- Autor: Lewandowski Jan
- Tytuł: Czy pani wierzy w UFO
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1981
- Recenzent: Piotr Głogowski
- Broń tej serii: Pierwsza seta
Kto kogo robi w balona czyli PRL-owskie Archiwum-X
Koniec lat 70-tych był z wielu względów belle époque w socjalistycznej rzeczywistości PRL-u. Boom konsumpcyjny, modernizacja, prześciganie Zachodu (Polska dziesiątą potęgą gospodarczą świata!), spodnie dzwony, Deyna, co karnego Argentynie nie strzelił i nieustające lato, ciepłe, słoneczne napawające optymizmem (dokładnie takie samo jak w filmach Barei).
Czasami tylko niepokoiły dziwne napisy na murach, malowane pośpiesznie pędzlem, jak choćby hasło na moim przedszkolu, które urzekało mnie swoją melodyjnością ale którego wcale nie rozumiałem: „Gierek komercyjna zmoro, skończysz tak jak Aldo Moro.” A potem przyszła nagle zima i trzeba było pożegnać się z czekoladą…
Bujna rzeczywistość gierkowskiej dekady, wymagała od pisarzy odświeżenia tematyki, zmiany pryzmatu oglądu, wyjścia z ciasnego zaścianka, sięgnięcia po problemy uniwersalne, tak, aby czytelnik odnosił wrażenie, że jego problemy są problemami również tych, zza rdzewiejącej „żelaznej kurtyny”, że tu i tam, życie w gruncie rzeczy różni się niewiele. Oczywiście w obliczu zbliżającego się kryzysu, takie zastępcze niby-problemy miały na celu odwracać uwagę, mydlić oczy, sugerować, że istnieją prawdy różnego rodzaju. W takim duchu napisana została niewielka, ale niezwykle wciągająca powieść Jana Lewandowskiego, zatytułowana Czy pani wierzy w UFO. Trudno jest jednoznacznie zaklasyfikować tę książkę, na pewno jednak nie mamy w tym wypadku do czynienia z klasycznym kryminałem. Gdybym miał się pokusić o przypięcie etykietki, określiłbym ten utwór jako społeczno-obyczajowo-kryminalno-fantastyczno-naukową powieść, o ile autor przypadkiem nie próbował zrobić czytelników w balona. Najważniejszym bowiem pytaniem, jakie ta powieść stawia wnikliwemu czytelnikowi i niestety nie daje nań odpowiedzi jest: dlaczego milicjanci prowadzą śledztwo w sprawie unoszących się na niebie balonów? Sam autor nie bardzo wie dlaczego, albo tylko udaje i choćby z tego powodu warto przeczytać tę pozycję. Oficerowie milicji, też mają problemy z umotywowaniem wszczęcia śledztwa i w efekcie poszukują osoby wypuszczającej balony, dlatego, że wypuszcza ona balony. W całej książce jedynym przestępstwem (!?) popełnionym przez jednego z bohaterów, jest obrażenie umundurowanych funkcjonariuszy na służbie określeniem „marsjańskie pocięgle”. Śledztwo prowadzi grupa milicjantów z Komendy Miasta MO (chodzi o Warszawę), w osobach podporucznika Szerera, kapitana Jarmilka i szefa całej operacji majora Bienia. Choć autor, przynajmniej do połowy książki, najbardziej sympatyzuje z działającym niekonwencjonalnie i ubierającym się na zachodnią modłę – sandałki, dżinsy i kolorowa koszulka (oczywiście za każdym razem inna – raz jest z napisem „Bridge World”, innym razem z podobizną Kate Brunn z filmu „Moje ostatnie życie” [jeśli ktoś zna tę aktorkę, albo film, czekam na bliższe informacje], z kaczorem Donaldem, albo z zachodzącym słońcem i napisem „Hasta maniana”) – podporucznikiem Szererem, w gruncie rzeczy wszyscy bohaterowie po pewnym czasie okazują się jedną wielką zgrają zakompleksionych nieudaczników, pełnych wad i słabości. Major Bień bardziej interesuje się końmi, niż pracą w milicji. Prowadzenie śledztwa przeszkadza mu w czytaniu ulubionego czasopisma „Koń Polski”, którego całe roczniki stoją w służbowej szafce i które pozwala mu w każdej chwili na „ucieczkę od szarości świata zbrodni”. Bień jest zmęczony aferą balonową i ciśnie swoich podwładnych, aby jak najszybciej rozwiązali tę nieprzyjemną sprawę, jego dewizy to: Nie wolno siedzieć z założonymi rękami, Dużo słuchać, mało mówić, Lepiej podjąć szybko błędną decyzję, niż nie podejmować jej wcale, oraz Nawet w niebezpieczeństwie elegancki człowiek sprawia dużo korzystniejsze wrażenie. Z kolei kapitan Jarmilek, to typowy służbista, który wykonuje wszystkie polecenia od A do Z, wykazując się dużą gorliwością ale nie zawsze inteligencją. W przeciwieństwie do Szerera „zamiast sandałków miał normalne półbuty z wielkimi otworami wentylacyjnymi, przez które wyzierały szare skarpetki.” Bień go nie znosi, ale musi tolerować, bo nie ma innych ludzi do tej roboty. Szerer z kolei przypomina nieco agenta Muldera z popularnego serialu Archiwum X, jest błyskotliwy, pije na służbie (żeby się rozgrzać), i ubiera się „jak bikiniarz”. Z czasem dowiadujemy się jednak, że i z nim nie wszystko jest w porządku – że po ukończeniu studiów prawniczych, porzuca karierę