Ciski Józef – W szpiegowskim tyglu 207/2010

  • Autor: Ciski Józef
  • Tytuł: W szpiegowskim tyglu
  • Wydawnictwo: MON
  • Seria: Labirynt
  • Rok wydania: 1983
  • Nakład: 150000
  • Recenzent: Wiesław Kot

Recenzja Mariusz Młyński

Los szpiega (i z powrotem)

Książeczka wyszła spod prasy w 1983 a startowała w głównym nurcie od sprawy Jerzego Pawłowskiego, więc od razu było jasne, że autor pójdzie na noże. I rzeczywiście – chlasta od pierwszych akapitów.

Że prasa na Zachodzie zbałamucona, że Amerykanie naciskają, by Pawłowskiemu zamknąć gębę, bo skompromituje ich wywiad. A oni w zamian dadzą zboże i licencje. Ale już pół stroniczki dalej autor wywodzi, że „Głos Ameryki” i „frajeuropa” dają wywiad z Jerzym Kosińskim (też niewąski Judasz!) na temat Pawłowskiego, by uczynić go głośnym. I męczennikiem w oczach następującego pokolenia. I tak to leci – od bandy do bandy. Ale jak się niestarannie skleja wycinki prasowe i materiały udostępnione przez resort, to już trudno. A poza tym następuje wycieranie Pawłowskim podłogi: „Sprzeniewierca, który podeptał honor i dobre imię Polaka, złamał wojskową przysięgę i olimpijskie ślubowanie, wykorzystał i nadużyła zaufanie i życzliwość przełożonych, społeczeństwa, znajomych i przyjaciół”. I teraz nas już całkiem  nie dziwi, że na ławie oskarżonych „siedzi nieruchomo z nisko opuszczoną głową”. Sumienie go gryzie, bo stanął po stronie tych, którzy zaraz po wojnie pakowali miliony dolarów w zbrojenia przeciwko Polsce, gdzie jeszcze „nie wszystkie zły obeschły”, a już wznoszono Nową Hutę, osuszano Żuławy. A OHP-owcy – pośrednio – dokładali swe skromne złotówki do tego, by paniczyk z warszawskiego Grochowa bawił się szabelką. A ten, ledwo wychynął za granicę, już chciał się napaść dolarami. I od razu poszedł na współpracę z amerykańskim wywiadem. Bo on musiał mieć górę szmalu, a potem następną i następną. Ach, jak autor Ciski uwielbia wyliczać te sumy, przypominać bale, rauty, ruletki. Żeby was tu, w Polsce roku 1983 (wtedy nakręcono ilustracyjny serial „Alternatywy 4”) skręciło z obrzydzenia do sprzedawczyka. Najzabawniejsze jest to, że amerykańscy mocodawcy najwyżej cenili w meldunkach „Pawła” to, co on sam podsłuchał  w „Wolnej Europie”. Przy okazji pomstuje autor na swobodę podróżowania, otwarte granice, wyjazdy stypendialne i podobne. Wszystko to przecież nic innego tylko okazja do werbunku. A za Bieruta granice były zamknięte i o ile roboty mniej dla kontrwywiadu!
A co kawałek rodzynki. Pamiętacie „Misia”? „Jedziecie do kraju kapitalistycznego, który tam może ma i swoje plusy. Chodzi jednak o to, aby te plusy nie przesłoniły wam minusów”. W wersji J. Ciskiego brzmi to tak: „Ludzie słabego charakteru z ograniczonym horyzontem widzenia świata, mogą ulegać płaskiej reklamie zachodniego stylu życia, dać się wziąć na lep miraży dostatniego zycia, szybkiego i bez wysiłku zdobytego majątku. Trzeba ubolewac na ich naiwnością”. I to wydrukowano w roku, kiedy w Polsce na obsługę kartkowego systemu zakupów wydawano rocznie miliard ówczesnych złotych.

