- Autor: Krupiński Władysław
- Tytuł: Skazałeś ją na śmierć
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1977
- Nakład: 100000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
- Broń tej serii: Pierwsza seta
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Co się wydarzyło w Lulowie Suchym?
„- Ile czasu będzie potrzeba na rozmowy? – Tydzień wystarczy. Musimy przeprowadzić dokładnie trzy tysiące sto dwadzieścia trzy rozmowy.
Dotychczas nie rozmawialiśmy w tak krótkim czasie z tyloma osobami. – Zdaję sobie sprawę, że wymagać to będzie dużego wysiłku naszych kolegów , ale na szczęście nie musimy sporządzać żadnego dokumentu z każdej rozmowy. – To byłoby w ogóle niemożliwe, albo trwałoby strasznie długo… – Jak trzeba to wszystko jest możliwe. Kiedyś w Bydgoszczy tamtejsza milicja poszukiwała mordercy trzech kobiet. Przesłuchano wówczas dwanaście tysięcy osób i sporządzono z tego protokoły. – To coś dało? – Przesłuchania zostały przeprowadzone prawidłowo, a sprawca został ominięty. – Nie rozumiem. – Postanowiono przesłuchać wszystkich dojeżdżających do pracy spoza miasta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jedna z pracownic działu kadr pewnej instytucji opuściła trzy nazwiska i , jak się potem okazało, było wśród nich właśnie nazwisko mordercy. – Czy celowo? – Sprawdziliśmy. Okazało się, że to było zwykłe niedbalstwo. – I taki wysiłek poszedł na marne. – Do sprawcy dotarliśmy o wiele później i inną drogą, a był w zasięgu naszego działania.” (s. 36)
Dlaczego przytaczam ten przydługi ustęp z powieści Władysław Krupińskiego „Skazałeś ją na śmierć”? Ilustruje ona dwie kwestie. Po pierwsze żmudną i dokładną pracę milicji, po drugie zaś znakomicie ukazuje, że dzieło Krupińskiego oparte jest niemal w całości na dialogu, co stanowi rzadkość gatunku milicyjnego. W tym wypadku główny protagonista kapitan Mirski rozmawia z porucznikiem Wolskim na temat śledztwa prowadzonego w sprawie zaginięcia nie polskiego marynarza i polskiej studentki. U Krupińskiego prawie wcale nie ma opisów. Ani miasta, ani przyrody, ani osób. Wszystko jest skrócone do minimum. A przerwy między dialogami potrafią być klajstrowane jednym krótkim zdaniem, co zmusza do uważnej lektury i zapewne taki był cel autora. Jak już się jednak jakiś opis znajdzie to jest bardzo wyraźną refleksją egzystencjalną np. ”Miasto spało, gdzieniegdzie tylko ulicą szedł spóźniony przechodzień, czy patrol milicji”.(s. 38).
Motyw morderstwa zostaje połączony z motywem szpiegostwa przemysłowego. Mianowicie okazuje się, że bliżej niesprecyzowanych Niemców interesuje nowa koncepcja paliw okrętowych obmyślanych na Wybrzeżu. Milicjanci krążą zatem głównie między zakładami budowy maszyn (małe litery), a Instytutem Paliw Płynnych (duże litery). Tak więc najpierw nie wraca na statek marynarz Hans Jurgen, potem w parku zostaje znaleziony jego płaszcz, potem jego portfel (wraz z kasą!) znajduje ktoś na terenie IPP, a potem? Dobrze, dobrze, potem ciało ubrane w mundur Jurgena pływa w zbiorniku z chemikaliami (niestety brakuje opisu zbiornika, a bardzo by się przydał). Oczywiście denatem jest zupełnie ktoś inny. Nie dowiadujemy się jednak kto został podstawiony w charakterze trupa, bo to mało istotne dla akcji. Natomiast w lesie natrafiono na ciało studentki Marii Olimpskiej. Czyżby miała coś wspólnego z planami nowych paliw do silników okrętowych. Oj chyba nie. Kto i w jakim celu wynosił dokumenty z zakładu. Czyżby inżynier Żak? Był po prawdzie zauroczony studentką, ale żeby tak zaraz łamać dyscyplinę pracy i klauzulę tajności? „Była bardzo zdolna, a przy tym ładna, wie pan jakie miała nogi”. (s. 82). Więc może jednak inżynier Zak? Może zgubiła go nie tak znowu rzadka u mężczyzn wrażliwość na wdzięki niewieście?
