-
- Autor: Edigey Jerzy
- Tytuł: Dzieje jednego pistoletu
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1976
- Nakład: 100000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
- Broń tej serii: Druga seta
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Trudności w odróżnieniu trabanta od mercedesa
Istotna część powieści Jerzego Edigeya „Dzieje jednego pistoletu” (nie mylić z „Dziejami jednego pocisku” Andrzeja Struga) rozgrywa się na Bielanach. To tu właśnie dochodzi do napadu na załogę furgonetki dostarczającej utarg ze sklepów na pocztę przy al. Zjednoczenia. Autor poświęca temu wydarzeniu rozdział „Poczta na Bielanach”.
Powieść ukazała się w roku 1976 w słynnej serii z czerwona okładką. Książka ta w dorobku Edigeya wyróżnia się pewną statycznością.Za to na korzyść szczegółów topograficznych. Wszystko wyjaśnia się na końcu z chwilą, gdy dowiadujemy się, że kanwą książki były prawdziwe wydarzenia.
W zasadzie jest to utwór na poły dokumentalny, który autor usiłował dość mechanicznie przerobić na czysty kryminał. Nie wyszło. Wszędzie wyziera urzędowa protokolarność. Wszystko to jest za sztywne. Zabrakło oddechu, a może po prostu wydawca poganiał. Zyskała jedynie topografia. Żaden kwartał miasta nie doczekał się tak dokładnego opisu jak rejon u zbiegu al. Zjednoczenia i Kasprowicza. Tyle, że widać wyraźny wysiłek przy rozciąganiu drobiazgowości.
To tu padły strzały z pistoletu zrabowanego przed kilku laty sierżantowi Kalisiakowi. Pistolet ten zresztą wiąże kolejne wydarzenia, gdyż przy jego wykorzystaniu dokonano dalszych napadów w innych częściach warszawskiej metropolii. Oto opis miejsca: „Na rogu al. Zjednoczenia i Jana Kasprowicza znajduje się postój taksówek. Tam też jest przystanek autobusowy. Po przeciwnej, nieparzystej stronie ulicy, wyrasta dom wyższych od innych. Prawie „drapacz chmur”. Tuz za nim stoi dwupiętrowy budynek oznaczony numerem dziewiętnastym. Użytkują go wspólnie zgodnie dwie instytucje: poczta i biblioteka publiczna. Prawą część domu zajmuje poczta, do której prowadzi osobne wejście. Wisi u duża czerwona tabliczka z napisem” „Urząd Pocztowy, Warszawa 45” (istnieje do dziś pod tym adresem – przyp. red.). Mniejszy szyld głosi, że w tym budynku można również skorzystać z usług PKO”. To tylko skromny fragmencik, ale jakże wymowny. Czasy były dużo prostsze niż obecnie i wszystko można było napisać jak dla sześciolatka. Niezamierzona dziecinność tego opisu nie zmienia faktu, że w tej powieści należącej do cieszącego się ogromną popularnością gatunku milicyjnego znajdziemy dużo bogatszy niż w innych dziełach obraz miasta. Można udać się na spacer w ten rejon i porównać opis z rzeczywistością.
W ramach spotkania klubowego 30 czerwca udałem się wraz z Klubowiczem Duńskim i Pokrzywnickim (niestety Klubowiczka Niklewska musiała nas opuścić wcześniej) zobaczyć jak okolice poczty prezentują się dziś. Niewiele się tu zmieniło. „Drapacz chmur” okazał się sześciopiętrowym budynkiem. Na parterze znajduje się nadal sklep garmażeryjny.
Informując tak detalicznie o szczegółach topograficznych Edigey nie uniknął niestety niechlujstwa. Anonsuje mianowicie aż trzy lokale gastronomiczne, ale nie podaje nazwy żadnego z nich. Całe szczęście udało się odnaleźć bar „Jago” (al. Zjednoczenia 83/87). Wówczas jednak nazywał się „Zorza” lub też „Kaszubska”. To udało się ustalić dzięki grupie stałych bywalców, obznajomionych zresztą o dziwo z gatunkiem milicyjnym. Wdaliśmy się nawet w sympatyczną dyskusję. Obecnie w „Jago” można wypić piwo beczkowe (4 zł), zjeść bigos (4 zł) lub flaki (bodaj 6 zł).
Oczywiście prawdziwa powieść milicyjna to nie tylko miasto, ale przede wszystkim praca stróża prawa. Tutaj bohaterem jest podpułkownik Makowski. Śledztwo trwa kolka lat. Dochodzi do coraz to nowych napadów, w których giną ludzie. Przestępcy zmieniają samochody. Najpierw posługują się czarnym wartburgiem, potem jasnopopielatą skodą, warszawą a następnie fiatem 125p. W ten sposób wraz z upływającymi latami możemy prześledzić rozwój motoryzacji na przełomie lat 60. i 70. Wątkiem samochodowym związany jest dowcip: ”Czarnych wartburgów i trabantów w ogóle się nie produkuje. Jak głosi żarttobliwa plotka, dlatego żeby się nie myliły z mercedesami.
Czas mija, a sprawcy pozostają ciągle nieuchwytni. Awans Makowskiego z podpułkownika na pułkownika wisi na włosku jest coraz bardziej odsuwany w ciemność zapomnienia:”22 lipca, w dniu Święta Narodowego, ogłoszono kolejną listę awansów w milicji. Nazwiska Stanisława Makowskiego nie było między wyróżnionymi”. Tak, trzeba powiedzieć sobie jasno, pułkownik przeżywa bolesne rozterki. Ich pogłębieniu służy poboczny wątek przyjaźni z pewnym profesorem. Jest to od lat ktoś w rodzaju mistrza czy jak kto woli mentora, do którego można się zwrócić w trudnych chwilach.
Uważny czytelnik zapewne zauważy, że pułkownik Makowski ma żonę, choć kobieta ta pojawia się tylko w jednym jedynym zdaniu i pełni tutaj funkcję wyłącznie służebną. Nie jest to bynajmniej lekceważenie ze strony autora. Żona (nie znamy nawet imienia) ma stanowić bowiem ucieleśnienie ciepła domowego ogniska, kładąc podwaliny pod spokojną służbę oficera: ”Żona oficera milicji podała kawę i pod pozorem jakichś zajęć zostawiła mężczyzn samych”. Tu nasuwa się nieodparcie skojarzenie z porucznikiem Columbo, który w każdym odcinku wspomina mimochodem jednym zdaniem o żonie, nigdy jednak jej nie poznajemy.
Czy uda się pochwycić bandę? Na to frapujące pytanie znajdziemy odpowiedź oddając się lekturze „Dziejom jednego pistoletu” Zapewne książkę można wypożyczyć w bibliotece dzielącej zgodnie budynek z pocztą. Gdyby jej tam nie było z powodu zaczytania, to polecam odwiedzić najbliższy antykwariat. Późne Edigeye chodzą przeważnie po 3 do 5 zł. Zaznaczam jedynie, ze to zdecydowanie słabszy Edigey.