Różni autorzy – Sprawa pana X i inne 70/2022

  • Autor: Madeja Karol, Cieszewski Jacek, Konieczny Andrzej, Kraszkiewicz Mirosław, Kryszczukajtis Wiktor, Sokołowski Stanisław
  • Tytuł: Sprawa pana X i inne
  • Wydawnictwo: Śląsk
  • Rok wydania: 1970
  • Nakład: 20145
  • Recenzent: Grzegorz Cielecki

LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego

Czeluść bytomskich ulic

Pomysł spisania wspomnień milicjantów na jubileusz 20-lecia Milicji Obywatelskiej powstał w Komendzie Wojewódzkiej w Katowicach.
Inicjatywa obrodziła setkami tekstów i wówczas w porozumieniu z wydawnictwem Śląsk postanowiono dokonać selekcji materiału i nadać mu formę książki. Zmieściły się niej 34 teksty.

Pokaźny tom „Sprawa pana X i inne” został solidnie wydany. Oprawa miękka, ale lekko tekturkowa, całość szyta i klejona jednocześnie.Druk mocny i dobra czcionka. Dzięki temu po ponad 50 latach od publikacji – 1967 – możemy śmiało oddać się lekturze, bez obawy że książka się rozpadnie w rękach.

Wspomnienia dotyczące walk z podziemiem reakcyjnym (dziś używa się określenia żołnierze wyklęci) odkładamy na bok, jako wykraczające poza zakres naszych zainteresowań i skupiamy się na tekstach o działaniach milicji na polu kryminalnym. Teksty zostały dziennikarsko opracowane przez grono zaproszonych pięciu współpracowników,
ale redaktor Stanisław Sokołowski zapewnia, że opisane sprawy zostały wiernie przeniesione do książki, jedynie nadano im literacką formę, by czytelnik miał więcej satysfakcji podczas czytania.

Zachęcony recenzją Klubowicza Roberta Żebrowskiego postanowiłem pogłębić lekturę. Trudno oczywiście rekapitulować wszystkie materiały i jako recenzent muszę dokonać selekcji z selekcji. Wiemy bowiem, że prac na konkurs katowickiej komendy wpłynęło kilkaset i zapewne można by było opublikować dziesięć wspomnieniowych tomów, a ale poprzestano na jednym.
Przystępując do lektury zdałem się na los. Zaglądałem do kolejnych opowieści i jeżeli znalazłem coś przykuwającego uwagę, czytałem.

Akcja „Nieuchwytnego gangu” rozgrywa się w Częstochowie. Oto na targowisku zatrzymano kilka osób handlujących wełnianą przędzą.
Trop prowadził do Stradomskich Zakładów Przemysłu Wełnianego im. 1 Maja lub Częstochowskich Zakładów Przemysłu Wełnianego
im. Marii Koszutskiej. Czyżby ktoś wykradał państwową przędzę i upłynniał detalistom na bazarach? Śledztwo idzie w kierunku szajki działającej wewnątrz któregoś zakładu. Sprawa o kryptonimie „Elana” nabiera tempa. Trop wiedzie do punktu skupu kradzionej wełny aż w Pacierzowie. Tu ma miejsce zasadzka.

„Dolary starszej pani” to opowieść o pewnej emerytce, której ktoś splądrował mieszkanie kradnąc 30 dolarów (od rodziny z zagranicy), zepsuty zegarek oraz…zielony sweter. I ten ostatni fant okazuje się nitką prowadząca do kłębka. Porucznik Barczyk odnajduje go w piwnicy tego samego domu i wpada na myśl, że w sprawę musiał być zamieszany ktoś z sąsiadów.
Do Chorzowa trafiamy dzięki opowiadaniu „Przed pierwszym”. Tutaj działają pomysłowi rabusie okradający okoliczne sklepy, restauracje, a nawet zakłady rzemieślnicze.

Dzięki bezgłośnemu wgniataniu do środka szyby wystawowej. Używali w tym celu…mąki, szmat i klajstru.
Jak to często bywa milicji pomógł przypadek. Oto pewna obywatelka rozpoznała na nogach innej pani…swoje buty, skradzione niedawno w zakładzie szewskim.

W tekście „Pani doktor z Waszyngtonu” mamy intrygującą sprawę pewnej mistyfikacji. Oto na komisariat w Mikuszowicach pod Bielsko-Białą przybywa kobieta, która twierdzi że została napadnięta i obrabowana z 20 tys. zł. Szybko okazuje się że pani Eliza jest szeroko znana w Chrzanowie, gdzie prowadziła praktykę lekarską bez uprawnień, twierdząc że ukończyła uniwersytet w Waszyngtonie. Chodzi oczywiście o uczelnię im. Polutnika, której nigdy nie było.
Tychami wstrząsa seria włamań do mieszkań. Zaglądamy głębiej w tekst „Złodziej przychodzi w nocy”. Sprytny przestępca przenika nocą do mieszkań, w czasie obecności lokatorów, dokonuje szybkich kradzieży, a następnie znika, zamykając domowników na klucz od zewnątrz. Skąd ma tyle kluczy? Czyzby były to wytrychy? Jak to możliwe, że jest nieuchwytny? No i w ogóle kto to jest? Mnożą się pytania, a odpowiedzi wciąż brak. Aż pewnego dnia sekcja kryminalna penetrująca miasteczka barakowe (mieszkali w nich budowlańcy wznoszący tyskie osiedla) wpada na trop.

Moją uwagę przyciągnął również „Lewy kurs” (a tak mimochodem, czy ktoś pamięta film „Kurs na lewo?”). Już na pierwszej stronie urzekające zdanie: „Kwadratowa skrzynia wozu wtopiła się w ciemną czeluść bytomskiej ulicy”. Star nie zatrzymał się do kontroli i zwiał patrolowi milicji. Całe szczęście sierżant dostrzegł kątem oka napis „Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Transportu Handlu Wewnętrznego”. Cóż, trzeba będzie poniuchać w bazach transportowych (czy ktoś pamięta film „Znaki na drodze”, traktujący właśnie o kryminalnym życiu w pewnej bazie transportowej). Musiał wieźć jakiś lewy ładunek. Jeszcze pojawił się świadek z informacją, że to byl wóz z Bytomia. A to dopiero początek mrocznych bytomskich wydarzań z udziałem feralnej ciężarówki.
Opowiadania czyta się całkiem nieźle. Mają swoja dynamikę i lokalny koloryt. Styl urzędowy krzyżuje się z swadą narracji i domorosłą poezją. Tylko tu i ówdzie przeziera propaganda, ale nie jest przesadnie nachalna. Aż szkoda, że pomysł podobnych książek nie pojawił się we wszystkich komendach wojewódzkich i nie objął zasięgiem całej ludowej ojczyzny. Byłoby więcej lektury.
Oczywiście jest nieco rozmaitych milicyjnych wspomnieć, jak „Bez wydarzeń”, czy seria książek o pracy MO i SB (np. „Przestępca nie ma szans”, „Za judaszowe srebrniki”), ale tak całościowo jak w Katowicach za Gomułki do tego ważkiego zagadnienia, jak popularyzacja milicyjnego trudu, chyba więcej nikt nie podszedł.