Kostecki Tadeusz (Krystyn T. Wand) – Trująca mgła 125/2022

  • Autor: Kostecki Tadeusz (Krystyn T. Wand)
  • Tytuł: Trująca mgła
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Rok wydania: 1957
  • Nakład: 40172
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Roberta Leśniewskiego

Niemyte ciała w mrokach nocy

Tadeusz Kostecki należy do absolutnych klasyków polskiej powieści sensacyjno-kryminalnej, w tym także kryminału milcyjnego. Nie zapominajmy przy tym o westernach i powieściach dla młodzieży. W wielu utworach tego autora zasadnicza akcja ogranicza się do wydarzeń w jednym tajemniczym domostwie, a reszta stanowi jedynie tło. Podobnie dzieje się „Trującej mgle”, należącej do późnego okresu twórczości.

W prowincjonalnym miasteczku, którego nazwa nie pada, ale pewne tropy wskazują, że gdzieś w Lubelskiem, znajduje się dom pełen tajemnic (nie mylmy z „Domem cichej śmierci”, tego autora). Piętrowa kamienica usytuowana na uboczu jest świadkiem dramatycznych wydarzeń. W krótkim czasie giną tu w niejasnych okolicznościach dwie osoby. Oto najpierw spada ze schodów i umiera w wyniku obrażeń głowy główny lokator domu – Jan Sieński. Niedługo potem śmierć dopada jego siostrę, Eleonorę. Prawdopodobnie coś z sercem. Ale czy na pewno?

Wśród żywych domowników pozostają: komendant Maciąg – miejscowy milicjant, prowadząca dom stryjenka Anastazja, chemik Wiktor, siostrzeniec zmarłego, Teofil oraz elegancka pani Irena i abnegatka Zofia.

Jak nadmienia sam narrator jest to dziwny dom i dziwni ludzie. Relacje między poszczególnymi lokatorami nie są do końca oczywiste, za to często pełne animozji. I tu możemy upatrywać symbolicznego znaczenia tytułu – „Trująca mgła” dotyczy bowiem relacji międzyludzkich.

Od razu oczywiście można przypuścić, że za śmiercią dwojga domowników stoi ktoś z najbliższego otoczenia, ktoś kto sam tu mieszka, ktoś z wymienionych powyżej.

Dlaczego zatem śledztwa nie podejmuje komendant Maciąg, co przecież narzuca się jako oczywista oczywistość. Nie czyni tego z dwóch powodów – po pierwsze mogłoby to oznaczać automatyczne wykluczenie go z grona podejrzanych i tym samym zmniejszenie ich liczby. Po drugie to zadanie jest przecież przeznaczone dla głównego bohatera późnych, z zatem po części milicyjnych powieści Kosteckiego – samego dr Jerzego Kostrzewy. Życiorys samego Kostrzewy jest mglisty i niejasny, jako się rzekło. Wiemy, że jest lekarzem a dokładniej chirurgiem. Na różnych etapach swej kariery działa samodzielnie, albo jest pracownikiem Milicji Obywatelskiej, albo też jedynie współpracuje z tą instytucją. Można odnieść wrażenie, że Kostecki lawirował życiorysem swego bohatera, tak jak na to pozwalały czasy, a jednocześnie w ten sposób by jego milicyjność nie była czymś ugruntowanym. Różnie to się układa, w każdym razie w „Trującej mgle” wspomina, że właśnie mija rok jak przeszedł do milicji, gdzie jest ekspertem-chirurgiem. Z kolei sam został oddelegowany przez resortowego lekarza na urlop i tak przypadkiem znalazł się w cukierni, którą odwiedzał dawny znajomy Kostrzewy…Teofil, który poprosił go o pomoc w wyjaśnieniu tajemniczych śmierci w domu stryja.

Wszystko jest tu podejrzanie pogmatwane, i podane raz to skrótem myślowym – w dwóch trzech zdaniach, a innym razem w formie dość rozległych epizodów pełnych akcji, zasadzek, bijatyk, strzelanin, czy też podejrzanych nocnych penetracji po zakamarkach feralnej kamienicy.

I tam tym polega urok prozy Tadeusza Kosteckiego. Mianowicie przebieg intrygi nie zawsze jest wiarygodny, ale autora pozostaje niewątpliwym mistrzem klimatu i nastroju. Słychać skrzypienie schodów, następnie mroczna postać przenika do ciemnego pokoju. Nie wiemy kim jest i czego chce. Niezrówany Kostrzewa rusza do akcji, chwyta podejrzanego za rękaw i prawie ma go w garści, ten jednak w ostatniej chwili wyrywa się, skacze zwinne przez okno i znika w ciemnościach.

Kostrzewa zdaje sobie sprawę, że nie da rady rozwikłać sprawy w pojedynkę i ściąga posiłki z Warszawy. W międzyczasie ktoś strzela do sąsiada – ogrodnika Bańczaka. Mnożą się zwroty akcji i mylne tropy, ale my łakniemy charakterystycznych opisów. Oto próbka – wchodzimy do restauracji klasy IV:” W nozdrza uderzyło ciężkie, zatęchłe powietrze, przepojone wiązanką najrozmaitszych zapachów. Ostra woń alkoholu, skwaśniały zapach piwa, mdły osad zjełczałych tłuszczów i wreszcie odór dawno niemytych ciał ludzkich, wszystko to razem niemal zatykało dech w piersiach” .

Kostecki operuje często frazą dość archaiczną, wszak styl szlifował w międzywojniu, ale zawsze jest to fraza charakterystyczna: „W wyblakłych źrenicach zapełgały błyski podejrzliwości”, albo 'Promieniał coraz bardziej , łykając pochlebstwa jak indyk kluski”.

No i próba klimatu:” Przystanął nasłuchując. Nie to tylko trzasnęła podłoga. Tu zawsze tak. Szczególnie w nocy. Ruszył po omacku”.

Oczywiście w finale Kostrzewa zachowa się niczym Herkules Poirot, gromadząc wszystkich uczestników dramatu przed ostatecznym wyłożeniem kart. Mimo upływu z góra siedmiu dziesiątek lat proza Tadeusza Kosteckiego zachowała wiele ze swego uroku i warto ten urok dostrzec. Mnie się udało.