którzy często odnoszą rany, a bywa że i giną. Czasem fabuła nas irytuje, ale nie pozostawia obojętnym. A to już dużo. Na tle powieści milicyjnej jako gatunku jednak bardzo skostniałego, pozostaje skromna twórczość autora „Uwaga wszystkie radiowozy!” zjawiskiem nieco osobnym. Szybka lektura na jeden wieczór.