- Autor: Milc-Ziembińska Urszula
- Tytuł: Tajemnica „Elizabeth Arden”
- Wydawnictwo: KAW
- Seria: seria Czerwona Okładka
- Rok wydania: 1975, 1978
- Nakład: 100000
- Recenzent: Grzegorz Cielecki
LINK Recenzja Anny Błaszczyńskiej
LINK Recenzja Wiesława Kota
LINK Recenzja Mariusza Młyńskiego
Dystyngowany nimb trucizny albo o wyższości słonecznego brzegu nad koniakiem gruzińskim
Urszula Milc-Ziembińska znana jest tylko z dwóch powieści milicyjnych popełnionych za środkowego Gierka, a szkoda. Nie są to co prawda górne osiągi gatunku i schemat kryminalny wypada co najwyżej przeciętnie, ale mamy niezłe tło obyczajowe, Warszawę w tle i przede wszystkim kilka fajnych dialogów. A to już coś. W „Tajemnicy Elizabeth Arden” kapitan Bogdan Czerwiński prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa niejakiej Kingi Sonkowskiej. Otrucie cyjankiem potasu zawartym w tytułowej szmince.
Kinga zmarła w taksówce wracając z Teatru Wielkiego, gdzie była na „Romeo i Julii”. Taksówkarz chcąc uniknąć kłopotów postanowił porzucić ciało pod Powązkami, a dokładniej w krzakach na Elbląskiej. Co ciekawe, po namierzeniu go i przesłuchaniu zostaje puszczony wolno, co musimy uznać za niedorzeczne. Irytuje także zbieg okoliczności, że akurat pod teatrem był fotograf i wykonał kilka zdjęć przyszłej ofiary oraz jej znajomych – Ewy Niewczas, nauczycielki chemii (tak jest)i Łukasza Niewiadomskiego, pracownika Biura Obliczeń przemysłu Maszynowego. A zatem rutynowo –przypadki, zbiegi okoliczności . Do tej dwójki podejrzanych dołącza wkrótce mąż denatki, jego siostra oraz jeden z adoratorów pani Kingi. I tak milicjanci krążą wokół nich, a to rozpytując na okoliczność, a to inwigilując. A wszystko to w jowialnej atmosferze. A podwładni kapitana, to już super chłopaki, do rany przyłóż. Zarówno sierżant Grygo, jak i porucznik Kłosowski. „Do kapitana Czerwińskiego podszedł sierżant Romek Grygo. – No i co, kapitanie, mamy nową robotę? – A mamy, mamy. W sam raz dla ciebie. Młoda, piękna, elegancka kobieta; tyle tylko że nie żyje”.
Nie brak pięknych konstatacji o życiu:„- Czy mąż pani Sosnkowskiej miewał kochanki? – Na to jest za skąpy. Czerwiński z trudem stłumił uśmiech. – Na to niekoniecznie trzeba mieć pieniądze. – Owszem, jak się ma dwadzieścia kilka lat, a nie prawie sześćdziesiąt.”. Milicjanci potrafią również zachłysnąć się eleganckim światem i jednocześnie ukazać jak nisko są zaszeregowani w tabeli płac:
„- Co w ogóle sądzisz tej kobiecie? – zapytał już łagodniej Czerwiński. – Eksportowa dziewczyna. Dawno już nie widziałem takiej piękności . Nauczycielka chemii używająca drogich kosmetyków… Miała na sobie , lekko licząc, kilka tysięcy złotych”.
Każdy jest podejrzany, każdy potencjalnie miał dostęp do szminki i mógł podać ją ofierze lub kimś się w tym celu posłużyć. Zastanawiamy się nad motywacjami poszczególnych osób, ale jesteśmy świadomi , że autorka podsunie nam nagle rozwiązanie, które jej wydaje się najwygodniejsze, a nie to co mogłoby wynikać z logiki zdarzeń. A jednak czyta się z zainteresowaniem, bo Milc-Ziembińska ma gładki, przyjazny styl i co i raz wtrąca ciekawe scenki. Taka na przykład Ewa Niewczas usiłuje owinąć sobie wokół palca kapitana Czerwińskiego: „Czy tak przystojnego i interesującego mężczyzny jak pan nie zubaża pański zawód?” I skłamałbym twierdząc, ze nie osiąga na tym odcinku pewnych sukcesów. A przecież kapitana Czerwiński jest żonaty i ma dwie córki (to chyba jedyne nam znane informacje o życiu prywatnym oficera, co jest ogólnym niedowładem powieści milicyjnych jako gatunku – praca i tylko praca). Przy kolejnym spotkaniu pani Niewczas z kapitanem ta kontynuuje szarżę, chcąc go porwać na drinka i coś gorącego. Nie wiemy tylko, w domu czy na mieście. I w o ogóle po co to robi. Tylko niewinny flirt, czy coś więcej?
Jeden z podejrzanych pytany o wykształcenie podaje, że niepełne średnie. Dziś chyba już się tak nie mówi, ale pamiętam, że w serialu „07 zgłoś się” niejaki Jagodziński chwalił się takim wykształceniem. Znak czasów. Niepełne średnie to wszak podstawowe.
W innej scence milicjanci udają się na naradę na mieście, jak raz do lokalu „W-Z”, gdzie jak zwykle u Milc, panuje półmrok. Decydują się na koniak. Mając do wyboru pliskę, winiak gruziński i słoneczny brzeg wybierają ten ostatni trunek, gdyż: „ ma piękną barwę i przypomina lato”. Cóż, dziś taki zestaw można spotkać chyba tylko w „Lotosie”, „Paragrafie” i „Barze przy Kaśce”. Oczywiście formalnie nie są to koniaki. Słoneczny brzeg to bułgarska brandy. Moglibyśmy nazwać ją umownie koniakiem dla ubogich.
Warto także wspomnieć, że szminka Elizabeth Arden była wówczas trudno osiągalna (o czym czytamy) i uchodziła za luksus. Obecnie można ją nabyć powszechnie, jak również rozmaite wody toaletowe pod tą marką. A sama Elizabeth Arden to pseudonim zawodowy Florence Graham, która rozwinęła imperium kosmetyczne na początku XX wieku.
Jest nieco warszawskiej topografii, ale oszczędnie. Telepiemy się między Elektoralną, Elbląską, Otwocką, Placem Teatralnym i Świerczewskiego (obecnie Solidarności), Muranowem i Hotelem Europejskim. Kwartały bliskie memu sercu, bo w zasadzie codziennie jestem i na Solidarności (wprawdzie nie ma i nie było budynku nr 272) i mijam Elektoralną i przekraczam Plac Teatralny. Kto wie, może również dlatego moja atencja dla tego kryminałku jest większa niż on na to zasługuje. Gdzieś już także wspominałem, że miałem okazję spotkać się kiedyś z autorką. Stwierdziła wówczas, że „Tajemnica Elizabeth Arden” okazała się w łącznym nakładzie 600 tys. egz., co byłoby największym nakładem w historii powieści milicyjnej. Co ciekawe, korzystałem z drugiego wydania powieści (1978) i nie ma w stopce informacji o nakładzie, co dziwne, bo do końca PRLu regułą było podawanie nakładów.