- Autor: Piecuch Henryk
- Tytuł: Tropem szpiegów
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1988
- Nakład: 150000
- Recenzent: Robert Żebrowski
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Sudecki maraton
Henryk Piecuch to dla mnie pisarz nieodgadniony. Urodził się w roku 1939. Uczył się w Szklarskiej Porębie i Jeleniej Górze. Studiował w Oficerskiej Szkole Wojsk Ochrony Pogranicza. Był członkiem PZPR do końca jej istnienia. W WOP był m.in. dowódcą strażnicy, dowódcą piechoty górskiej, instruktorem wydziału politycznego, a także redaktorem naczelnym pisma „Granica”, a po przemianach ustrojowych – pisma „Straż Graniczna”. Ukończył też studia w Wojskowej Akademii Politycznej. Prowadził wykłady z filozofii na Wieczorowym Uniwersyteckie Marksizmu – Leninizmu.
Podczas służby w WOP doszedł do stopnia pułkownika (służbę zakończył już w Straży Granicznej w 1994 roku). Tak więc ze strony ideologicznej był pewniakiem, ale to tylko lewa strona jego twarzy. Pierwsze swoje artykuły w gazetach opublikował – pod pseudonimami – w latach 60-tych, ale bez wiedzy i zgody swoich przełożonych. W latach 70-tych publikował artykuły także dla czasopism zachodnich (francuskich, brytyjskich, amerykańskich i kanadyjskich). W latach 80-tych zyskał dostęp do części odtajnionych dokumentów archiwalnych służb specjalnych. By ominąć ograniczenia w ich publikacji, tworzył powieści oparte na faktach. Część książek opublikował w wydawnictwa konspiracyjnych, także pod pseudonimami. Ponadto nielegalnie – na powielaczu – wydał prawie trzydzieści numerów pisma „Czerwona Krowa” (!!!). To prawa strona jego twarzy – daleka od wierności politycznej. Zastanawia fakt, że nie odkryto jego działalności pisarskiej niepoprawnej ideologicznie, a może odkryto, ale nic z tym nie zrobiono. Czyżby w PRL-u bano się ruszyć Piecucha z uwagi na jego wiedzę wypływającą z badań archiwów?
Wśród jego powieści opartych na faktach (autentycznych ? ☺) wydanych w czasach PRL-u są: „Portret szpiega” (1984), „Czas szpiegów” (1986), „Desperat” (1987), „Tropem szpiegów” (1988), „Szpiegowski syndrom” (1988). W III RP wydano m.in. „Requiem dla szpiega” (1991). Spośród nich – w naszym Klubie – została zrecenzowana tylko ta pierwsza. Postaram się nadrobić te zaległości.
„Tropem szpiegów” liczy 256 stron. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, a czasami też w trzeciej osobie tego czasu. Cena okładkowa to 220 zł. Okładkę projektował Andrzej Bilewicz, o którym wspomnę na koniec.
Akcja dzieje się prawdopodobnie w 1946 roku, w okolicach Jeleniej Góry i Szklarskiej Poręby, w paśmie Sudetów, a konkretnie Karkonoszy i Gór Izerskich. Na przełomie kwietnia i maja 1945 roku, z banku w Jeleniej Górze, SS wspólnie z Wehrmachtem, zabrała kilka sejfów, zawierających prawdopodobnie kosztowności i dokumentację dotyczącą eksploatacji złóż uranu w Sudetach. Miejsca ukrycia tych „skarbów” szukał wopista – szeregowy Władysław Liszka. Sejfów nie znalazł, a jego zwłoki znaleziono nad rzeką przy Skałkach Luizy. Przyczyną zgonu było uderzenie w tył głowy. Śledztwo w tej sprawie miał przeprowadzić jego dowódca – kapitan Józef Ostrowski, wspólnie z sierżantem Lutkiem Markiewiczem. O pomoc zwrócili się do swojego przyjaciela, byłego już kapitana Zenona Henryka Górala (w czasie wojny członka AK, żołnierza LWP, aresztowanego przez SB i osadzonego w więzieniu mokotowskim w Warszawie, skąd wyszedł po kliku miesiącach, a przez co stracił narzeczoną – Walentynę, przesiedlonego z miasta na wieś, pracującego przy wyrębie drzewa jako pomocnik woźnicy). Góral zgodził się pomóc wopistom i już na wstępie odniósł sukces ujawniając miejsce pobytu ukrywających się żołnierzy niemieckich. W tym samym czasie od milicjantów z Jeleniej Góry wpłynął szyfrogram z prośbą o pomoc w poszukiwaniu skradzionych z banku sejfów. W wyniku nieszczęśliwego wypadku drogowego Góral trafił do szpitala. Tu kilka osób starało się pozyskać go do współpracy z reprezentowanymi przez nich „organizacjami”. Okazało się, że znalezieniem sejfów zainteresowana jest nie tylko MO i WOP, ale też UB, polski kontrwywiad wojskowy, własowska banda „Krwawego Iwana”, amerykańskie i zachodnioeuropejskie służby specjalne, no i przede wszystkim niemiecki „Wehrwolf”. Góral stał się „poczwórnym agentem” i rozpoczął niebezpieczną grę. Czy sprawca zabójstwa zostanie ustalony ? Czy „skarby” zostaną znalezione ? Kto jest kim w tej rozgrywce ?
Książka jest po prostu świetna. Cały czas coś się w niej dzieje, tempo jest niesamowite, a akcja pozytywnie zakręcona. Milicjanci pojawiają się w niej kilkukrotnie, ale nie są wymieniani z nazwisk. Główny bohater zaś to mężczyzna „z życiorysem pogmatwanym, poplątanym, człowiek z pozoru cyniczny, a w gruncie rzeczy niepoprawny romantyk. I nieposzlakowanie uczciwy”. Należy zauważyć, że autor wkręcił w fabułę wątki niepoprawne politycznie (np. gloryfikowanie partyzanta z AK, bicie zatrzymanych Niemców przez wopistów). Szczerze polecam tę książkę Klubowiczom-Mordowiczom.
PRL-ogizmy: używane samochody – „Tatra”, „Pontiac”, „DKW” (tzw. dekawka) i jedynie wymieniona jeleniogórska „Europa” (hotel lub restauracja).
Ps. Tak jak wspomniałem na wstępie, projektantem okładki jest Andrzej Bilewicz. Był on artystą wybitnym, przełomowym i bardzo charakterystycznym. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Projektował plakaty i kalendarze, a także salonki i wystrój samolotów rządowych.
Dla nas najważniejsze jest to, że projektował także okładki kryminałów (m.in. „Waza z epoki Ming”, „Czterdzieści osiem godzin”, „Noc bez brzasku”, „Tropem szpiegów”, „Szpiegowski syndrom”, „Desperat” „Czas bezprawia”, „Tajemnicę weź do grobu”, „Gliniarz z Beverly Hills”, „Wieniec dla damy”, „Ruchomy cel”, „Urok gry”, „Trumna z Hongkongu”) . Szczyt jego twórczości okładkowej przypadł na przełom lat 80-tych i 90-tych. Pracował dla różnych wydawnictw – dużych (Alma-press, ORBITA, MON -„Labirynt”) i małych – (Linia, Almaprint, Zetpress). Tworzone przez niego okładki cechowały się głębokim realizmem, wyrazistością i ciekawą kolorystyką (zarówno postaci, jak i tła). Ilustracje te przypominają trochę komiksowe kadry Jerzego Wróblewskiego z czasów jego późniejszej twórczości.