Julian Siemionow – Trzech z Wydziału Śledczego 273/2024

  • Autor: Julian Siemionow 
  • Tytuł: Trzech z Wydziału Śledczego
  • Wydawnictwo: Iskry
  • Seria: Klub Srebrnego Klucza
  • Rok wydania: 1965
  • Nakład: 30000
  • Tytuł oryginału: Pietrowka 38
  • Tłumacz: Ignacy Szenfeld
  • Recenzent: Mariusz Młyński

LINK Recenzja Macieja Szwedowskiego

W Moskwie zaczyna działać banda uzbrojonych rabusiów; broń zdobywają po zamordowaniu jednego z milicjantów. W ciągu tygodnia zostają dokonane napady rabunkowe na komis, sklep spożywczy i pocztę; komenda główna wyznacza specjalną grupę operacyjną składającą się z trzech oficerów. Oprócz zatrzymania przestępców grupa musi też udaremnić kolejne dwa napady; musi też znaleźć prawdziwego szefa bandy.

Powiem krótko: tak powinno się pisać kryminały. Tu nie ma rozwadniania akcji jakimiś pobocznymi wątkami, nie ma jakichś psychologicznych analiz ani nadmiernego zagłębiania się w przeszłość bohaterów; jest rzeczowo, konkretnie, surowo i sugestywnie. Córka Juliana Siemionowa pisała w jego biografii, że tą powieścią zachwycony był Georges Simenon – i ta książka rzeczywiście bliska jest śledztwom komisarza Maigreta, zarówno pod względem treści, wizerunków postaci, jak też lakoniczności języka; jeden z oficerów, porucznik Roslakow, używa nawet podobne wypowiedzi („Na razie niczego nie widzę. Na razie tylko pytam”). Często widać, że książkę napisano w ZSRR – mamy tu dużo odniesień do klasyków rosyjskiej literatury; jest trochę dygresji sięgających głęboko w przeszłość; jest nawet sięgnięcie do metody skojarzeń Konstantina Stanisławskiego i szkoły Cesare Lombroso. Mamy tu świetne dialogi („– Co pani robi? – Nic, siedzę i myślę, ze dobrze byłoby wypić”), mamy nawet nawiązanie do polskiej kinematografii („– Oglądamy program telewizyjny. Idzie ciekawy polski film. – Mają dobre filmy”); trzeba też zaznaczyć świetny przekład – tłumacz umiejętnie posługuje się grypserą.

Osobną historią jest to, na co autor sobie pozwolił w zakresie historii najnowszej – widać, że niedawno skończył się stalinizm i nastąpiło lekkie rozluźnienie. Ojciec jednego z bohaterów „lubił tajgę o tej porze. Lubił ją od czterdziestego roku, kiedy po raz pierwszy projektował drogę z Magadanu” – czytaj: był więźniem gułagu. Ojciec drugiego, niegdyś generał-major, został aresztowany jako jeden z pomocników Berii i razem z nim rozstrzelany, a oficer śledczy mówi: „Jesteś synem łajdaka i nie waż się nazywać swego ojca czekistą” – zaledwie 10 lat wcześniej za takie zdanie można było samemu stanąć pod murem. Pojawia się też postać sędziego śledczego z prokuratury, który „był starym i doświadczonym pracownikiem. Trzymał się zasady, że lepiej jest przesolić, niż nie dosolić i nigdy w ciągu swojej wieloletniej praktyki się nie omylił. Przynajmniej tak mu się zdawało” – należy się domyślać, że stary sędzia doświadczenie zdobywał pod okiem wspomnianego Berii, a mi przypomniał mi się Nikołaj Jeżow, szef NKWD, którego oskarżono o to, że ścigając jakiś „element antyradziecki” kazał rozstrzelać setki niewinnych; on odpowiedział na to, że lepiej przegiąć niż nie dogiąć.

Wszystko czyta się więc dobrze i naprawdę warto sięgnąć po tę książkę. Wydano ją w Polsce dwa razy – w 1965 i w 1967 roku; ile wydań miała w ZSRR – trudno powiedzieć; zekranizowano ją w 1980 roku pod oryginalnym tytułem „Петровкa, 38” – i trzecie zdjęcie przedstawia plakat do filmu.