Pytań co niemiara. Jakie paliwa, jaki podstawiony nieboszczyk, jacy cholerni mocodawcy z centrali. Przeczytałem wszystkie 137 stron i nadal cisną mi się na usta pytania, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Może jest to powieść milicyjna otwarta, zmuszająca czytelnika do własnych dociekań i poszukiwań, powieść pozwalająca na bycie integralnym współtwórcą dzieła? Już sam nie wiem. Mam także inny trop. Być może jest to po prostu powieść obyczajowa o życiu kapitana Mirskiego, a kryminalne tło stanowi jedynie pretekst. Zaraz zapyta ktoś. Przecież milicjanci z powieści milicyjnych nie mają życia prywatnego, a kapitan Mirski to jeden z tysięcy bezimiennych śledczych w kraju. Oczywiście, zgoda, ale Mirski umiejętnie wtapia prywatność w służbowość pozostając cały czas kawalerem z lekko już siwiejącymi włosami. Po prostu nie ma kiedy się ożenić. Tylko praca i praca. Co maj mówię, służba. Nie znaczy to jednak, by stronił od kobiet. Raczej przeciwnie.
Najpierw korzystając z faktu, ze śledztwo prowadzi na Wybrzeżu odwiedza poznaną przy okazji jednego z wcześniejszych dochodzeń Iwonę Rogalińską. Zbobył się nawet z tej okazji na zmianę koszuli i krawata. Nie ogranicza się jednka wcale tylko do kontaktów z tą jedną kobietą. W trakcie bieżacego śledzta poznaje koleżankę Olimskiej, niejaką . O tym, ze kobieta ta wywira na nim wilkie wrażenie wimy już choćby o obszerności przeprowdzonej z nią rozmowy, a co za tym idzie objetości rodziału. Rozdział XX ma aż 10 stron. Cała książka stron 137 przy XXIX rozdziałach. Daje to średnia niecałe pięć stron na rozdział, a tu aż dwa razy tyle. Poza tym „Była zgrabna, co było łatwo zauważyć pod lekko przezroczystym szlafroczkiem”. (s.73). Nie dziwi więc zakończenie spotkania: „- Dziękuje za kawę i winiak. Byłbym szczęśliwy, gdyby kiedyś nie odmówiła mi pani spotkania i rewanżu. – Służbowo czy prywatnie? – Prywatnie. – Postaram się nie odmówić. Proszę do mnie zadzwonić”. (s. 79). Na tych dwóch przykładach można dojść do dosyć oczywistego wniosku, że kapitan Mirski w ciągu wielu lat pracy mógł poznać po kilka kobiet w każdym województwie (mam oczywiście na myśli stary podział administracyjny) i w ten sposób do końca swej służby nie martwić się już o damskie towarzystwo. Wszystko pozostawało już tylko kwestią logistyki i punktualności. A Mirski był punktualny: „Kiedy Mirski punktualnie o ósmej wszedł do pokoju w komendzie”. (s. 25), „Punktualnie o piątej Mirski wszedł do hotelowego hallu”. (s. 55). Tu dochodzimy do najważniejszej konkluzji. Oficer milicji całym sercem oddany pracy potrafi tak ułożyć sobie życie prywatne, by ono istniało, ale nie stanowiło znaczącej przeszkody we właściwym wykonywaniu obowiązków.