Snopkowski Andrzej – Trzy wyroki 12/2009

  • Autor: Snopkowski Andrzej
  • Tytuł: Trzy wyroki
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: seria Czerwona Okładka
  • Rok wydania: 1982
  • Nakład: 99650
  • Recenzent: Paweł Duński

LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego

Lepsza krew niż piwo, czyli wyznania Karola Kota

„Trzy wyroki” to zbiór reportaży poświęconych głośnym krakowskim sprawom o wielokrotne morderstwa.  Pod przykrywką znanej z kryminałów serii „z czerwoną okładką” KAW serwuje nam trzy mocno sfabularyzowane reportaże milicyjne.


Książka już od początku wzbudza nieufność. Główny problem dotyczy wiarygodności i obiektywności autora.  Na ile długoletni oficer krakowskiej milicji, mógł i chciał przestawić w 1982 roku prawdziwe kulisy swojej pracy?  Na ile rzetelnie pokazał tło i fakty głośnych morderstw?  Niestety lektura ksiązki z dzisiejszej perspektywy każe wątpić w szczerość intencji autora.
Zamiast rzetelnego reportażu otrzymujemy „dokument minionego czasu”, w którym wiele faktów przeinaczono lub pominięto.  Dlatego wszystkim zainteresowanym  sprawami Mazurkiewicza i Kota polecam raczej publikacje wydane po 1989 roku np. „Kto zabija człowieka” B. Sygita.

Książka zaczyna się nietypowo. Za wstęp służy notka pewnego docenta, który wychwala ją jako „prawdziwy autentyk”. Faktycznie autor przytacza liczne dane osobowe, podaje dokładne lokalizacje, mamy też wkładki ze zdjęciami z wizji lokalnych, reprodukcje gazet itp. Na tej podstawie można śmiało zorganizować „kryminalny” krakowski spacerownik.
Z trzech historii najwięcej miejsca zajmuje sprawa Władysława Mazurkiewicza.  Ten prowadzący wystawne życie krakowski bon vivant podczas okupacji zaczynał od interesów z szefem gestapo.  Potem handlował też walutą i zegarkami (traktowanymi wtedy jako lokata kapitału).  Działalność przestępczą bardzo ułatwiało posiadanie samochodu Opel–Olympia oraz własnego garażu.  Jego partnerzy w interesach byli wywożeni i likwidowani strzałem w potylicę lub truci kanapkami z cyjankiem. Ciała topił w Wiśle lub betonował w garażu.  Ponieważ mordował członków krakowskiej śmietanki, wkrótce pojawiły się plotki i otwarte oskarżenia. Mimo tego działał aż trzynaście lat i kilkukrotnie udawało mu się w dziwny wyplątać z zarzutów.
Wpadł gdy okazało się, że ofiara której strzelił z pistoletu w głowę wsiadła do samochodu i jakby nigdy nic wróciła do domu. Po kilku dniach z bólem głowy udała się do lekarza i wtedy okazało się że ma kulę w czaszce.
Mazurkiewicz został ostatecznie skazany w 1956 roku za 6 zabójstw i 2 „usiłowania”. Ponoć ofiar było znacznie więcej.

Na procesie Mazurkiewicza sprawozdawcą prasowym był zaczynający karierę pisarską Marek Hłasko, który swoje wrażenia opisał w reportażu „Proces przeciwko miastu”.  Kilka akapitów na ten temat znajduje się również w „Pięknych dwudziestoletnich”:  „Proces był jedyny w swoim rodzaju: Mazurkiewicz był szpiclem i prowokatorem UB i świadkowie bali się otworzyć mordę na procesie. Wszyscy widzieli że pan Władzio jest mordercą, ale wszyscy myśleli, że wykonuje wyroki swoich mocodawców z UB. (…) jest nie do pomyślenia aby podobny wypadek mógł się zdarzyć w państwie, gdzie policja zachowuje chociaż pozory przyzwoitości.”
Oczywiście autor „Trzech wyroków” sprawę widzi zupełnie inaczej, a wątki podniesione przez Hłaskę przemilcza.  Zapewne był na zupełnie innym procesie, a zbieżność nazwisk jest całkowicie przypadkowa.

Mniej spektakularna jest druga z prezentowanych spraw.  Bogusław Olejnik i Tadeusz Wiktor dokonali trzech morderstw w kamienicy przy ulicy Senackiej 11 w centrum Krakowa.  Wpadli po puszczeniu w obieg zrabowanego zegarka „Doxa” oraz jesionki w jodełkę.  Ich proces nazwano nieco na wyrost „najgłośniejszym procesem poszlakowym w powojennej Polsce”.
Przy okazji czytelnik może się dowiedzieć jak ważny jest „służbowy płyn znieczulający”.  Szkoda, że takich scen jak ta gdy po odkażeniu spirytusem górnych dróg oddechowych ambitny oficer wskakuje do dołu by samodzielnie odkopać zwłoki, nie ma w tej książce więcej.

Na sam koniec autor zostawia sprawę Karola Kota, młodego zabójcy kobiet i dzieci. Jest to część najkrótsza ale i najciekawsza.
Historia zaczyna się od dokładnej rekonstrukcji zabójstwa 11-letniego Leszka Całka biorącego udział w zawodach saneczkowych pod Kopcem Kościuszki. Szczegółowo odtworzone są też inne ataki Kota; próba zasztyletowania 7-letniej Małgosi Pawłowskiej w klatce przy ulicy Sobieskiego oraz trzy ataki na starsze kobiety modlące się w pustych krakowskich kościołach.  Na szczęście tylko jeden z nich zakończył się śmiercią ofiary.  Nie udały się również próby trucia nieznanych osób (Kot miał zwyczaj zostawiać zatrute butelki z oranżadą, albo dosypywać trucizny do przypraw w restauracjach).

