- Autor: Jeżewski Stefan
- Tytuł: Człowiek bez twarzy
- Wydawnictwo: MON
- Seria: seria Labirynt
- Rok wydania: 1966
- Nakład: 30300
- Recenzent: Mariusz Młyński
LINK Recenzja Michała Lorka
LINK Recenzja Grzegorza Cieleckiego
Na tarasie kawiarni hotelu „Stolica” w Warszawie zostają znalezione zwłoki samobójcy; denat wyskoczył z jedenastego piętra, a ze znalezionych dokumentów wynika, że jest to Jan Górski z Łodzi.
Śledztwo prowadzi porucznik Filip Lubicz – proza służby sprawiła, że stał się zblazowanym abnegatem, a zawodowe rozczarowania rekompensuje mu kino. Wkrótce okazuje się, że Jan Górski z Łodzi żyje i cieszy się doskonałym zdrowiem, a przed rokiem ukradziono mu dokumenty; istnieje więc podejrzenie, że sprawcą kradzieży był samobójca ze „Stolicy”. Lubiczowi wersja samobójstwa wydaje się podejrzana, gdyż denat zażył solidną dawkę środka nasennego i w chwili śmierci twardo spał; postanawia więc odszukać osoby, które krytycznego dnia mieszkały w hotelu w sąsiedztwie ofiary. Wśród nich znajduje się urzędnik z Krakowa; jego żona mówi Lubiczowi, że na wczasach w Sopocie poznał on przedstawiciela angielskich firm farmaceutycznych, który zaproponował mu pracę i w celu uzgodnienia szczegółów mieli się spotkać w Warszawie.
Tymczasem Grażyna Mass, sekretarka dyrektora firmy produkującej galanterię skórzaną, kontaktuje się w łódzkiej kawiarni z Heinrichem Brunnerem, przemysłowcem z Bremy i przekazuje mu informację w egzemplarzu „Expressu Wieczornego”. Grażyna Mass jest podejrzewana o utrzymywanie kontaktu z ośrodkiem wywiadowczym w NRF; wywiadowcy wiedzą, że to jest „półsekretarka, półprostytutka, ale w sumie zupełnie niegłupi agent” i dwaj inżynierowie z Instytutu Badań Chemicznych przekazali jej ciekawe notatki dotyczące pewnego eksperymentu o dużym znaczeniu dla gospodarki. Sprawę przejmuje kontrwywiad; kapitan Emil Lach wysuwa teorię, że Jan Górski był agentem NRF i upozorował samobójstwo, by zdezerterować, a Heinrich Brunner przyjechał do Polski, aby go znaleźć.
Stefan Jeżewski to kolejna „labiryntowa” enigma; podejrzewam jednak, że może to być funkcjonariusz kontrwywiadu – moje przypuszczenie wynika z tego, że właśnie ta formacja pokazana jest tu dość pozytywnie w odróżnieniu od milicji, która jest zbieraniną nieudaczników. Zawiązanie akcji jest dość intrygujące ale dalej jest już gorzej – autor chyba sam do końca nie wiedział w jakim kierunku ta książka ma iść: czasem jest dowcipnie, czasem dramatycznie, czasem egzystencjalnie ale przede wszystkim jest niekonsekwentnie i nierówno. Porucznik Lubicz: na początku widzimy go rozczarowanego służbą i przez to trochę opryskliwego i nieużytego; wyobrażamy sobie, że śledztwo mogłoby trochę go uskrzydlić – i co? I w pewnym momencie autor zostawia go samemu sobie – niby obejmuje dochodzenie ale co z tego, skoro od pewnej chwili w ogóle go nie widać? Główną postacią staje się doktor psychologii i kapitan kontrwywiadu Emil Lach – osobnik nie budzący sympatii, przynajmniej mojej: stroi fochy przed przełożonym, ma słabość do organizowania teatralnych finałów w stylu Herculesa Poirot, co, moim zdaniem, świadczy o tym, że kocha siebie z wzajemnością; jest wiecznym malkontentem i krytykantem, a jego rzekoma charyzma nie wynika z siły jego autorytetu ale z pospolitego strachu. Właśnie, strachu: mamy tu sceny pokazujące moc kryjącą się w legitymacji – Lach stawia do pionu dyrektora regionalnego oddziału telewizji, panoszy się w placówce WOP, a milicjant na skrzyżowaniu już zabiera się do składania mu meldunku. Zawsze mnie fascynowały te zależności: niby i SB i milicja i WOP podlegały pod jedno MSW ale, jak widać, zawsze byli ważni, ważniejsi i najważniejsi.
Generalnie jednak książka jest trochę nijaka: gubi ją nierówność ale przede wszystkim niekonsekwencja. Jest też trochę gapiostwa: Brunner cały czas ma na imię Heinrich, a na końcu Hermann – Hermann Brunner… skojarzenia oczywiste. Ale jest też ciekawa zagadka: co to jest „picie pod listę lokatorów”? Pierwszy kieliszek pije się pod mieszkanie numer 1, drugi pod numer 2 i tak dalej? W latach 80. mieszkałem w bloku w którym na liście lokatorów było 106 pozycji… Ale i tak najlepsze jest w tej książce pierwsze zdanie: „Muszę zamordować człowieka, chociaż nikt do morderstwa mnie nie zmusza i nie wiem nawet jeszcze, kogo zabiję” – w moim prywatnym rankingu pierwszych zdań ścisła czołówka.