adwokacką, po to aby zostać milicjantem, że mimo 28 lat, mieszka nadal z mamusią, do której jest bardzo mocno przywiązany, której kupuje torciki migdałowe i róże, a jego sposób ubierania (autorowi głównie chodzi o wąskie nogawki u spodni), najlepiej świadczy o tym, że nie zupełnie jeszcze wydoroślał. Pozostali bohaterowie również stanowią niezłą skarbnicę ułomności i kompleksów – profesor to wytrawny alkoholik (ma w swoich domowych zapasach 100 litrów różnych zagranicznych trunków), żyjący swoją dawno już przebrzmiałą sławą, docent Kusko frustrat i kombinator (fałszuje receptę, żeby kupić w aptece przyprawę oregano), typ playboya ze szramą na twarzy (w szkole nazywany był „spity Gonzales”, ze względu na prędkość z jaką rwał dziewczyny), jego brat Zenon to hipokryta i życiowy nieudacznik, anonimowy sędzia meczu piłkarskiego ustawia wynik tak, żeby Legia przegrała, bo drużyna z Krakowa ma kilka punktów starty do lidera (to akurat nic nowego), kompozytor Mechcicki sądzi, że autorem Marsza Radetzkiego jest właśnie Radetzky, taksówkarz to cwaniaczek, z kolei w gabinecie doktora psychiatrii wiszą kradzione zasłonki z nadrukiem PKP…
Nieźle dostaje się też kobietom, które u Lewandowskiego są wyprane z jakichkolwiek „wyższych” uczuć i w związku z tym, bez cienia skrupułów przyprawiają rogi swoim małżonkom, są egoistyczne i próżne. Swoistą filozofią życiową młodej żony profesora Natalii, którą stosuje wobec wszystkich, nie wyłączając psa, jest „budzenie powszechnej miłości”. Sceny seksualne w powieści, pozostają całkowicie na poziomie przyzwoitości, autor posługuje się jednak czytelnym kodem znaków, obliczonym na „niedwuznaczną” konkretyzację, kiedy np. Natalia znika z docentem Kusko w czasie przyjęcia, autor opisuje ni stąd ni zowąd wieszak na ubrania w przedpokoju, zrobiony, uwaga, z poroża jelenia. Innym razem opis sceny erotycznej kończy się w miejscu, w którym teoretycznie powinien się dopiero zacząć, co pozwala czytelnikowi snuć dalsze fantazje.
To, co uderza w książce Czy pani wierzy w UFO, to całkowita ignorancja przestrzenno-czasowa. Akcja mogłaby się toczyć wszędzie i niemal w każdym czasie. Z drugiej strony autor zasypuje nas tysiącem zupełnie nieistotnych dla fabuły detali: wynikami meczów piłkarskich, tematyką ściennych gazetek wiszących na korytarzu komendy, zawartością kieszeni Zenona Kusko, treścią fiszki pakowniczej, która wypadła z opakowania papieru fotograficznego, itp. Realia schyłku epoki gierkowskiej uważny czytelnik wydobyć może jedynie z niektórych detali, a przede wszystkim z tego, co uda mu się wyczytać między wierszami. Sam autor sporadycznie udziela bezpośrednich informacji np., że „import migdałów napotyka ostatnio na trudności”, albo, że porucznik Szerer mył się rano w zimnej, albo w ciepłej wodzie, w zależności od tego, jaka akurat była (!). Z drugiej strony, dowiadujemy się, że zakup ogromnej ilości cukru nie nastręcza żadnych problemów i jest to tylko kwestia pieniędzy (1000 złotych!).
Słabością dziełka Lewandowskiego jest zbyt powierzchowna i szablonowa realizacja, skądinąd ciekawego tematu, który zawsze rozpalał ludzką wyobraźnię, czyli UFO. Mogła być z tego całkiem udana powieść SF, a tak mamy komiczny, bo mocno naciągany kryminał. Całe szczęście, że autor ma lekkie pióro, inaczej można by uznać spędzone nad tą książką popołudnie za nieudane. Na koniec garść cytatów, które najtrafniej scharakteryzują styl autora:
„W gruzach cegielni patrol znalazł egzemplarz Pana Tadeusza z wyrwanymi kartami 39 i 53, wydanie sprzed pół roku, z napisem na tytułowej stronie: Za pilność – Jędrkowi Cymkale, klasa czwarta.”
„Szerer założył na koszulkę zieloną marynarkę, która przeszkadzała majorowi odczytać angielską sentencję, wydrukowaną pod rysunkiem kaczora Donalda.”
„Kiedy skończyła krótką rozmowę, obdarowała Bienia ciepłym spojrzeniem, dawny studencki odruch nakazywał jednoznacznie: rwij, lecz major za bardzo już oddalił się od pustoty świata.”
„- Latem ludzie mniej chorują, niż zimą – powiedział taksówkarz. – Może dlatego, że mniej aptek otwartych.”
„- Poszedłem wkrótce po wojnie na angielski film Nieuchwytny Smith – zwierzył się major. – Kiedy widownia była przekonana, że tym razem nieuchwytny został osaczony na dobre, przemienił się w stracha na wróble.”
„Zakupiona w kiosku gazeta donosiła, że wczorajszego wieczoru spłonęła wielka bimbrownia, ulokowana w lesie pod miastem.”
Aneks
Kawiarnie: „Ptaszyna” (Śródmieście), „Zdrojowa” (bliżej niesprecyzowane okolice Zielonki)
Czasopisma: „Płomyczek”, „Koń Polski”, „Przegląd Sportowy”, „France Soir”
Samochody: fiat, trabant, nysa, volvo, melex
Papierosy: marlboro