- Autor: Sławek Gertruda R.
- Tytuł: Portret bez twarzy
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1979
- Nakład: 120333
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Tomasza Bujaka
LINK Recenzja Ewy Helleńskiej
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
O niebezpieczeństwach płynących z oglądania pociągów towarowych
Twórczość Gertrudy R. Sławek nie ma raczej w Klubie Mord dobrego odbioru. Postanowiłem osobiście sprawdzić, czy jest aż tak źle i natchniony przez Klubowicza Mariusza Młyńskiego, który był łaskaw napisać o powieści „Portret bez twarzy”: Ta książka to po prostu czarna rozpacz” (recenzja 472/2023). A ponieważ miałem ten tytuł właśnie w ręku, to niezwłocznie oddałem się lekturze. Mamy także dwie inne recenzje – Tomasza Bujaka i Ewy Helleńskiej. Bujak gromi, Helleńska zwraca uwagę na dydaktyzm. „Twarz” w tytule przywodzi oczywiście na myśl takie pozycje, jak „Twarz szpiega”, „Ukradzione twarze”, czy „Zwracam panu twarz”. Kłania się tu wspólna konstatacja, że twarz ma się tylko jedną oraz, że oddając się szpiegostwu można stracić twarz, a nawet dużo więcej.
Wracamy do dzieła Gertrudy R. Sławek (za tą zbitką kryje się spółka autorska Jerzy Bojarski i Roman Jarosiński, ten drugi ma na koncie także indywidualne dokonania, np. „Kolekcjoner”). Labirynt ten, pełna zgoda, jest bardzo schematyczny, nawet jak na założenia gatunku i z całą pewnością plasuje się poniżej średniej. Ma jednak pewną cechę wyróżniającą – istotny przechył społeczno-obyczajowy, który zdecydowanie przeważa w fabule. Dość powiedzieć, że śledztwo kryminalne, a następnie kontrwywiadowcze pojawia się dopiero w drugiej połowie powieści. Natomiast trzon dzieła to dość rozwlekła opowieść o pewnej Julii, pracowniczce zakładów Unicod. Julia jest szpiegiem, ma swoich najemniczych mocodawców i wykonuje ich polecenia . Tym razem ma zbałamucić niejakiego Makowskiego, mężczyznę nieatrakcyjnego (jest garbaty), za to zatrudnionego w zakładach zajmujących się produkcją specjalną. Julia ma: „Rozpoznać go, zatrzeć znajomość, przywiązać do siebie. (…) Człowiek ten jest ułomny. Mówiąc brutalnie garbaty”.
Garbaty nie garbaty, zadanie wykonać trzeba, gdyż inżynier Makowski pracuje nad skonstruowanie aparatu do szyfrowania połączeń głosowych. Makowski szybko zdaje sobie sprawę, że Julia zaoferuje mu uroki swego powabnego ciała w zamian za dokumentację owego projektu. Przy czym Julia utrzymuje, ze potrzeba jej tych materiałów do pracy doktorskiej. Tyle myśli szpiegowskiej, natomiast intryga tonie w przydługich opisach relacji Makowskiego z Julią, Julii z matką, Julii z koleżankami z pracy, Julii z bohemą finansową środowiska, w którym nieco obraca się Julia (tu następuje słuszna krytyka pustych dorobkiewiczów, którzy spotykają się w drogich lokalach i gawędzą i interesach). Dla odbiorcy łaknącego zwartej fabuły są to partie faktycznie nużące i wybijające z rytmu. Taki na przykład Tadeusz Żołnierowicz (patrz: „Ktoś mu zginąć”) poradziłby sobie w 120 stron. Tu mamy ich 230.
Bardziej „Portret bez twarzy” przypomina powieść dla młodzieży w rodzaju Krystyny Siesickiej, niż kryminał milicyjny
Julia zostaje zamordowana na terenie zakładu pracy, ale dokładnie nie zostaje wyjaśnione, czy za pomocą trucizny, czy w inny sposób. Autor się tym nie przejmuje. Do akcji nagle zostaje wrzucony porucznik Flis i plutonowy Kownacki, niestety to puste figury, o których nic nie wiemy. Gertruda R. Sławek przesuwa ich jak warcaby na planszy. Za chwilę pojawi się kapitan Karol Drewnowski z kontrwywiadu, imię znamy, a nawet nieco życie rodzinne. Wyraźnie sugeruje się czytelnikowi wyższość kontrwywiadu nad milicją.
Mamy drugiego trupa oraz informację, że Julia nosi nazwisko Hildebrandt, a pewien poszukiwany gość to niejaki Kempke. Znowu ukryta opcja niemiecka. Wiadome siły łakną polskiej myśli technicznej.
Zastanawiamy się, w jaki sposób taka osoba jak Julia mogła zostać szpiegiem. Wydaje się to absurdalne. Zapewne zdawała sobie z tego sprawę Gertruda R. Sławek i dlatego sugeruje nam, że dziewczyna już od dzieciństwa mogła marzyć o szpiegostwie. Oto matka Julii mówi kapitanowi Drewnowskiemu: „Niekiedy całymi dniami potrafiła sterczeć z lornetką w oknie (…). Mówiła, że bawi ją obserwowanie pasażerów pociągów. Tylko że nieraz przyglądała się pociągom towarowym”. Cóż, stąd już tylko krok do szpiegostwa i Julia ten krok żwawo wykonała. W tym momencie skojarzyłem sobie, że jako uczestnik wyjazdów kolejowych dla pasjonatów spotkałem kilka razy mężczyznę, który z zapamiętaniem notował wszystkie napotkane numery taborowe wagonów towarowych. Zgroza. Kilka drobnych tropów topograficznych daje podstawy do wniosku, że akcja powieści rozgrywa się w Poznaniu.
Powieść „Portret bez twarzy” ukazała się w nakładzie 120 tys. egz. , w 1979 roku. Papier od tego czasu bardzo poszarzał i lektura książki w metrze oraz tramwajach sprawiła mi pewien kłopot, ale prawdziwy entuzjasta polskiej powieści milicyjnej nie poddaje się nigdy. Tym bardziej, że przede mną lektura „W matni”, też Gertrudy R. Sławek. Zapewne wydawnictwo MON było lepszego zdania niż my odnośnie ” Portretu bez warzy”, gdyż „W matni” wypuszczono w niebotycznym nakładzie 240 tys. egz., czyli dwukrotnie wyższym.