Lembowicz Tadeusz – Neseser Marii Visconti – Pierwsza seta 56

  • Autor: Lembowicz Tadeusz
  • Tytuł: Neseser Marii Visconti
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Ewa wzywa 07
  • Zeszyt nr 66
  • Rok wydania: 1974
  • Nakład: 100000
  • Recenzent: Remigiusz Kociołek aka Komisarz Kociołek
  • Broń tej serii: Pierwsza seta

Moje spodnie chciały wyjść…

Zbrodnia to niesłychana! Pani zabiła… Panią! Wybaczcie, że tak bezczelnie zdradzam na wstępie kto kogo, ale cała historia zabójstwa Marii Visconti (oczywiście Szwedki… o włoskim pochodzeniu) to bardzo kuszący przypadek, by po-rozwodzić się na tematy modnych ciuchów i innych motywów zbrodni.

Od samego początku ta sprawa miała paskudny charakter. Zamordowana została cudzoziemka, dziennikarka na kontrakcie w redakcji zagranicznej telewizji. Stąd prestiż – chodzi przecież o dobre imię Państwa Polskiego, i wymagana bezwzględna delikatność, której nie pozbawiony jest milicjant prowadzący dochodzenie. Ciekawe, że jego tożsamość nie jest nam bliżej znana, poza tym, że sypia z żoną Hanką („…W domu także miło mi nie było, gdy Hanka ostentacyjnie udawała, że śpi twardo, kiedy właziłem do łóżka. Ani jedzenia, ani dobrego słowa…”). Zatem ciężka praca anonimowego kapitana, którym mógłby być każdy z nas… Nasz wzorowy milicjant prowadzi czytelnika przez zagmatwane nici prawdy i kłamstwa, stosując wysoce efektywną: Metodę Eliminacji. W dniu morderstwa w mieszkaniu Marii Visconti znajdowało się kilka osób, które kapitan Milicji w trakcie żmudnego dochodzenia właśnie „eliminuje” z kręgu podejrzanych. Sprawa kategorii „S”, gdyż taką kategorię dostaje, zaczyna się od gniewu milicjanta podszytego filozoficznym zadęciem. Patrząc na zwłoki pięknej Szwedki, w białym sweterku i samych rajstopach, oficer rozmyśla: „Żałosne, zimne, rozchylone wargi. Przecież mogła żyć, pokochać kogoś, pójść nazajutrz do pracy, cieszyć się pogodą albo pokłócić z koleżanką.” Tu następuje klasyczne przedstawienie motywu wyspy i zapoznanie z kolejnymi świadkami ostatniej nocy denatki. W kręgu podejrzanych jest Eryk, młody student polonistyki z Finlandii, Joanna, koleżanka Marii, redaktor Majewski wraz z młodą puszczalską uciekinierką z domu, niejaką Danutą, inżynier Rylski, młodociana Ewa, technik Zawadzki i zarośnięty artysta plastyk. Podczas śledztwa wychodzą na jaw poboczne sprawki przestępcze – od nielegalnego handlu koronami szwedzkimi i prowadzenia auta po pijaku aż do paserstwa i prostytucji.

Autor dość umiejętnie wiedzie nas przez gęste tłumaczenia i przejęzyczenia świadków i podejrzanych, z których każdy miał motyw i mógł potencjalnie zabić. Zastanawiająca jest dwuznaczna obecność dwóch dziewcząt na granicy pełnoletności w mieszkaniu zamordowanej. Więc to tak zabawiali się przekładni mężowie i stateczni obywatele Rzeczpospolitej! Tak dochowywali wierności konstytucji, prawu, społeczeństwu i Polsce! Pijąc Budafok z wysłannikami obcych mocodawców i demoralizując dziewczęta, które mogłyby być ich córkami! (”Dziewczyna śliczna. Wyglądała niczym aniołek. I takie rzeczy. A do tego ów barczysty, zarośnięty plastyk. De gustibus non est disputandum – przypomniałem sobie powiedzenia Rzymian, które zapadło mi tak głęboko w pamięć dzięki staraniom niezapomnianego łacinnika, Dominika Banaszka.”) Osobiście nie mam nic przeciwko temu, wręcz przeciwnie… Jedynie jako polski obywatel podniosło się we mnie ciśnienie na tę powszechną zgniliznę i niejawną niesprawiedliwość społeczną.

Wracając do noweli, a ściślej do tytułowego neseseru, jest on, jak to często bywa w przypadku milicyjnych nagłówków, nie do końca celną sugestią, gdzie należy szukać odpowiedzi na pytanie: kto zabił? O tyle nietrafioną, że motyw zbrodni leżał, za przeproszeniem, na tyłku morderczyni, córki zaopatrzeniowca wielkich zakładów w M. I tu dochodzimy do sedna, rzekłbym do dna neseseru. Lembowicz ma wyraźne przesłanie zawarte w swej opowieści, co uważam, że jest ewenementem wśród nierzadko miałkich nowel z Ew. Zbrodnia nie ma innej twarzy prócz twarzy człowieka. I dlatego nie wolno sądzić z pozorów. Pod postacią kruchej Danuty kryje się zagubiona, bezduszna dziewczyna, gotowa zabić dla błyszczących spodni. Byleby być podziwianą i kochaną. Beznamiętny opis morderstwa świadczy tu o poważnych zaburzeniach emocjonalnych i psychicznych, co przypomina wiele słynnych zbrodni i równie sławetnych zdań wypowiedzianych przez morderców: „Ja ją tylko drasnąłem – powiada seryjny morderca, który zadał kilkadziesiąt ciosów swej ofierze”. Danuta zeznaje: „… A potem wstała, wzięła torebkę z wieszaka i chciała wyjść. Moje spodnie chciały wyjść. (…) Ale wtedy pomyślałam, że muszę się jak najprędzej zmyć, bo jak się jednak obudzi, to wszystkim rozpowie o tym, co zrobiłam, bo przecież mnie pamiętała. No i dlatego – na wszelki wypadek – stuknęłam jej głową jeszcze o podłogę. Ale tylko raz…” To w wyniku tego stuknięcia Marii Visconti pękła czaszka. Tym samym Danuta sprzedała życie za błyszczące spodnie…

Jednym słowem, dobrze napisana Ewa.

Mądre myśli ala Joseph Conrad:

„Moje długoletnie doświadczenie nauczyło mnie, że niewiele wiemy o drugim człowieku, dopóki nie stanie on wobec spraw najważniejszych, w obliczu bólu, zagrożenia lub zgonu. A naprawdę wszystko wychodzi z niego na wierzch, gdy zetknie się ze śmiercią drugiego człowieka. Sięga zaś własnego dna, gdy tę śmierć zadaje.”

Celna riposta kapitana:

– Czy mogę odejść?
– Spłyń!