Kot to najmłodszy ze znanych seryjnych morderców.  W momencie popełniania zabójstw był uczniem Technikum Energetycznego przy ulicy Loretańskiej, gdzie kilka dni przed aresztowaniem zdał maturę.  Mieszkał w kamienicy przy Meiselsa 2, pochodził z dobrej rodziny, ojciec był inżynierem, matka działaczką Ligi Kobiet (gdzie odpowiadała za trudną młodzież).
Milicja mimo licznych śladów i portretów pamięciowych była bezsilna.  Pod wpływem paniki ludności zwróciła się o pomoc do biegłych psychiatrów. Postawili oni hipotezę zabójstw ekwiwalentnych tzn. mających zastąpić stosunek seksualny.  Jest to typ zabójstw z lubieżności gdzie nie dochodzi do zbliżenia, bo popęd seksualny zaspokaja samo dręczenie ofiary, sadyzm lub widok krwi.  Diagnoza okazała się w pełni trafna. Kot przyznawał, że po napadach stawał się dużo spokojniejszy i lepiej spał.

W schwytaniu mordercy kluczowa okazała się rola koleżanki z sekcji strzeleckiej „Cracovii”.  Kot odczuwał silną potrzebę szczegółowego opowiadania o tym co robił i o swych dalszych planach.  Dziewczyna początkowo brała to za dziwną fantazję chłopaka, potem udała się z nim do poradni („przepisali jakieś witaminy”), a w końcu pod wpływem koszmarnego snu (tak!) porozmawiała z kimś, kto następnie zawiadomił milicję.  To z jej zeznań pochodzą cytowane przez autora „Trzech wyroków” liczne wypowiedzi Karola Kota.

Credo życiowe:
„Powiem krótko: zabijać i pić krew ofiar, niszczyć ludzi i ich majątek.”
Marzenia:
„Z moich marzeń zdążyło się spełnić jedno, chciałem i byłem katem ludzi, choć myślałem o większej rzezi, o prawdziwym dużym krematorium. Gdyby była wojna, chciałbym być szefem obozu koncentracyjnego, obcinałbym piersi kobiet i kładł je pod hełmy żołnierzy, aby nie uciskały ich w głowę.”
Upodobania kulinarne:
„Jeżeli krew jest ciepła, lepsza krew niż piwo”.
„Lubiłem czytać zwłaszcza przy jedzeniu. Lepiej mi smakowało gdy przyjedzeniu czytałem Medycynę Sądową lub o paleniu ludzi.”
Czas wolny:
„Zabijałem żaby, kury, gawrony, krety i cielęta. Matka o tym nic nie wiedziała, a dla niepoznaki odmawiałem jej zabicia ryby czy drobiu na obiad.”
„Chodziłem więc do tamtejszej rzeźni i asystowałem przyj zabijaniu cieląt. Lubiłem ten widok i w końcu zasmakowałem w cieplej krwi. Piłem krew z cielęcia i wieprza. Dawali mi rzeźnicy, ile chciałem.”

Oprócz licznych cytowanych w książce wypowiedzi szczególne wrażenie robią zdjęcia z wizji lokalnych. Karol Kot z uśmiechem wyrośniętego dziecka, chełpliwie demonstruje sposób popełniania zbrodni.  Podobno na kręconych wtedy milicyjnych filmach widać jak wchodzi w rolę i ponownie przeżywa przyjemność z zabijania.
Z cytowanych przez autora rozmów z zatrzymanym wyłania się postać niezwykle pogodnego i wręcz wesołkowatego człowieka.  Świetnie zaadoptował się tak w więzieniu jaki i w szpitalu psychiatrycznym gdzie trafił na obserwację. Do końca też zachował pozytywny obraz własnej osoby:  „Drań to taki, który jest pijakiem, złym człowiekiem. Ja zaś uważam siebie za dobrego człowieka. Dokonywane przeze mnie mordy to była moja prywatna sprawa. Byłbym złym człowiekiem, gdybym pil wódkę i zadawał się z prostytutkami.”

Karol Kot został powieszony 16 maja 1968 roku.  Do końca liczył na ułaskawienie, w czym mogła pomóc opinia krakowskich psychiatrów.  Szkoda, że autor książki nie napisał, że po sekcji zwłok okazało się, że stwierdzona u Kota psychopatia sadystyczna miała podłoże organiczne (rozległy guz mózgu). Rzuca to inne światło na zbrodnie i prawdopodobne jest, że w latach wydania książki Karol Kot uniknąłby kary (jak np. sadzony w podobnym czasie Lucjan Staniak).

„Wampir z Krakowa” po latach trafił do kultury masowej jako wcielenie absolutnego zła, zły duch tego miasta.  Szczególne zainteresowanie widać w twórczości poety Marcina Świetlickiego. Kot jest tytułowym bohaterem wiersza („Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki…”) i piosenki z pierwszej płyty Świetlików.  Pojawił się też w powieści „Dwanaście”, w której kilka adresów odnosi się wprost do jego historii.  O Kocie powstał również film dokumentalny pt. „Maturzysta”.
Zapewne powstanie o nim jeszcze niejeden film i książka. Szkoda tylko, że autor „Trzech wyroków” nie wykorzystał w pełni tak niezwykłego materiału.