Zeydler-Zborowski Zygmunt – Krzyżówka z „Przekroju” 191/2024

  • Autor: Zeydler-Zborowski Zygmunt
  • Tytuł: Krzyżówka z „Przekroju”
  • Wydawnictwo: Czytelnik
  • Seria: Z jamnikiem
  • Rok wydania: 1976
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego

Wojciech Kalina po trzech latach opuszcza mury więzienia w Warszawie – do domu nie ma co wracać, bo ojciec go wyklął, w pracy się długo nie utrzymuje, bo ciągnie się za nim łatka kryminalisty i w pewnym momencie stwierdza, że jedynymi ludźmi gotowymi mu pomóc są koledzy z celi.

W końcu trafia do Zenona Mierzyckiego, hochsztaplera, który przyczynił się do tego, że Kalina trafił do więzienia; Mierzycki oferuje mu pracę ogrodnika i dozorcy w pewnym pałacyku pod Warszawą w którym zapuszczony park i zaniedbane mury kontrastują z wystawnym wnętrzem. Wkrótce pałacyk zmienia się w luksusowy dom gier z markowymi alkoholami i eleganckimi kobietami, a Kalina staje się wykidajłą; Mierzycki jednak zaczyna tracić na fantazji, gdyż zauważa, że w pałacyku przeprowadzane są jakieś tajemnicze transakcje do których nie jest dopuszczony.

Pewnego dnia Kalina dostaje kartkę z informacją od Mierzyckiego – o godzinie siedemnastej ma przyjechać do jego mieszkania w Warszawie. Na miejscu okazuje się, że Mierzycki leży zastrzelony; zszokowanego Kalinę stojącego nad trupem zastaje gosposia. Sprawę prowadzi porucznik Franciszek Kociuba, który szybko dochodzi do przekonania, że ktoś postanowił obarczyć chłopaka tym morderstwem. Kalina tymczasem ucieka przed milicją i gotów jest nawet dostać się w Gdyni na statek i popłynąć za ocean; jego kolega z celi składa mu propozycję ucieczki do Ameryki Południowej i w tym celu obaj jadą do Szczecina.

ZZZ przed napisaniem tej książki musiał chyba trochę czasu spędzić u rodziny na wsi i tam przeczytać „Sielanki” Szymona Szymonowica – powieść jest ubraną w formę kryminału przypowieścią o wyższości wiejskiej idylli nad miejską dżunglą pełną oszustów, złodziei i morderców: przecież nie byłoby tej całej historii, gdyby Wojciech Kalina nie dał się otumanić pięknej kobiecie jeżdżącej po wsiach i kupującej od rolników dolary. Swoją drogą tenże Kalina to narysowany chyba trochę zbyt grubą kreską prostaczek, naiwny poczciwina, którego łatwowierność wykorzystują rozmaite hieny, nawet człowiek uważany przez niego za jedynego przyjaciela i ostatnią deskę ratunku. Prawdziwym ratunkiem okazuje się dla niego Marcysia, krzepka, wiejska dziewucha, która sroce spod ogona nie wypadła – i z błogosławieństwem porucznika Kociuby oboje pewnie wkrótce staną na ślubnym kobiercu.

Książkę czyta się więc jak połączenie bajki o Koziołku Matołku, który błąkał się po całej Polsce i w końcu wrócił w okolice Jędrzejowa, przypowieści o synu marnotrawnym, którego ojciec przeklął, a w końcu przyjął pod dach oraz baśni o dobrej wróżce, która zdjęła z Kaliny zły urok, wstawiła się za nim na milicji i pewnie teraz będzie mu rodziła dzieci. Sama intryga kryminalna, oczywiście, też jest i jest nawet dość zgrabna, choć chwilami trochę zbyt łatwa i mało skomplikowana – wszystko po prostu idzie jak po sznurku; porucznicy Kociuba i Olszewski sprawnie prowadzą śledztwo i szybko wpadają na właściwe tropy. Generalnie więc – na lato książka jak znalazł, krzywdy nie robi.

A tymczasem major Stefan Downar „biedaczysko, ciągle jeszcze w szpitalu. Jakieś sprawy żołądkowe. Nerwica, oczywiście. Cóż chcecie…? W naszej robocie to albo owrzodzenie żołądka albo w ogóle do zakładu psychiatrycznego”. No, cóż, taki urok pracy w służbach mundurowych; sam kiedyś na badaniach okresowych usłyszałem: „Wszystkich was, co macie minimum piętnaście lat służby, to ja bym z miejsca wysłała do domu wariatów”. Majorowi życzę powrotu do zdrowia i informuję, że książka zanim została wydana w 1976 roku była drukowana w 106 odcinkach w „Głosie Koszalińskim” od 22 września 1974 roku do 16 stycznia 1975 roku – a na końcu ostatniego odcinka dowiadujemy się, że ZZZ skończył ją pisać w grudniu 1973 roku. O ile więc ustawienie jego książek w kolejności wydawania nie jest trudne, o tyle uporządkowanie ich w kolejności pisania może już być kłopotliwe.