- Autor: Nienacki Zbigniew
- Tytuł: Księga strachów
- Wydawca: Teatr Polskiego Radia
- Cykl: Teatr Klasyki dla Młodzieży
- Rok wydania: 1973 (5 III)
- Recenzent: Robert Żebrowski
Poszukiwane dziwne szachownice
Zbigniew Nienacki, czyli Zbigniew Tomasz Nowicki (1929-1994) nie wymaga przedstawiania. Warto jednak wiedzieć, że był on też autorem słuchowisk radiowych, wśród których były te, które kojarzymy z książkami z serii „Pan Samochodzik”, tj. „Niesamowity dwór” (1970) i „Księga strachów” (1973).
Reżyserem tego drugiego słuchowiska jest Jerzy Markuszewski. Jest ono adaptacją powieści pod tym samym tytułem, wydanej w roku 1967. Czas trwania to 27:51. Akcja toczy się gdzieś na Ziemiach Odzyskanych, ale jej czasu nie można określić.
Pan Tomasz zwany też Panem Samochodzikiem (grany tu – raczej nieoczekiwanie – przez Bronisława Pawlika) wspólnie z harcerzami: Sokolim Okiem (Maciej Damięcki) i Wiewiórką (Stefan Friedmann) [a harcerz gdzie Wilhelm Tell?!], w rejonie starego młyna oraz położonego w pobliżu obserwatorium astronomicznego, poszukiwali tajemniczych szachownic umieszczonych na kamiennych tablicach, z których jedna wskazałaby im miejsce ukrycia cennej pamiątki przez miejscowego barona von Haubitza. W poszukiwaniach tych nie byli odosobnieni. Taki sam cel przyświecał też Janowi Kuryłło, Szwajcarowi Fryderykowi i Niemcowi Klausowi. Pojawiły się też kobiety: Zenobia i Niemka Hilda, których cele nie były do końca znane.
W czasie poszukiwań pan Tomasz został napadnięty przez nieznanego przeciwnika i doprowadzony do stanu nieprzytomności. Innym razem Kuryłło musiał uciekać przed kimś, kto straszył go pistoletem. Zdarzyło się też, że towarzyszący harcerzom pies, wabiący się Sebastian, został potraktowany nabojem gazowym. Poszukiwania pamiętnika nie przyniosły rezultatu, jednak do sprawdzenia pozostało jeszcze jedno miejsce z szachownicą …
Słuchowisko to jest – mówiąc lapidarnie – słabiutkie. Obsada roli Pana Samochodzika to zupełna pomyłka. Sama oprawa dźwiękowa jest do przyjęcia, ale kwestie wypowiadane przez aktorów są bardzo zróżnicowane odnośnie głośności, co przeszkadza w odbiorze. Zakończenie zaś jest takie … jakby go w ogóle nie było. Mogłoby ono mieć sens jedynie wtedy, gdyby istniała druga część tego słuchowiska. A może istnieje, tylko nie jest dostępna?
PS Na zdjęciu peerelowski radiomagnetofon samochodowy „Wiraż”.