- Autor: Sławek Gertruda R.
- Tytuł: W matni
- Wydawnictwo: MON
- Seria: Labirynt
- Rok wydania: 1986
- Nakład: 240000
- Recenzent: Wiesław Kot
LINK Recenzja Iwony Mejzy
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Wszystkie kolory gnicia
Ewa Piątecka przepadła jak kamień w wodę. A już jej się zaczęło układać. Nieźle poszło jej na egzaminie na historię i szansa wyrwania się z prowincjonalnego Płocka rysowała się coraz realniej. A tu – ledwie znalazła swoje nazwisko na liście przyjętych na warszawski Uniwerek – wsiąkła gdzieś bez żadnego śladu.
Porucznik Rajewski, który przyjął zgłoszenie o zaginięciu mógł tylko uspokajać ojca i chłopaka dziewczyny rytualnymi obietnicami, że milicja zrobi wszystko i podobne. I porucznik rzeczywiście robi wszystko, tylko, że robi głupio. Po prostu rusza w Polskę kolędować od jednej do drugiej koleżanki Ewy i to nie sprawdziwszy wpierw, czy panienki są w domu, jako, że przecież są wakacje. A jak którejś nie zastaje, przyjmuje to pogodnie jak dopust Boży. Te natomiast, które udaje mu się zastać potwierdzają, że Ewa zakochała się w niezidentyfikowanym przystojniaku i z nim zapewne poszła w tango. Wkrótce okazuje się, że było to tango śmiertelne – dziewczynę znaleziono martwą na działkach.
Do tego punktu rozwijał się przed nami kryminał. Kogoś tam zabito, więc sprawcę należy wykryć i pociągnąć. Ale od tego momentu rzecz skręca w stronę pamfletu obyczajowego. Bo okazuje się, że mordercy (i gwałciciele) nie mieli na działkach innego celu, jak tylko dobrze się zabawić kosztem gąski z prowincji. Taki mają styl. A teraz odpowiedzialna pisarka Gertruda R. Sławek czuje się zobowiązana rzucić ich na szersze społeczne tło, żeby pokazać zło we wszystkich kolorach gnicia.
Okazuje się, że warszawskie kina, kluby i kawiarnie zaludnia młodzież, która latami nie robi nic, tylko szuka celu w życiu. A że jest to zajęcie kosztowne, prokurują interesujące włamy. Oto ginekolog Majewski z warszawskiej Ochoty. Zamiast wpłacić aktywa na książeczkę PKO, zadołował je we własnym biurku, bo po co władza ludowa ma wiedzieć, jak dobrze mu się powodzi. A tu jego gosposia – dziewczę z prowincji, a jakże – przyjmuje pod nieobecność gospodarza w jego mieszkaniu kumpli z Warszawy. Żeby na cudzy koszt zrobić wrażenie. A kumple właśnie są „potrzebowscy” i od jednego rzutu oka wiedzą, że do mieszkania ginekologa trzeba będzie wrócić, bo mieszkanie aż się prosi.
Jeżeli w tomiku ze stylizowaną literką „L” czegoś nam do tej pory brakowało, to proszę, oto jest. Oczywiście afera szpiegowska, w której pada trup – tym razem na Żoliborzu. Stawką jest specjalny rodzaj szkieł optycznych dla wojska, którymi są drastycznie zainteresowani odbiorcy austriaccy, którzy nie żartują. Jak się to ma do biednej Piąteckiej z Płocka nie sposób ustalić. Zresztą po co? Autorka dała fabularną wprawkę na temat szpiegowski i wydawca się do niej nie przyczepi.
Pora drążyć kwestię młodzieżową. Oto bowiem sukcesywnie rozszerza się galeria takich, co to nie sieją, nie orzą, a pożywają. Jest niejaki „Badyl”, zarysowuje się „Kopyto”, na horyzoncie pokazuje się „Cygan”. Wszyscy przy forsie, o nieograniczonych zasobach wolnego czasu, ulubieńcy dam z rejonów ASP. Albo z tak głuchej prowincji jak Pacanów. To one tworzą społeczną otoczkę dla tych do cna zdeprawowanych ze stolicy. A z kolei asiory z nocnych klubów to podwykonawcy dla inżynierów, którzy za judaszowe srebrniki handlują polskimi tajemnicami wojskowymi. Taki to piętrowy układ. Wniosek ma charakter socjologiczno-geograficzny, znany już z historii. Polska jest jak obwarzanek. W środku pusto, a wszystko najcenniejsze mieści się dookoła. Najcenniejsi dla ojczyzny rodacy tkwią na swych patriotycznych posterunkach w Płockach i Pacanowach. I tam powinni pozostać. Ojczyzna im tego nie zapomni.