- Autor: Czerniawski Czesław
- Tytuł: Ta cholerna mgła
- Wydawnictwo: Iskry
- Seria: Klub Srebrnego Klucza
- Rok wydania: 1983
- Nakład: 100200
- Recenzent: Igor Wojciechowski
- Broń tej serii: Druga seta
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
LINK Recenzja Roberta Żebrowskiego
Zbawienne skutki potknięcia się o karton z książkami, czyli Czerniawski wchodzi jak poranne mleko
Ostatnio trudno mi było trafić na naprawdę dobry kryminał, aż pewnej soboty, wróciwszy z imprezy, potknąłem się o karton z książkami. Oczywiście moje potknięcie było spowodowane ciemnościami panującymi w moim pokoju. Zapaliłem światło i moim oczom ukazał się kryminał pana Czesława Czarniewskiego pt. „Ta cholerna mgła” wydanego w 1983 roku w Klubie Srebrnego Klucza.
Opowieść spakowałem do plecaka i stwierdziłem, że podczas mojej podróży ją przeczytam. I nie żałowałem – droga minęła mi bardzo szybko. Wszyscy już wysiadali, a ja dopiero zamykałem książkę. Po przeczytaniu oczywiście ruszyłem tropem i szukałem informacji na temat autora. Niestety niewiele odkryłem. Czesław Czerniawski pisał przede wszystkim książki o tematyce marynistycznej. W mojej kolekcji mam jeszcze jeden jego kryminał – „Mały biały domek”. Wielka szkoda, że Czerniawski nie pokusił się o napisanie jeszcze innych kryminałów.
Czytając Czerniawskiego, doszedłem do wniosku, że kryminał Polski Ludowej rozwijał się w bardzo dobrym kierunku, pozycja ta jest napisana bardzo ciekawie i widać, że autora nie męczy rozwijanie fabuły, jak to niestety zdarza się często w książkach najbardziej znanych autorów. Mam tu na myśli Edigeya i Zborowskiego. Powieść jest napisana w latach osiemdziesiątych i gdyby więcej pisarzy przyłożyło się tak do kryminału, jak Czerniawski, być może uniknęlibyśmy wydawania naiwnych kryminałów w stylu pana Sztaby. No, ale Sztaba pisał dużo wcześniej i raczej nie miał specjalnie na kim się wzorować. Tak więc dzisiaj niektórych pozycji po prostu nie da się czytać!
Akcja dzieje się w mieście Szczecinie, w środowisku rybaków, które jest bardzo ciekawie i dokładnie opisane. Na pełnym morzu dochodzi do próby uprowadzenia jednostki rybackiej, podczas akcji zostaje zamordowany kapitan Olgierd Myszaty. Mężczyźni, którzy mieli zamiar porwać kuter, nie przyznają się do tej zbrodni. O wszystkich wydarzeniach, jakie miały miejsce na morzu, dowiadujemy się ze sprawozdania reportera i relacji świadków. W tym samym czasie ginie bez śladu żona kapitana Myszatego. Sprawą zajmuje się kapitan Antoni Doliński, znany w milicji jako najlepszy spec od zabójstw. Oto kilka ciekawych zachowań, na jakie pozwalał sobie kapitan Doliński w tamtych trudnych czasach:
– Dobra. Idę na piwo, a wy siadajcie i piszcie meldunek, tylko szczegółowy.
I kilka stron dalej:
– To wykonajcie. Ja idę na piwo do kantyny. A potem, Antosiak, bierzemy się do roboty.
Jak widać z owych wypowiedzi kapitan Doliński pracował na pełnym luzie i nawet lubił się przedtem nieco napić, by lepiej szła robota. I naprawdę lepiej mu się pracowało, gdyż potrafił nawet zaskakiwać swoich podwładnych elegancką dedukcją:
– Żona już w domu, jak widzę.
– A tak, wczoraj wróciła. Ale skąd
– Stąd – roześmiał się kapitan Doliński, że zamiast iść do kantyny na śniadanie, przyszliście od razu tutaj. Stąd, że od rana macie dobry humor.
W książce też nie ma żadnego udawania, że w Polsce Ludowej żyje się pięknie i że milicja służy tylko i wyłącznie społeczeństwu, zbiera śpiących na ławkach pijaków i częstuje ich kawą albo pożycza na noc koc.
– Dziś każdy ma stracha. Takie ciężkie mamy teraz czasy – mówi jeden z rybaków.
Powieść polecam wszystkim miłośnikom kryminałów w ogóle, gdyż jest to po prostu dobry kryminał, który mógłby równie dobrze i dziś być wydany i trudno by było doszukać się w nim jakiegoś wielkiego zafałszowania rzeczywistości. Po prostu dobrze napisana opowieść kryminalna o tamtych czasach, którą z czystym sumieniem pozwoliłbym przeczytać młodzieży, która nie zna tamtych realiów, a ma ochotę poznać.