Życiorysy biegną swoim torem, my je tylko przyłapujemy na chwilę. Tę, która może się wyłaniać na sekundę z otchłani nudy. Dajmy  na to: w powieści natykamy się na dwóch amerykańskich naganiaczy nazwiskami „Stivens i Devis”. Wszysko to fajnie, tylko te nazwiska są tak zapisane, jakby je pisał wczesny kursant angielskiego, a nie wielojęzyczny as wywiadu. Ale w naszym tomiku pisownia utrzymana jest do końca (jest rok 1983).

Historia Pawłowskiego to tylko przygrywka. Szpiegowskie losy mnożą się w kolejnych rozdziałach. Takie małżeństwo Reimitzów (ona Polka z Chodzieży) – po przykrywką kontaktów handlowych zbierają informacje o całej polskiej gospodarce. Swoich informatorów w Polsce opłacają nie tylko dolarami, ale także za pomocą skarpetek, długopisów i ciuchów z second handu. Polak-zdrajca bierze srebrniki pod każdą postacią. Ale państwo Reimitzowie nie w Polsce zostali osądzeni, lecz w Bułgarii, tamtejszy wywiad okazał się od naszego bardziej gorliwy. Schwytał szpiegów i oddał ludowej sprawiedliwości.

W szpalerze szpiegów pojawia się niejaki Dostojewski (nazwisko zwraca uwagę), który był prezesem Głównego Urzędu Ceł. Za garść dolarów szpiegów obwieszonych kompromitującymi materiałami osobiście przeprowadzał przez komorę celną na granicy w Swiecku. To bydlę! Zresztą z ksiązki wynika, że ci od ceł i handlu zagranicznego to jedna swołocz. Wszyscy byli umoczeni w sprzedawanie informacji za „zapomogi”, tylko nie wszystkim można to było udowodnić. I tu rzewna scena przesłuchania. Naprzeciw siebie śledczy i malwersant. „Pierwszy – lokator typowego M-4 wyłożonego lenteksem, w garniturze z Domów Centrum, dojeżdżający do pracy zatłoczonym autobusem, dugi – z białego mercedesa i luksusowego BMW, ubierany przez krawców z Londynu i Wiednia, z pełnej przepychu wilii…”

Inny znowu marynarz szpiegujący na rzecz BND (wywiad zachodnioniemiecki) zdobywał bezcenne informacje fotografując z okrętowego bulaja (okienko), w dodatku przez firankę. Kolejny szpieg – Polak z zachodniego odzysku – zyskał szpiegowska posadę w Przedsiębiorstwie Robót Czerpalnych. No, tam to już opływał w szpiegowskie dane. A jak „wybrał wolność” na Zachodzie, to wynagrodzenie za informacje szpiegowskie ledwo starczało mu na bilet powrotny z przesłuchania do obozu dla azylantów. Mnożymy szczegóły. Inny agent, zgarnięty z polskiego pokładu na Zachodzie, zgadza się współpracować za elektryczna golarkę. Wówczas (pocz. lat 60-tych – cudo)! Inny spryciula sprzedaje się Zachodowi oddając mu za ciężkie dewizy wydawnictwa jak najbardziej legalne „Rozwój okrętownictwa polskiego” oraz  „15 lat Polski Ludowej”. Za to zgarnia niezły szmal.

I tak się to ciągnie. Czytając zaznaczyłem mnóstwo źródeł pikantnych cytatów. Trzeba by to cudo przepisać w trzech czwartych. Ale połóżmy tamę. Ostatni kawałek, ani lepszy, ani gorszy od poprzednich. Oto, co jeden ze zdemaskowanych szpiegów wyznaje na procesie: „Teoria socjalizmu jako ideologia przypadła mi do serca, a walka klasowa jako jedyna droga do sprawiedliwości. Chciałem być jednym z budowniczych budownictwa w Polsce. Myśl, żeby być dobrym obywatelem PRL i budowniczym sprawiedliwego ustroju o równości wszystkich ludzi nie dawała mi spokoju”.

Nam też taka myśl nie daje  spokoju. I pewnie stąd ten cały Mord.