- Autor: Arkadij Wajner, Georgij Wajner
- Tytuł: Beczka śmierci
- Wydawnictwo: Czytelnik
- Seria: Seria z jamnikiem
- Rok wydania: 1980
- Recenzent: Mariusz Młyński
„Beczka śmierci” to drugie i, niestety, ostatnie spotkanie polskiego czytelnika z kapitanem Stanisławem Tichonowem, inspektorem Wydziału Kryminalnego Moskiewskiego Urzędu Śledczego; całość, licząca osiem pozycji, już chyba nigdy nie doczeka się w naszym kraju wydania. Szkoda – ale od czego jest internet? Tam są wszystkie tomy, trzeba tylko znać język rosyjski i mieć trochę cierpliwości, zawzięcia i czasu. A może jakieś wydawnictwo zdobędzie się na odwagę i kiedyś przyjdzie jeszcze czas na tę serię? Może przyjdzie, w końcu Maj Sjöwall i Per Wahlöö też ponad 40 lat czekali na pełne polskie wydanie swojej serii o komisarzu Martinie Becku.
Aleksiej Siemionowicz Dieduszkin, pseudonim Baton, doświadczony złodziej, specjalista od kradzieży na dworcach kolejowych i w pociągach, zostaje zatrzymany z ukradzioną jadącemu do Sofii Włochowi Fausto Castellemu walizką wypełnioną zagranicznymi rzeczami oraz należącym do barona Mikołaja Augustowicza von Dietza orderem z gwiazdą i mieczami. Tichonow pierwszy raz aresztował go osiem lat temu i usłyszał wtedy od niego, że jest smarkaczem i szczeniakiem, choć jest między nimi zaledwie siedem lat różnicy – i wtedy kapitan postawił sobie za cel udowodnienie, że nie jest szczeniakiem. Symbolem odwagi, pewności siebie i dojrzałości staje się tytułowa beczka śmierci – Tichonow twierdzi, że „człowiek mając lat trzydzieści powinien wiedzieć o sobie wszystko, a ponieważ jest to niemożliwe, trzeba przynajmniej wiedzieć, czy stać nas na jazdę po ścianie”. Teraz jednak z braku dowodów musi Dieduszkina wypuścić, a na dodatek musi tłumaczyć się przed przełożonym z rzekomych bezprawnych metod przesłuchania – i to powoduje, że dochodzi między nimi do swoistego pojedynku.
Mamy więc typowy kryminał – złodziej, policjant, śledztwo. Ale tak naprawdę ta rywalizacja jest tylko dodatkiem do smutnej i przygnębiającej opowieści o męskiej samotności. Kapitan Tichonow po pracy wraca do „zaniedbanego kawalerskiego pokoiku w przeludnionym, wspólnym mieszkaniu”, dopada go „męczące uczucie zagubienia” i świadomość, że nikomu na świecie nie jest potrzebny; porażająca samotność doprowadza go do sytuacji, gdy w środku nocy rozmawia z manekinami na wystawie sklepu odzieżowego. Kapitan tęskni za rodzinnym szczęściem, smaczną kolacją zamiast kanapki z kiełbasą i życiową stabilizacją, której symbolem są ciepłe, filcowe kapcie za cztery ruble. Gdzieś w świadomości i marzeniach pojawia się dawna narzeczona Lena, za którą tęskni, choć boleśnie zdradziła go osiem lat temu; teraz jest „tuż-tuż, po drugiej stronie przepaści” i mówi mu: „Ty nigdy nie będziesz szczęśliwy, bo nie przyjmujesz życia takim, jakie ono jest”. Dieduszkina życie również nie oszczędza – jego złodziejski los już od dzieciństwa był jego przeznaczeniem, a teraz, kiedy uświadamia sobie, że został całkowicie sam, dochodzi do przekonania, że niemalże samobójczo musi kontynuować przestępczy proceder. I on też stwierdza, że „my wszyscy, ludzie, jesteśmy motocyklistami w ogromnej niewidzialnej beczce śmierci i nikt nie wie, kiedy i gdzie poleci w diabły”.
Są tu więc wszystkie elementy dobrego kryminału: żmudne śledztwo, intrygująca rywalizacja milicjanta z przestępcą, rzetelnie przedstawione miejsce akcji, ciekawe postacie każdego planu, świetne dialogi i zabawne odniesienia do klasyki („ – Moje podobieństwo do komisarza Maigreta jest czysto zewnętrzne – powiedziałem. Profesor obejrzał moją mizerną postać – widocznie porównywał z grubym komisarzem we flauszowym płaszczu z aksamitnym kołnierzem – i roześmiał się serdecznie”). Jest tu też trochę trafnych społecznych spostrzeżeń i kilka ironicznych wzmianek o codzienności ale jest też trochę „miękkiej” propagandy; o sile tej książki decyduje jednak jej nieśpieszne tempo, precyzyjnie dopracowana intryga, metodycznie przedstawione śledztwo ale przede wszystkim gorzki i smutnawy nastrój w stylu współczesnych, skandynawskich kryminałów. To, z jednej strony, opowieść o męskiej samotności, a z drugiej ciążącym nad człowiekiem fatum – i dlatego uważam, że jest to książka po prostu dobra i godna polecenia; wymaga jednak dużego skupienia i uwagi, gdyż jest bardzo spójna i konkretna. Zainteresowani mogą też obejrzeć w internecie miniserial na podstawie tej powieści ale osobiście go nie polecam – trzydziestoletni Tichonow ma tutaj wygląd emerytowanego biurokraty, a finałowa scena na lotnisku, która w książce oczyma wyobraźni kojarzyła mi się z finałem „Bullitta”, jest przaśna, siermiężna i byle jaka.