Wojt Albert – Szafirowe koniczynki 124/2022

  • Autor: Wojt Albert
  • Tytuł: Szafirowe koniczynki
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: seria Labirynt
  • Rok wydania: 1988
  • Nakład: 160000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Tomasza Kornasia
LINK Recenzja Marzenny Pustułki

Bezbarwna nijakość lub nijaka bezbarwność

Mieczysława Płatecka, starsza i bogata pani, zostaje obrabowana i zamordowana w swojej willi na Żoliborzu; siostrzeniec ofiary, adwokat Adam Leszczyniak, ocenia wartość skradzionych kosztowności na dwa miliony złotych. Pod oknem willi milicjanci znajdują pilnik; będące na nim odciski palców należą do znanego milicji złodziejaszka, Franciszka Drzewieckiego i śledczy idą tym tropem.

Drzewieckiemu udaje się ukryć w niedalekim Dziekanowie; wkrótce w okolicy zostają znalezione zwłoki młodej narkomanki, Renaty Kreczyńskiej. Ofiara przez jakiś czas była kochanką Pawła Leszczyniaka, brata Adama, właściciela wytwórni zabawek i również narkomana. Wkrótce ginie też sam Paweł Leszczyniak, co ciekawe, zarówno on, jak i Kreczyńska umierają od wstrzykniętego im nadmiaru insuliny. Wszystkie sprawy splatają się ze sobą, a kluczem ich wyjaśnienia stają się wydarzenia z przeszłości braci Leszczyniaków.

Twórczość Alberta Wojta charakteryzuje się tym, że przez kartki jego książek przewija się mnóstwo postaci – zadałem sobie trochę trudu i policzyłem, że tutaj pojawia się ich 51; wszystko dlatego, że śledczy przemieszczają się od Annasza do Kajfasza i cały czas jedni bohaterowie podsuwają im nazwiska jakichś innych. I ten, moim zdaniem, zdecydowany nadmiar postaci to tak właściwie wszystko, co zapada w pamięć po przeczytaniu tej książki, bo reszta jest dość bezbarwna i nijaka – akcja się toczy jakby siłą rozpędu i nic po niej w głowie nie pozostaje. Owszem, jest dość zaskakujące zakończenie, jest typowy dla Alberta Wojta lokalny folklor doliniarskiej Warszawy, jest trochę milicyjnego wszędobylstwa i blefujących przesłuchań ale to jest zdecydowanie za mało, żeby nie zapomnieć tej książki po przewróceniu ostatniej kartki – po prostu jest tu tylko zwykłe śledztwo, nie pojawia się żadna opcja niemiecka i nawet nie ma z czego podrzeć łacha. To już jedna z ostatnich powieści autora i jeden z ostatnich „Labiryntów” i ta seria chyba już powoli zaczynała dogorywanie.