Georges Simenon – Maigret w Holandii 138/2024

  • Autor: Georges Simenon
  • Tytuł: Maigret w Holandii
  • Przekład: Włodzimierz Grabowski
  • Wydawnictwo: C&T
  • Seria: Maigret (tom 8)
  • Rok wydania: 2022
  • Recenzent: Mariusz Młyński

Komisarz Maigret przyjeżdża do holenderskiej miejscowości Delfzijl; władze uniwersytetu w Nancy wymogły na paryskiej policji przyjazd kogoś, kto poprowadzi śledztwo w sprawie zamordowania Conrada Popingi, emerytowanego kapitana. Władze miasteczka podejrzewają o morderstwo profesora Jeana Duclosa, objeżdżającego okolice z wykładami z kryminologii; oficjalnie nie został oskarżony ale poproszono go by nie wyjeżdżał z Delfzijl.

Pierwszą spotkaną przez Maigreta osobą jest osiemnastoletnia córka farmera, której pomaga w odebraniu porodu cielaka; dziewczyna informuje komisarza, że Popingę zastrzelono z okna jego domu, a chwilę potem widziano Duclosa z rewolwerem w dłoni. Inspektor Pijpekamp z Groeningen sugeruje, by psuć atmosfery w miasteczku i dla uniknięcia skandalu uznać, że morderstwa dokonał jakiś marynarz, który odpłynął jednym ze statków; Maigret jest jednak nieprzejednany i urządza swoistą rekonstrukcję zdarzeń wierząc, że przestępca w jakiś sposób się zdradzi („Pojąłem pańską metodę, wcale nie nową. Sterroryzować podejrzanego, sprowokować go, umieścić go w klimatach jego zbrodni, wycisnąć przyznanie się. I zdarzało się, że przy podobnych próbach ktoś wbrew sobie powtarzał tamte ruchy”).

To jeden z pierwszych „Maigretów”, więc nie znajdziemy tu ani żony komisarza ani jego inspektorów; w ogóle książka jest typowa dla początkowego okresu serii, kiedy dużo śledztw prowadzonych było poza Paryżem. Powieść jest dość przeciętna, chwilami trochę usypiająca ale widzimy komisarza, który już na początku swojej kariery ma ugruntowane zasady prowadzenia śledztwa („Nie dać się odwieść od prawdy psychologicznym dywagacjom. Iść do końca za rozumowaniem wynikającym z materialnych wskazówek”); dzięki temu naraża się na pobłażliwe ale i trochę szydercze docinki protekcjonalnego i zarozumiałego profesora Duclosa. Maigret w swoim stylu wtapia się w lokalną społeczność, co jest wyjątkowo trudne: komisarz nie zna miejscowego języka, a poza tym widzi, że Delfzijl jest podzielone pod względem bogactwa oraz religijnego konserwatyzmu. Śledztwo Maigreta idzie więc opornie, ale zawsze widzimy go jako człowieka pełnego empatii i zrozumienia dla każdego – i tak będzie przez jeszcze 41 lat.

Wokół tej książki można znaleźć mnóstwo ciekawych rzeczy. Po pierwsze zekranizowano ją tylko dwa razy: po raz pierwszy dopiero w 1976 roku, a po raz drugi w 1996 roku i w tym przypadku akcję przeniesiono z Holandii do Finlandii – ciekawe dlaczego? Po drugie: w polskiej prasie pojawiła się ona pięć razy, za każdym razem w tłumaczeniu Wandy Wąsowskiej i pod tytułem „Zbrodnia w Holandii” – zgodnym zresztą z oryginałem. Po trzecie: legenda głosi, że to właśnie w Delfzijl Georges Simenon napisał pierwszego „Maigreta”; sam autor pisał, że w 1929 roku podczas wakacyjnego rejsu łodzią „Ostrogot” (na której zresztą w maju 1931 roku w miejscowości Morsang-sur-Seine napisał właśnie „Maigreta w Holandii”) zacumował w tym miasteczku i tam odkrył przeciek w kadłubie; łódź poszła więc do suchego doku, a Simenon wraz z żoną przeniósł się na starą barkę. I kiedy pewnego pewnego poranka siedział w kawiarni i nad dżinem rozmyślał o tym, co napisać, pojawiła się w jego głowie wizja zwalistego komisarza; z czasem dołożył do niej fajkę, melonik i gruby płaszcz, a skoro na barce było zimno i wilgotno zainstalował mu w biurze stary piec – i następnego dnia powstał pierwszy rozdział książki znanej w Polsce jako „Maigret i przybysz z Krakowa”.

Czy tak było naprawdę? Biografowie Simenona mają na ten temat różne zdania, autor pisał w tym czasie tyle książek, że mogło mu się coś pomylić – Holendrzy jednak nie zaprzątali sobie tym głów i 3 września 1966 roku odsłonili w Delfzijl rzeźbę Maigreta. Komisarz nie jest duży, ma jakieś 120 centymetrów wysokości i stoi na kamiennym cokole pośrodku trawnika; króciutki film z odsłonięcia pomnika można znaleźć w internecie. Gdy kiedyś będę w okolicach Groeningen, to pewnie skręcę w stronę morza i zrobię sobie zdjęcie z komisarzem:-)