- Autor: Sztaba Zygmunt
- Tytuł: Śmierć lichwiarza
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Ewa wzywa 07…
- Zeszyt nr 26
- Rok wydania: 1970
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
Morderczy urok małych miasteczek
Zygmunt Sztaba jest mocnym przedstawicielem świata małomiasteczkowego na firmamencie powieści milicyjnej. Akcja osadzona na zadupiach bez nazwy (a czasem i z nazwą – np. Stawidła), a tak właśnie jest w przypadku „Śmierci lichwiarza” daje możliwość zwolnienia akcji i bliższego przyjrzenia się bohaterom. A wszak to wartość sama w sobie. Nastrój, psychologiczny detal, morderstwo.
Miasteczko w kilkoma ulicami na krzyż, jednym hotelem, jedna knajpą i …jednym posterunkiem Milicji Obywatelskiej, buduje w duszy czytelnika pewien porządek. Tym bardziej, że cichy i senny pejzaż małego miasteczka stanowi raczej jedynie tło dla wydarzeń, w który bierze udział ledwie kilka osób. Od razu też wiemy, że Sztaba przedstawi nam wszystkich bohaterów i to ktoś z nich okaże się sprawcą tytułowej śmierci. A zatem przyglądamy się powoli, z należytą uwagą i skupiamy swoją czytelniczo-milicyjną intuicję na każdym po kolei.
Wiemy, że niebawem zostanie zamordowany lichwiarz nazwiskiem Trapisz, bo to wynika z tytułu. Ponadto poznajemy Klarę Wawrzycową (zawodowo inspektora WZSP), która przyjeżdża do miasteczka na regularne schadzki z Konradem Olkuskim. Stołują się „Pod kogutem”, a upojne chwile konsumują w pokoiku hotelu „Renesans”.
Życie miasteczka obserwuje z okna Wiktoryna Piotrowska, pełniąca funkcję gosposi u państwa doktorostwa Białeckich. Ponadto kioskarz oferujący papierosy Grunwald, portier, a także niejaki Machnicki oraz wspólnik ofiary w interesach – Ludwik Duraszewski.
Wiktoryna przypomina nieco bohatera słynnego „Okna na podwórze” Hitchcocka. Z tym, że poza światem realnym żyje również w świecie liczącego niemal 2 tys. stron romansu pod wielce obiecującym tytułem „Don Carlos Montany, czyli romans awanturniczy, w którym miłość i zbrodnia w dziwnych przypadkach przeplatają się wzajemnie”. Mamy w tym przydługim tytule oczywistą aluzję do wydarzeń w „Śmierci lichwiarza”. A rozciągliwe romanse to oczywiście domena powieści zeszytowych modnych na przełomie XIX i XX wieku. Chyba najbardziej znanym przykładem rodzimej twórczości tego rodzaju jest „Piękna siostra” Witolda Gutowskiego, wydana w roku 1938 w …100 (sic!) zeszytach. Całość liczy 2400 stron. A zatem objętościowo jest to dzieło zbliżone to zapewne połowy objętości całej serii „Ewa wzywa 07”.
Zygmunt Sztaba nie unika także aluzji do literatury wysokiej. Wspomina się „Panią Bovary” Gustawa Flauberta. Sami zgadnijcie do której z bohaterek to aluzja.
Tak, kobiety stanowią o wszystkim, a mężczyźni tutaj to tylko tło blade, jedynie pozory skłaniają nas, by myśleć inaczej.
Mimo leniwego rytmu i kameralnych obserwacji, „Śmierć lichwiarza” potrafi również zaskoczyć nagłymi zwrotami akcji. Tak czy inaczej Zygmunt Sztaba wyrasta na Marcela Prousta powieści milicyjnej, a przynajmniej spogląda w kierunku dokonań tego autora.
No i nie wspomniałem dotąd nic o milicjantach , a nie wypada ich pominąć. Porucznik Zawadzki i sierżant Dreja oczywiście dadzą sobie radę.
Po takiej robocie zaś warto by się czegoś napić i udało się znaleźć odpowiedni cytacik z rozmowy „Pod Kogutem”: „-Czego się pan napije? Bo my, jak pan widzi, czyściochę. – Eksportową – sprostowała pani Klara. – Jak się zwała tak zwała – grunt, że czysta. Te wszystkie, panie, mieszanki, diabła warte. Łeb tylko po tym boli”. Oj, co prawda to prawda.