- Autor: Jaworski Roman, Salecki Jerzy
- Tytuł: Uśmiechnięta panna Liza
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1975
- Nakład: 150347
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Na bigosik i setę
Akcja w kryminałach z czasów PRL koncentruje się zazwyczaj w Warszawie. Nie inaczej dzieje się w „Uśmiechniętej pannie Lizie” spółki autorskiej Jaworski-Salecki. Ważny trop wiedzie jednak do Zielonki.
Zbrodnia nie jest typowa. Oto na stacji Warszawa-Szczęśliwice sprzątaczka czyszcząca wagony kolejowe natrafia na zawiniątko, a w nim kobiece ręce. Szybko okazuje się, że należały one do niejakiej Heleny Downarowej, handlarki z Bazaru Różyckiego. Kapitan Pychalski rozpoczyna żmudne śledztwo. Wkrótce pozostałe części ciała kobiety odnajdują się w innych pociągach, ale to nic nie wyjaśnia.
„Gdzie mieszka jej brat? Downarowa nie była mężatką ani wdową? Tak. On nazywa się Downar. Helena mówiła o nim: Mietek. Dokładnego adresu nie znam, ale wiem, że mieszka w Zielonce” – czytamy w „Uśmiechniętej pannie Lizie”
Oczywiście to nie brat kropnął handlarkę. Pomógł natomiast w śledztwie przekazując milicji rzeczy Downarowej. Były wśród nich zdjęcia kilku osób. Okazały się ważnym śladem w śledztwie prowadzącym do afery przemytniczej oraz szpiegostwa gospodarczego (to typowe wątki rodzimych kryminałów). Wszystko zaś odbywało się za pośrednictwem pracownika wagonu restauracyjnego Wars kursującego między Warszawą a Pragą. Nie tu jednak będzie koncentrował się pościg za sprawcą dwóch morderstw.
Kulminacyjne sceny rozegrają się na ulicach Szczecina, gdzie wywiadowcy milicyjni muszą udać się w ślad za wartburgiem kombi. Oczywiście finału nie zdradzę. Warto zajrzeć do książeczki z 1975 roku wydanej w serii Labirynt, by zanurzyć się na dwie godzinki w peerelowskich klimatach. Zadziwia natomiast, jak łatwo było zwerbować pociągowego kelnera do wejścia w przestępczy układ: „Wypiliśmy jedną setę, drugą pod bigosik. Facet poczęstował fajkami”. Wniosek z tego taki, że jak ktoś zaprasza na setkę, a nie daj Boże dwie i do tego jeszcze na bigosik, to na pewno nie ma szlachetnych zamiarów. No, chyba że jest to nasz osobisty znajomy. Wówczas możemy być mniej czujni.