Snopkowski Andrzej – Trzy wyroki 56/2024

  • Autor: Snopkowski Andrzej
  • Tytuł: Trzy wyroki
  • Wydawnictwo: KAW
  • Seria: seria Czerwona Okładka
  • Rok wydania: 1982
  • Nakład: 99650
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Pawła Duńskiego

Konia z rzędem temu, kto powie mi co zainspirowało Andrzeja Snopkowskiego, oficera z sekcji dochodzeniowo-śledczej milicji do napisania tej książki akurat w 1982 roku. Jest ona ni to reportażem, ni to dokumentem, ni to fabularyzowaną opowieścią o przestępcach swego czasu siejących grozę w Krakowie. Mamy więc Władysława Mazurkiewicza, który na przestrzeni kilkunastu lat zamordował sześć osób będących z nim w stosunkach handlowych lub towarzyskich; mamy Karola Kota, „wampira z Krakowa”, który w latach 60. wywoływał strach i psychozę – a pomiędzy nimi mamy historię, która znalazła się tu chyba tylko dlatego, że było to pierwsze dochodzenie prowadzone przez autora.

Wbrew temu, co we wstępie napisał dyrektor biblioteki PAN w Krakowie uważam, że Andrzej Snopkowski zacięcia literackiego nie miał i dlatego napisana przez niego książka jest chaotyczna, nierówna i nic nie wnosząca; inna sprawa, czy w 1982 roku mógł sobie pozwolić na więcej. Najobszerniej autor pisze o sprawie Władysława Mazurkiewicza, opisuje jego zbrodnie, pokazuje i szczegółowo omawia jego słynny proces z 1956 roku, przedstawia unikatowe zdjęcia – ale nic ponadto; podejrzewam, że w momencie wydania tej książki stan wiedzy na temat „eleganckiego mordercy” nie był większy niż w 1957 roku. Owszem, autor rzuca kilkoma cytatami, które pokazują skąd wzięła się opinia o nim jako o ustosunkowanym i uczynnym człowieku; przytacza wypowiedzi doktora Henryka Wallischa, adwokata i znajomego Mazurkiewicza, którego wiara w jego niewinność była do pewnego momentu wręcz niezłomna – ale nie znamy jego przedwojennej przeszłości czy dzieciństwa, nie wiemy czy tylko chciwość pchnęła go na drogę zbrodni, a jego kontakty w czasie wojny z gestapo opisane są pobieżnie. Dziś wiemy już o wiele więcej i dlatego zainteresowani tematem powinni sięgnąć po książkę Cezarego Łazarewicza „Elegancki morderca” – autor sięgnął do archiwów IPN i wyjaśnił kilka problematycznych spraw: łatwość udzielania mu alibi, podejrzewanie go o przychylność Urzędu Bezpieczeństwa, a nawet domniemana współpraca z NKWD.

O Karolu Kocie autor napisał krócej ale bardziej treściwie: są tu fragmenty przesłuchań w których autor uczestniczył, są szczegółowo opisane przestępstwa Kota, są zeznania świadków, jest opowieść młodej kobiety, która jako pierwsza zwróciła uwagę na jego obsesje, są dość przerażające zdjęcia z wizji lokalnych, jest opis procesu, gdzie starły się ze sobą dwie teorie naukowe. Ale nie ma rzeczy najważniejszej: nie ma opinii autora na temat teorii o guzie mózgu, który mógł odpowiadać u Kota za silniejsze odczuwanie agresji – najwyraźniej nie było na ten temat zapotrzebowania, miała być egzekucja i była. Jest za to akapit budzący mój stanowczy sprzeciw i wielki niesmak: autor, widząc w sądzie publiczność domagającą się śmierci Kota, pisze o drobnomieszczanach żądnych za wszelką cenę krwi i dodaje: „Aż strach pomyśleć, jak taka mentalność bliska jest hitlerowskiej, gdzie spotykaliśmy się z podobną pogardą dla dowodów, dla procesu, dla prawa, dla obiektywizmu czy rzetelności sądu” – gdzie chwilę wcześniej pisał o psychologii tłumu. W tym przypadku zainteresowani również mogą sięgnąć do świeższych książek: ciekawie na ten temat pisze Przemysław Semczuk; widziałem też książkę wiktymologa Andrzeja Gawlińskiego, jednak to już jest pozycja bardziej dla studentów kryminalistyki; o Kocie pisał też Krzysztof Kąkolewski w „Dzienniku tematów”.

Mamy jeszcze historię podobno najgłośniejszego procesu poszlakowego w powojennej Polsce – określenie chyba trochę na wyrost; jest to historia dwóch pospolitych morderstw ale głównie jest to opowieść autora o pierwszym prowadzonym przez siebie dochodzeniu. Czy całą książkę warto czytać? Trudno powiedzieć; bardziej wygląda ona na odgrzewanego kotleta mającego chyba odstraszać potencjalnych naśladowców, bo wartości historycznej chyba nie ma zbyt wielkiej. Dziś z perspektywy czasu widzimy, że te procesy były prowadzone dość nieudolnie i jak wielka była presja opinii publicznej na konkretny wyrok. Książkę więc można przeczytać ale świat się nie skończy, jeśli się tego nie zrobi.