Krajewska-Szukalska Zofia, Zygmunt Bohdanowicz – Bezpieczny świadek 11/2009

  • Autor: Krajewska-Szukalska Zofia, Zygmunt Bohdanowicz
  • Tytuł: Bezpieczny świadek
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 140
  • Rok wydania: 1988
  • Recenzent: Teresa Tulska

LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

„Nie jest łatwo zabić człowieka, który przez 24 godziny pozostaje pod opieką lekarzy, pielęgniarek, a poza tym przebywa cały czas w tłumie innych ludzi”.


To trafne spostrzeżenie może być mottem opowiadania nietypowego, jak na kryminał – czytelnik od czwartej strony wie, kto zabił, a krótko potem poznaje personalia mordercy, jego status społeczny (niski), miejsce pracy, upodobania, nawyki i inne. Problemem jest tylko jedno – czy naoczny świadek, osoba, która mordercę widziała, rozpoznała i zlokalizowała, a nawet potrafi to udowodnić , znajdzie kogoś, kto serio potraktuje jej słowa ; a nawet czy znalezienie kogoś takiego wystarczy w zestawieniu z machiną śledczo-medyczną; bo ta, jak każda zbiurokratyzowana instytucja, najbardziej pragnie świętego spokoju i siłą bezwładu skutecznie broni się przed każdym wysiłkiem, którego może uniknąć.
Świadek bezpieczny, z punktu widzenia przestępcy, to świadek, któremu nikt nie wierzy, a nawet nikt go nie słucha – pacjent szpitala psychiatrycznego. Czytelnik przekonuje się, że o wiele łatwiej jest zabić niż wpakować kogoś do psychuszki. Opis morderstwa zajmuje dwie linijki, wysiłki zabójcy związane z wysłaniem bohatera do szpitala i zostawieniem go tam do końca jego życia to cała reszta opowiadania (60 stron).
Barwne są realia i każdy znajdzie tu coś smacznego dla siebie – miłośnicy samochodów żółtą furgonetkę marki mercedes, amatorzy knajp miły lokalik ” U Lusi”, zwany „Gawrą” (ze względu na podobieństwo szefowej do starej niedźwiedzicy); lubiącym stare melodie towarzyszy „rumba negra”;  palaczy ucieszy prokurator częstujący Marlboro i pełna popielniczka u psychiatry; odradzam lekturę sympatykom kotów, ponieważ ofiarą psychopaty pada niestety bury i bezczelny Ziutek, współmieszkaniec głównego bohatera.
Zwieńczeniem są refleksje śledczego w ostatniej scenie – kapitan stojąc w obliczu kata i ofiary, mordercy i świadka zdał sobie sprawę, że ten człowiek za chwilę zabije „nie z własnej winy. Winien był on sam – kapitan Popowicz. Winien był prokurator, lekarka, która leczyła Jana, Krzysztof, wszyscy ci zgromadzeni wokół.Każdy z nich miał w tym swój udział. KAŻDY CHCIAŁ MU POMÓC”.

Inteligencja twórcza kontra prymitywny psychopata; lojalność przyjaciela wobec wymogów bezpieczeństwa publicznego; czy jestem dobrym człowiekiem i co to jest dobro? – opwieść dwojga autorów stawia te zagadnienia, ale na szczęście nie odpowiada na nie pozostawiając czytelnikom możliwość samodzielnego pomyślenia. Albo wzruszenia ramionami z miłą świadomością,że nas to nie dotyczy. Póki co.

Na deser kilka co smaczniejszych cytatów:
„(prokurator) ubrany był z nienaganną elegancją podpatrzoną w tanich filmach telewizyjnych”
„Był gotów na wszystko. Nawet na podjęcie decyzji” (co skądinąd należało do jego obowiązków, jako że mowa znów o prokuratorze)
” w jej głosie Jan wyczuwał zawodowy fałsz”
” tobie nikt nie wierzył i ciebie tu trzymali – a mnie nikt nie wierzy i dlatego chcą mnie stąd wyrzucić” (pacjenci psychiatryka)

A najbezpieczniejszym schowankiem przed psychopatycznym mordercą jestoddział zamknięty. Notabene do czasu.
No to nasze zdrowie! Psychiczne!

I nagroda w konkursie „Iskier” na opowiadanie sensacyjno-kryminalne