Rewera Kamil – Kolorowe neony 150/2024

  • Autor: Rewera Kamil
  • Tytuł: Kolorowe neony
  • Wydawnictwo: MON
  • Rok wydania: 1972
  • Nakład: 40000
  • Recenzent: Mariusz Młyński

Internet podaje, że pod pseudonimem Kamil Rewera pisał książki Gabriel Zych – mam co do tego dość poważne wątpliwości: po pierwsze nie ma żadnego źródła, które by ten fakt potwierdzało; po drugie – w „Kolorowych neonach”, które wydają się być oparte na prawdziwych przeżyciach autora, padają dane, które są rozbieżne z biografią Gabriela Zycha, a po trzecie – po prostu nie mam do tego przekonania. Myślę, że to byłoby do rozszyfrowania – wydawnictwo Bellona, które jest kontynuatorem Wydawnictwa MON, może mieć w swoich archiwach choćby listy płac, a przecież odbioru pieniędzy nie kwitowały pseudonimy. Tylko, tak szczerze mówiąc, kogo to dziś interesuje?

Z tego co pamiętam w zapowiedzi w jednym z „Labiryntów”, „Kolorowe neony” to książka, którą napisał, wysłannik polskiego kontrwywiadu wojskowego. Autor przed dwoma laty brał udział jako obserwator w zjeździe niemieckich fizyków w Heidelbergu; wracając stamtąd zahaczył o Köln i wkrótce spotkał Williama Rawlingsa z uniwersytetu w Filadelfii, który złożył mu jednoznaczną propozycję współpracy z CIA. Teraz Rewera wraca z Paryża i również zatrzymuje się w Köln; tym razem spotyka się z samym szefem miejscowego oddziału, który na „dzień dobry” pyta go: „kto pana na nas nasłał?”. Autor przechodzi jednak test na wykrywaczu kłamstw i dzięki temu uzyskuje zlecenie wniknięcia do wojskowego instytutu technicznego z którym współpracuje; wkrótce jednak otrzymuje poważniejsze zadanie: „żeby pan ustalił, jakimi komputerami posługują się sztaby waszego wojska oraz jaki jest sposób ich wykorzystywania w mechanizmie dowodzenia”.

Łatwo się chyba domyślić dla kogo Kamil Rewera pracuje naprawdę; dowiadujemy się tego na czterech ostatnich stronach tekstu ale chyba każdy wie o tym od samego początku – prawdziwemu szpiegowi Wydawnictwo MON w 1972 roku chyba nie wydałoby książki. Wszystko jest więc cały czas jasne – autor ma nam zohydzić amerykański wywiad i czyni to bardzo ochoczo: nawet poszczególne osoby przedstawiane są wręcz odstręczająco – jeden z agentów to grubas ze stożkowatą głową i bryła mięsa o odpychającej powierzchowności; drugiego charakteryzuje prostacka twarz, a siodełkowata nasada jego nosa charakterystyczna jest dla trzeciego pokolenia syfilityków – i nawet pita przez nich wódka to pseudorosyjska śmierdziucha. Sama NRF też pokazana jest jak jeden wielki syf, kiła i mogiła: Köln robi na autorze wrażenie prowincji, „zresztą prowincją zalatuje we wszystkich wielkich miastach niemieckich”, po prostu „Niemcy, są najbardziej drobnomieszczańskim narodem Europy”; obrazu tej nędzy i rozpaczy dopełniają snujący się „robotnicy sprowadzani do cierpiących na brak rąk do pracy Niemiec Zachodnich z krajów Bliskiego Wschodu”.

Podobnie prostacką zero-jedynkowość autor zademonstruje jeszcze w dwóch innych książkach: w „Obiekcie nr 17” Niemcy będą dziadygami lub nieforemnymi olbrzymami, zaś Polacy niedościgłymi wzorami honoru i godności; w „Białej Walkirii” nasi rodacy, którzy połaszą się na zielone papierki będą kanaliami, łajdakami i szmatami. Dziwi mnie to, bo w „Kolorowych neonach” autor ewidentnie stylizuje się na Alistaira MacLeana: sarkastyczny język, rozwlekłe zdania, barwne opisy postaci; na tym jednak podobieństwo ze szkockim pisarzem się kończy, bo MacLean czarnych bohaterów przedstawiał niemalże równorzędnie z pozytywnymi; tu zaś jest barykada – po jednej stronie my, po drugiej oni. Książka, tak właściwie, to nie wiem po co jest napisana: autor, niczym Franek Dolas, wszystkich robi w konia – ale przecież to jest oczywiste, więc o co chodzi? Chyba tylko o pokazanie jakie niebezpieczeństwa czyhają na tych, którzy przejdą na Złą Stronę Mocy, bo nic innego z niej nie wynika.